Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Balicki admiruje Kopacz

Treść

Marek Balicki, były już poseł SLD, należał do najostrzejszych krytyków minister zdrowia Ewy Kopacz. Miał ku temu kwalifikacje, bo sam w przeszłości był szefem tego resortu. Jeśli sięgniemy do nie tak znowu głębokich archiwów prasowych i internetowych, to znajdziemy wiele wypowiedzi Balickiego punktujących błędy Ewy Kopacz. Choćby z ostatniej kampanii wyborczej, gdy krytykując rządy PO i prywatyzację szpitali, stwierdził m.in.: "Zdrowie to nie towar, a szpital to nie fabryka". Wytykał też minister zdrowia, że nadal mamy ogromne kolejki do lekarzy specjalistów, drogie leki; że minister Kopacz nie zadbała o to, żeby lekarze i stomatolodzy wrócili do szkół; że ustawy reformujące ochronę zdrowia były pisane przez panią minister na kolanie. I nagle Marek Balicki doznał jakiegoś oświecenia, bo przestał atakować minister Kopacz. Już wczoraj można było usłyszeć, jak ciepło się o niej wyrażał jako kandydatce na nowego marszałka Sejmu, chwaląc jej polityczną inteligencję, sprawność. Starał się także nie powiedzieć nic złego na temat resortu zdrowia.

Cóż tak odmieniło byłego posła SLD, partii, która przecież cały czas jest w opozycji i - jak wszystko wskazuje - w niej pozostanie? Chyba nie osobisty urok pani minister Kopacz, bo przez kilka lat Balicki był na niego najwyraźniej odporny. Zmiana jest po prostu związana z tym, że Marek Balicki znalazł się na krótkiej liście kandydatów do objęcia schedy po Ewie Kopacz, gdyby ta na stałe miała przenieść się na Wiejską. A skoro tak, to nie wypada już atakować Platformy Obywatelskiej i jej polityki zdrowotnej. Wkrótce pewnie usłyszymy też, że były poseł SLD nie widzi nic złego w prywatyzacji szpitali i innych pomysłach forsowanych przez partię rządzącą.
Taki polityczny transfer to nic nowego, Balicki może przecież pokonać taką samą drogę jak Bartosz Arłukowicz, który najpierw był surowym krytykiem Platformy, rządu i Donalda Tuska w trakcie prac w komisji śledczej badającej aferę hazardową, a potem błyskawicznie zmienił poglądy i przeszedł do PO. Ale premierowi, jeśli oddałby resort zdrowia Balickiemu, chodzi nie tylko o pozyskanie do rządu jednego z najsurowszych krytyków dotychczasowej polityki zdrowotnej państwa. Tusk wykorzystuje sytuację, bo w Platformie po prostu brakuje fachowców od zdrowia. Chodzi mu też o całkowite zwasalizowanie lewicy. Bo przecież Balicki ma w SLD wielu przyjaciół i kto wie, ilu z nich może za jego namową opuścić swój klub parlamentarny, zasilając Platformę. Wszak w PO mało kto dementuje informacje o tym, że Tusk chce utrzymać koalicję z PSL i dodatkowo wyłuskać do Platformy niektórych posłów z SLD i z Ruchu Palikota. Okres powyborczy zaczyna więc przypominać piłkarskie okno transferowe, gdy kluby kupują nowych zawodników. W Sejmie tak się akurat składa, że to klub PO ma pieniądze na transfery w postaci różnych rządowych stanowisk. I kupuje polityków. Kto będzie następny?

Nasz Dziennik Piątek, 14 października 2011, Nr 240 (4171)

Autor: au