Biuro Rzecznika Praw Dziecka ostrzega
Treść
Kto zajmuje się dziećmi, kiedy rodzice wyjeżdżają bez nich za granicę w celach zarobkowych? Mimo że nikt nie wie, jaka jest skala tego zjawiska, nie powinniśmy go lekceważyć. Zdaniem ekspertów, osoby decydujące się na dłuższą rozłąkę z rodziną muszą liczyć się z tym, że koszty w sferze emocjonalnej dla całej rodziny mogą być zdecydowanie większe od zdobytego majątku. - Zjawisko pozostawiania dzieci pod opieką jednego z rodziców albo rodziny, kiedy oboje wyjeżdżają za granicę w celach zarobkowych, na pewno się nasila - uważa Bogdan Kaniuk z Biura Rzecznika Praw Dziecka. Rodzice wyjeżdżający za granicę, aby poprawić status materialny własnych rodzin, mogą - choć na pewno tego nie chcą - wyrządzić wielką krzywdę swoim dzieciom. Niejednokrotnie pozostawione pod opieką zastępczych opiekunów trafiają do domów dziecka. Poczucie opuszczenia i osamotnienia jest tak niebezpieczne, że jeśli nawet nie dziś, to być może w dorosłym życiu zbierze swoje żniwo. Anna Szolc-Kowalska, dyrektor Archidiecezjalnego Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego w Łodzi, w swojej praktyce spotkała się już z sytuacjami, kiedy rodzice zostawili dziecko u rodziny lub osób, u których mieszkali. - Miałam taki przypadek, że chłopiec nie miał w ogóle aktu urodzenia i dopiero w momencie, kiedy miał iść do szkoły, ta sprawa wyszła na jaw - powiedziała nam. Gdy dziecko zostaje na kilka miesięcy bądź dłużej pod opieką babci czy ciotki, matka traci z nim kontakt, a po powrocie nie jest łatwo odbudować więź. - Wtedy zaczynają się bardzo poważne problemy psychologiczne i wychowawcze z dzieckiem - stwierdza Szolc-Kowalska. - Należy pamiętać, że długotrwałe wychowywanie się dzieci bez opieki obojga rodziców naturalnych może mieć nieodwracalne, negatywne konsekwencje, mające swoje odzwierciedlenie w nieprawidłowym rozwoju psychospołecznym dziecka - wtóruje jej Konrad Więch, koordynator Departamentu Pomocy i Integracji Społecznej w resorcie pracy. W jego przekonaniu, nie jest dobrym rozwiązaniem tworzenie takich rozwiązań insytucjonalno-prawnych, które dawałyby możliwość pozostawiania przez obydwoje rodziców biologicznych swoich dzieci pod opieką dalszej rodziny lub osób obcych, w sytuacjach, gdy sami wyjeżdżaliby poza granice kraju w celach zarobkowych. - Zgodnie z Kodeksem rodzinnym i opiekuńczym dziecko pozostaje pod władzą rodzicielską aż do osiągnięcia pełnoletniości. Rodzice mają prawo i obowiązek do wykonywania pieczy nad dzieckiem - przypomina Więch. Wątek pozostawiania dzieci w Polsce przez rodziców czasowo pracujących za granicą coraz częściej pojawia się w skargach i prośbach o pomoc kierowanych do rzecznika praw dziecka. Nawet krótkotrwała rozłąka stwarza problemy Wyjazd jednego z rodziców do pracy za granicę nierzadko jest jednym z elementów, które powodują konflikt między małżonkami i dezintegrację rodziny. Jak powiedział nam Bogdan Kaniuk z Biura Rzecznika Praw Dziecka, w kwestiach dotyczących pewnych zaniedbań czy niewłaściwej opieki nad dziećmi, w tle, jako przyczyna, pojawia się wyjazd któregoś z rodziców lub podjęcie tego typu decyzji. Rozłąka, nawet krótkotrwała, rodzi zawsze jakiś problem dla rodziny, gdyż - jak podkreślił - kiedy jedno z rodziców pozostaje w kraju, to jest nadmiernie obciążone obowiązkami domowymi, a jeżeli wyjeżdżają obydwoje, to wtedy mamy do czynienia z takim samym problemem, jaki dotyczy sierot. - Te dzieci zostają osierocone i nie ma to znaczenia, czy będzie się opiekowała nimi babcia, dziadek czy ciocia. Nawet jeżeli są to osoby dosyć sprawne, potrafiące zadbać o te dzieci, to jednak tych uczuć typowo rodzicielskich nie są w stanie dać - stwierdza Kaniuk. Na niektóre efekty nasilającego się procesu poczekamy, ale są nieuniknione. - Dopiero w życiu dorosłym mogą się u tych osób pojawić problemy z okresu dzieciństwa, wynikające z tego, że rodzice nie poświęcili im uwagi, ciepła rodzinnego, tylko po prostu wyjeżdżali na długo w celu zarobkowym - zauważa pracownik Biura RPD. Dlaczego rodzice podejmują tak drastyczne decyzje? Zdaniem Kaniuka, sytuacja jest o tyle skomplikowana, że w niektórych zawodach do tej pory było bardzo ciężko z pracą, a obecnie za granicą ludzie ci są doceniani i dobrze opłacani. To powoduje też presję otoczenia, bo sąsiad się dorobił, kupił mieszkanie czy samochód - jest bodziec do wyjazdu. - Zaczyna się błędne koło, bo jest ta presja, że tam można zarobić, ale to jest jednak daleko i powoduje rozłąkę. Żeby coś przywieźć, to trzeba jednak pojechać na pół roku, na rok. A wtedy może pojawić się kolejna kwestia dotycząca rozpadu tych małżeństw - diagnozuje. Czy w sąsiedztwie są takie dzieci? Jakie działania są podejmowane, jeśli wskutek wyjazdu rodziców dziecko jest zagrożone? Gdy w Barwicach matka przed wyjazdem za granicę zostawiła dwoje dzieci pod opieką ojca alkoholika, pracownicy socjalni, którzy znali problem rodzinny, interweniowali, prosząc o pomoc dziadków. - Wyjazdy rodziców za chlebem to zjawisko, które staje się coraz bardziej nagminne - mówi Beata Kromer, pracownik socjalny z Ośrodka Pomocy Społecznej w Kozienicach. Na ogół jednak opieka nad dziećmi zostaje powierzona komuś z najbliższej rodziny. Zwykle są to dziadkowie, którzy chętnie takiej pomocy udzielają. Jak wynika z jej doświadczeń, na wsiach ten problem jest bardziej dotkliwy. - Tam mamy często do czynienia z rodziną wielopokoleniową i zdarza się tak, że wszystko, co dzieje się wewnątrz rodziny, jest utrzymywane w tajemnicy. Kiedy nadarza się możliwość wyjazdu zarobkowego za granicę, jest to powód do radości, a nawet dumy, dlatego kwestia obowiązków rodzicielskich niestety często schodzi na dalszy plan - tłumaczy Beata Kromer. Bywa więc tak, że ośrodek dowiaduje się o jakiejś trudnej sytuacji z dość dużym opóźnieniem. Pozostawione przez rodziców dzieci trafiają niekiedy do domów dziecka, jak to miało niedawno miejsce w jednej z gmin pod Lublinem, bo zastępczy opiekunowie nie dają sobie z nimi rady czy to z powodów wychowawczych, czy też materialnych. W "Naszym Dzienniku" ks. prof. Henryk Witczyk opisał niedawno tragiczny przykład 14-letniego chłopca, który gdy jego matka i ojczym wyjechali do Wielkiej Brytanii, odebrał sobie życie, a w pozostawionym liście napisał, że czuł się przez wszystkich ignorowany. Problem jest zauważalny, choć nie osiąga olbrzymiej skali, uważa wiceminister rozwoju regionalnego Joanna Kluzik-Rostkowska. - Nasz system opieki nad dzieckiem jest bardzo źle zorganizowany. W przypadkach wymagających pomocy kluczową rolę powinien odgrywać pracownik socjalny, a w praktyce wygląda to często tak, że status tych pracowników ze względu na płacę jest niski i są obarczeni pracą biurową, w związku z tym nie mają czasu ani siły na skuteczną pomoc tam, gdzie ona jest wymagana - mówi wiceminister, zapewniając, że pracuje nad nowym systemem opieki nad dzieckiem. - Bez przebudowy systemu opieki nad dzieckiem, bez stworzenia takiej sytuacji, w której pracownicy socjalni rzeczywiście będą w stanie, będą chcieli i będą dopingowani do tego, żeby różnym rodzinom pomagać, również takim jak te związane z wyjazdami za granicę, to ja to czarno widzę - puentuje Kluzik-Rostkowska. Jacek Sądej Współpraca Katarzyna Widelska "Nasz Dziennik" 2007-08-09
Autor: wa