Akta mogą utknąć u tłumacza
Treść
Jeśli polscy śledczy nie skorzystają z usług większej liczby tłumaczy, to z przesłanych wczoraj przez Rosjan akt dotyczących katastrofy pod Katyniem będziemy mogli skorzystać najwcześniej za 2-3 miesiące. Dopiero wówczas będziemy też w stanie ostatecznie przesądzić, ile wart jest rosyjski materiał, który w ocenie mecenasa Rafała Rogalskiego, pełnomocnika rodzin kilku ofiar, został mocno okrojony.
Polska prokuratura otrzymała wczoraj około 1300 kart rosyjskiego śledztwa dotyczącego katastrofy prezydenckiego samolotu, do której doszło 10 kwietnia br. W materiałach mają znajdować się zeznania świadków, protokoły i dokumentacja fotograficzna z oględzin miejsca katastrofy i protokoły z identyfikacji ciał ofiar. Jak zapewnił Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Generalnej, akta niezwłocznie będą przekazane prokuraturze wojskowej, gdzie prowadzone jest śledztwo. Jak zaznaczył, otrzymane dokumenty są sporządzone w języku rosyjskim i prokuratura wojskowa musi powołać biegłych tłumaczy przysięgłych, którzy dokonają przekładu akt na język polski.
Z faktu przekazania akt zadowolony jest mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik rodzin Lecha i Marii Kaczyńskich, Aleksandry Natalli-Świat, Przemysława Gosiewskiego i Janiny Fetlińskiej - ofiar katastrofy smoleńskiej. Jak zauważył, jest to jednak tylko 1300 kart, które według jego obliczeń mogą stanowić niespełna 10 procent zebranego przez Rosjan materiału dowodowego.
- Cieszę się, że mamy chociaż tyle, choć dziś nie jesteśmy w stanie ocenić wartości merytorycznej tych materiałów. Być może one niewiele wniosą do postępowania. Mam jednak nadzieję, że w przesłanych aktach są dokumenty, które mają istotne znaczenie dla wyjaśnienia wszystkich okoliczności tej katastrofy - ocenił. Mecenas Rogalski wyraził też zdziwienie, że dokumenty przekazywane są tak opieszale, bo jak przypomniał, pierwsze wnioski o pomoc prawną skierowane zostały do Rosjan tuż po katastrofie. W efekcie opóźnień po stronie rosyjskiej oraz konieczności przetłumaczenia dokumentów polscy śledczy - jeśli nie skorzystają z usług większej liczby tłumaczy (dotąd prokuratura, by zmniejszyć ryzyko przecieku, korzystała z usług jednego tłumacza) - z przesłanych rosyjskich materiałów będą mogli skorzystać dopiero za 2-3 miesiące.
- Ten materiał wymaga przetłumaczenia. W obecnych realiach będzie to trwało dość długo i nie jest to kwestia tygodnia czy dwóch. Jeden tłumacz może przetłumaczyć dziennie 10-15 stron. Z prostych wyliczeń wynika, że na 1300 kart będzie potrzebował około trzech miesięcy. To powoduje, że polskie śledztwo nie będzie przebiegało w sposób prawidłowy - ocenił Rafał Rogalski. W jego opinii, ważne jest, by strona rosyjska w przyszłości przekazywała akta polskim śledczym systematycznie, tak by można było je na bieżąco tłumaczyć.
Do sprawy wczoraj nie chciał odnosić się płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Jak zaznaczył, wszystkie kwestie dotyczące akt będą rozważane, gdy dokumenty znajdą się już w posiadaniu prokuratury.
W katastrofie Tu-154M pod Katyniem zginęło 96 osób, wśród nich prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka oraz przedstawiciele parlamentu, urzędów państwowych, wojska i Rodzin Katyńskich. Polskie śledztwo w tej sprawie prowadzi zespół śledczy Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2010-06-22
Autor: jc