Armia nie ufa Platformie
Treść
Wyniki kolejnych wyborów - zarówno parlamentarnych, jak i prezydenckich - wskazują, że pełniący służbę poza granicami kraju polscy żołnierze są coraz mniej skłonni do głosowania na Platformę Obywatelską. Przełomowy był rok 2010, kiedy po trzech latach rządów Donalda Tuska armia kierowana wówczas przez ministra Bogdana Klicha wyraźnie powiedziała: "nie".
Jeszcze w czasie wyborów prezydenckich w 2005 r., kiedy o urząd rywalizowali Lech Kaczyński i Donald Tusk, żołnierze pełniący służbę poza granicami kraju w ramach Polskiego Kontyngentu Wojskowego z dystansem podchodzili do polityki braci Kaczyńskich. Choć w skali kraju w drugiej turze wyborów wygrał Lech Kaczyński, żołnierze wskazywali, że w roli prezydenta widzą Tuska. Taki był przynajmniej wybór służących wówczas w Iraku w bazach Echo, Charlie i Delta. Z 936 oddanych wtedy ważnych głosów Donald Tusk zebrał o 52 głosy więcej niż Lech Kaczyński. Dało mu to przewagę w proporcjach 47,22 proc. do 52,78 procent. Nieco odmienne zdanie miała nieliczna, bo 80-osobowa grupa żołnierzy służących w Afganistanie, która większym zaufaniem (o dwa głosy) obdarowała Kaczyńskiego. Mimo to w głosowaniu przeprowadzonym w ramach PKW wygrał Tusk.
Podobny wynik Platforma osiągnęła dwa lata później - jesienią 2007 r., podczas wyborów parlamentarnych. Wówczas zgodnie z ogólnokrajową tendencją wygrała Platforma Obywatelska. Co ciekawe, żołnierze dali swój mandat zaufania także partiom lewicowym, występującym pod wspólnym szyldem (Komitet Wyborczy Lewica i Demokraci SLD+SDPL+PD+UP). W tym czasie w Afganistanie głosowało już ok. 1,5 tys. żołnierzy z baz Bagram, Sahrana, Ghanzi, Wazi Khwa, Kushamond, Kandahar i Gardez. Spośród tych trzech partii najlepszy wynik osiągnęła ponownie PO (365 głosów) przed Lewicą (255) i PiS (224).
Głosowanie odbyło się też w Iraku w Bazie Dowództwa PKW i bazie Al-Kut. Z 547 oddanych ważnych głosów ponownie najwięcej należało do najmocniejszego trio: PO (236), Lewica (144) i PiS (116). Wojskowi głosowali też w Kosowie. Tu także wygrała PO (136), a Lewica i PiS zdobyły po 67 głosów. W sumie żołnierze pełniący służbę poza granicami kraju oddali ponad 2,7 tys. ważnych głosów, spośród których nieco ponad 27 proc. należało do PO. Partie lewicowe przekroczyły poziom 17-procentowego poparcia, a PiS zyskało niewiele ponad 15 proc. głosów.
Jednak rządy koalicji PO - PSL oraz sekwencja wydarzeń, jakie miały miejsce po katastrofie smoleńskiej, wyraźnie zmieniły sympatie polityczne żołnierzy. Dotąd rosnąca dominacja Platformy gwałtownie zmalała. W efekcie kolejną potyczkę o urząd prezydencki pomiędzy politykami związanymi z PO i PiS wśród żołnierzy służących na misjach zdecydowanie wygrał Jarosław Kaczyński, zdobywając w drugiej turze głosowania 61,79 proc. poparcia (Komorowski uzyskał 38,21 proc. głosów).
W 2010 r. komisje wyborcze były ulokowane w afgańskich bazach PKW: Bagram, Ghazni, Warrior, Qarabaqh, Giro, Four Corners i w Kabulu. W sumie oddano tam ponad 1,7 tys. ważnych głosów. Spośród nich 1069 należało do Jarosława Kaczyńskiego, a 661 do Bronisława Komorowskiego. Lepsze wyniki obecny prezydent RP uzyskał tylko w Iraku (wygrał w stosunku 8 do 12 głosów) i w Kosowie (wygrał 111 do 129 głosów). Te wyniki nie wpłynęły znacząco na rozmiar przewagi Kaczyńskiego wśród wojskowych służących poza granicami kraju. Lider PiS wygrał, zdobywając tam 59,69 proc. głosów przy 40,31-procentowym poparciu dla Komorowskiego.
W ocenie gen. bryg. rez. Jana Baranieckiego, zastępcy dowódcy Wojsk Lotniczych Obrony Powietrznej w latach 1997-2000, tak znacząca zmiana poglądów wojskowych nie wzięła się znikąd. Jak zauważył, żołnierze służący w warunkach bojowych najdotkliwiej mogli przekonać się o "skuteczności" działań rządu i szybkości realizacji składanych obietnic. - To chociażby sprawa bezzałogowych samolotów przeznaczonych do celów rozpoznawczych mających służyć w Afganistanie. Po długim czasie obietnic zakupiono za grube miliony złotych takie urządzenia w Izraelu, a tego rodzaju sprzęt był dostępny w Polsce. Również długo trzeba było czekać, zanim żołnierzom przekazano śmigłowce. Oni to widzą, bo w praktyce odczuwają te braki i tracą zaufanie do rządu - dodał. Nie bez wpływu na poglądy wojskowych jest też zapewne brak odpowiednich urządzeń wykrywających materiały wybuchowe wykorzystywanych w pułapkach na afgańskich drogach. Do tego doszły katastrofy samolotu CASA pod Mirosławcem w 2008 r. i Tu-154M pod Smoleńskiem w 2010 roku. - Sądzę, że w oczach wojska te katastrofy stanowiły swego rodzaju apogeum nieudolności cywilnego zwierzchnictwa armii oraz nieudolności rządu w kierowaniu państwem - kwituje gen. Baraniecki.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik Poniedziałek, 10 października 2011, Nr 236 (4167)
Autor: jc