Albo Rosja, albo Polska
Treść
Zdjęcie: Marek Borawski/ Nasz Dziennik
Nie tylko naciski USA i sojuszników Francji z NATO spowodowały wstrzymanie przekazania Rosji okrętu desantowego klasy Mistral. Umowa jest zamrożona, bo rząd w Paryżu nie chce przeszkodzić swoim firmom w zdobyciu kontraktów zbrojeniowych w Polsce
Polska od dawna wyrażała niezadowolenie z powodu podpisania przez Francję kontraktu z Rosją na dostawy mistrali. Oficjalnych, głośnych protestów rządu co prawda nie było, ale w poufnych rozmowach Warszawy z Paryżem ten temat był podnoszony. Sprawa kontraktu stała się drażliwa zwłaszcza po agresji Rosji na Ukrainę i pogorszeniu relacji Moskwy z NATO. Umowę na mistrale zawarto w 2010 r., francuski koncern DCNS miał najpierw zbudować w stoczni Saint Nazaire cztery okręty, ale ostatecznie stanęło na dwóch. „Władywostok” jest już gotowy do odbioru, a „Sewastopol” zwodowano w listopadzie br. i musi zostać teraz „tylko” wykończony i wyposażony w odpowiedni sprzęt.
Okręty w doku
Prezydent François Hollande poinformował jednak o tym, że dostawa mistrali jest zablokowana na bliżej nieokreślony czas. Pałac Elizejski nie kryje, że zależy to od tego, czy sytuacja na Ukrainie zostanie „unormowana”, bo tylko wtedy zostaną cofnięte zachodnie sankcje. Co jednak istotne, unijne restrykcje nie dotyczą formalnie kontraktów zawartych z Rosją przed ogłoszeniem sankcji, więc w zasadzie Francuzi mogliby tę umowę sfinalizować. Jednak tego nie robią, bo nie chcą ponieść znacznie większych strat na innych rynkach, w tym także w Polsce.
– Nie mamy wątpliwości, że gdyby nie fakt, że francuskie firmy starają się o duże kontrakty w Polsce, to już dawno odbyłaby się ceremonia przekazania „Władywostoku” Rosjanom i okręt ten operowałby na Morzu Czarnym pod rosyjską banderą – mówi „Naszemu Dziennikowi” jeden z wysokich rangą oficerów biorących udział w przygotowaniach przetargów zbrojeniowych. I wskazuje, że przecież wicepremier, minister obrony Tomasz Siemoniak mówił otwarcie, że jeśli Francja dostarczy okręty Rosjanom, to Polska znajdzie się w takiej sytuacji, że trudno nam będzie się zdecydować na zakup francuskich systemów antyrakietowych.
Poza tym nad Sekwaną zaczęli się odzywać tamtejsi eksperci, mówiący, że rząd francuski powinien zerwać umowę z Rosją, bo więcej tamtejsza zbrojeniówka może zarobić na umowach z Polską i innymi krajami. Za dwa mistrale Rosja ma zapłacić nieco ponad miliard euro. Kwota jest stosunkowo nieduża, bo stocznia w Saint Nazaire buduje w praktyce tylko same okręty, gdyż uzbrojenie oraz systemy łączności i dowodzenia są produkcji rosyjskiej. Także helikoptery i czołgi, które mają się znaleźć na pokładach mistrali, będą rosyjskie. W Polsce potencjalne kontrakty będą znacznie wyższe.
To tylko PR?
Poseł Marek Opioła (PiS) z sejmowej komisji obrony, komentując francuskie działania, wskazuje, że nie było dziełem przypadku, że podczas niedawnej wizyty w Warszawie minister obrony Francji Jean-Yves Le Drian poinformował oficjalnie szefa MON Tomasza Siemoniaka o krokach Paryża w sprawie mistrali. Le Drian otwarcie wszak stwierdził, że „przyjechał, by osobiście poinformować polskiego wicepremiera o decyzji podjętej przez prezydenta François Hollande’a”. – To bardzo dobra decyzja – oceniał Siemoniak.
Opioła nie ma jednak złudzeń, że jest to PR-owska zagrywka Francji, która nie chce sobie palić mostów w Polsce. Kontrakt na helikopterowce jest tylko zawieszony, a nie zerwany. – Już w 2010 r. podczas posiedzenia Rady Północnoatlantyckiej [najważniejszy organ decyzyjny NATO – przyp. red.] Francja była krytykowana za kontrakt z Rosją. Polska mówiła wtedy, do czego oni doprowadzili, że nikomu z sojuszników nie mówili o chęci sprzedaży mistrali. Francja się tłumaczyła, że cały świat sprzedaje Rosji broń – relacjonuje poseł.
Podkreśla, że za jakiś czas może dojść do takiej sytuacji, że prezydent Hollande jednak odblokuje rosyjski kontrakt.
Tomasz Szatkowski, prezes Narodowego Centrum Studiów Strategicznych, widzi decyzję odnośnie do mistrali w kontekście polskich przetargów. Francuzi mocno się bowiem zaangażowali w Polsce. Ale wszystko jest uzależnione od pieniędzy. – Nie wiemy, jakie kary umowne grożą Francji za ewentualne definitywne zerwanie kontraktu z Rosją. Jeśli zyski z umów w Polsce nie będą od nich wyższe, to Paryż będzie szukał sposobu, aby kontrakt z Moskwą jednak sfinalizować – mówi Szatkowski. I wskazuje, że Francuzi podchodzą do umów zbrojeniowych bardzo pragmatycznie, na czym my też możemy skorzystać. Bo chodzi nie tylko o mistrale. Koncerny znad Sekwany mogą bowiem udostępnić nam najnowsze technologie zbrojeniowe, podczas gdy np. Amerykanie niechętnie dzielą się swoimi zdobyczami nawet z sojusznikami.
Tarcza i śmigłowce
Polska jest obecnie bardzo atrakcyjnym rynkiem dla Francji. W przyszłym roku ma zostać rozstrzygnięty przetarg na dostawy systemu antyrakietowego średniego zasięgu „Wisła”. Walczą o niego dwa podmioty: francuskie konsorcjum Eurosam, które tworzą koncerny MBDA i Thales (podstawą systemu byłyby pociski Aster 30), oraz amerykański Raytheon z zestawami Patriot. Francuzi mocno zaangażowali się w ten program, podpisali listy intencyjne i umowy z polskimi firmami zbrojeniowymi, które zaprosili do współpracy przy budowie tarczy antyrakietowej. – Widać, że zależy im na tym kontrakcie, zaangażowali w to duże środki – mówi nasz rozmówca z MON. – I lobbowali u swojego rządu, żeby wspierał ich starania. I jednym ze skutków tego lobbingu jest na pewno wstrzymanie dostaw mistrali.
Liczby, a konkretnie sumy pieniędzy, które można zarobić, powodują, że więcej atutów niż Rosja ma w tej chwili Polska. Wszak za dwa okręty Paryż może dostać około 5 mld zł, a tymczasem nasz rząd planuje, że na tarczę antyrakietową wydamy do 2023 roku ponad 26 mld zł, i choć tarcza ma być w największym stopniu „spolonizowana”, to jednak pewnie przynajmniej połowa tej kwoty trafi bezpośrednio do zagranicznego dostawcy. A przecież niewykluczone jest i to, że nie skończy się na 26 mld zł, jeśli zechcemy kupić więcej niż osiem baterii rakiet, jak to jest teraz planowane. Poza tym MBDA i Thales mają nadzieję, że kontrakt w Polsce i współpraca z naszą zbrojeniówką mogłyby zaowocować zdobyciem zamówień na innych rynkach.
Drugi wielki kontrakt, o wartości nawet 10 mld zł – na dostawę 70 śmigłowców wielozadaniowych – też ma być rozstrzygnięty w 2015 roku. Do końca roku amerykański Sikorsky Aircraft Corporation (właściciel PZL Mielec, gdzie produkuje się maszyny Black Hawk), włoska AgustaWestland (PZL Świdnik i model AW 149) oraz Airbus Helicopters (główni akcjonariusze to rządy Francji i Niemiec oraz Hiszpanii, a AH oferuje maszynę Caracal). Konkurenci Airbusa, zwłaszcza Amerykanie, oskarżali nawet nasze władze o faworyzowanie tego producenta. Wojskowi mówią, że AH ma rzeczywiście duże szanse na zdobycie tego zamówienia, tym bardziej że prezes Guillaume Faury ogłosił, że maszyna będzie produkowana w Polsce, konkretnie w Wojskowych Zakładach Lotniczych nr 1 w Łodzi.
A przecież wkrótce MON ma ogłosić też przetarg na zakup ponad 30 śmigłowców szturmowych, w którym wystartują także wspomniani wcześniej producenci. Do wzięcia może być kwota znacznie większa niż za maszyny wielozadaniowe.
To zresztą nie jedyne zamówienia broni, jakie w najbliższych latach będą ogłaszane przez polski rząd. MON mówi o realizacji 14 dużych programów o wartości 130 miliardów złotych. I nie wszystko jest w stanie wyprodukować nasza zbrojeniówka z powodu braku choćby najnowszych technologii czy czasu. Musimy więc sporo sprzętu importować i niewykluczone, że część tych zakupów zrobimy we Francji. Tomasz Szatkowski mówi, że Francuzi produkują choćby dobrej klasy okręty podwodne, korwety czy patrolowce, a w tej chwili Marynarka Wojenna jest najbardziej zapóźnioną technicznie częścią Sił Zbrojnych. – Mamy bardzo zaawansowany program modernizacji Marynarki Wojennej, którą chcemy wyposażyć w dziesięć nowych okrętów – mówił niedawno w Sejmie wiceminister obrony Czesław Mroczek.
Krzysztof LoszNasz Dziennik, 9 grudnia 2014
Autor: mj