Bluźnierczy spektakl w Mediolanie
Treść
Na deskach mediolańskiego Teatru Franco Parenti już wkrótce zostanie wystawiony kontrowersyjny spektakl Romea Castellucciego "O twarzy. Wizerunek Syna Boga". Grupy oburzonych Włochów wzywają do bojkotu i manifestacji przed budynkiem teatru. To samo przedstawienie w ostatnich miesiącach spowodowało we Francji prawdziwą burzę.
W repertuarze na styczeń (24 i 28 stycznia) mediolańskiego Teatru Franco Parenti widnieje spektakl Castellucciego. Tematem głównym sztuki jest człowiek i proces starzenia się ludzkiego ciała. Na scenie pojawia się zniedołężniały starzec, który nie jest w stanie zadbać o swoje potrzeby fizjologiczne. Zajmuje się nim syn, jednak nie do końca potrafi sobie z tą sytuacją poradzić. W sali unosi się nieprzyjemny zapach fekaliów, które zaczynają pokrywać sceniczne deski. Wszystko to rozgrywa się na tle gigantycznego płótna Antonella da Messiny przedstawiającego wizerunek Syna Bożego. W pewnym momencie - w pierwotnej wersji scenariusza - na scenę wbiegają dzieci i zaczynają ciskać granaty w namalowaną twarz Chrystusa. Na zakończenie wizerunek Zbawiciela pokrywa się jakimiś zaciekami wyglądającymi jak fekalia. Pojawia się również napis w języku angielskim: "You are my shepard" (Jesteś moim pasterzem); dodatkowo ukazuje się nieco zaciemnione słowo "not", co sprawia, że zdanie można odczytać jako przeczenie: "Nie jesteś moim pasterzem".
Pytany o swoją produkcję reżyser kilkakrotnie powtarzał, że jego spektakl w zamierzeniu nie ma być obrazoburczy. Celem przedstawienia nie jest zaś wzbudzenie pogardy dla Chrystusowego Oblicza, ale podkreślenie, że Boży Syn całkowicie się ogołocił, by stać się człowiekiem, by dzielić z nim jego trudy i warunki, w jakich przychodzi mu żyć. Jak twierdzi, przedstawienie ma być prowokacją dorefleksji nad ludzką kondycją. Ma też ukazywać wiele postaw współczesnych ludzi wobec wizerunku Chrystusa - od całkowitego odrzucenia (ciskanie granatów) aż do akceptacji wpisującej się w cierpienie. Każdy, zdaniem reżysera, może wybrać, po której stronie się opowiada.
Komentując uzasadnienia Castellucciego, dr Massimo Introvigne, włoski socjolog zajmujący się m.in. tematyką dyskryminacji na tle religijnym, zauważa, że nawet jeśli reżyser podaje prawdziwe założenia tego spektaklu, to mimo wszystko budzą one wiele wątpliwości typowych dla współczesnej produkcji artystycznej. Chodzi tu przede wszystkim o przeświadczenie, jakoby to, co obsceniczne i odpychające, miało wywoływać u widza efekt oczyszczający i wzbudzać pozytywne reakcje. Introvigne przypomina, że według Magisterium Kościoła człowiek dąży do piękna, które prowadzi do prawdy i dobra, a naturalna reakcja na brzydotę nie może być pozytywna. Dość wspomnieć słowa Benedykta XVI, które w 2009 r. skierował do artystów całego świata: "Zbyt często propagowane dziś piękno jest złudne (...) [które] szybko staje się własnym zaprzeczeniem, jego oblicze staje się sprośne, transgresyjne i prowokacyjne. Prawdziwe piękno natomiast otwiera ludzkie serce na głębokie pragnienie poznania, kochania i zbliżenia się do Innego, poza mną samym".
Introvigne dodaje, że obecnie próbuje się forsować koncepcję, iż wszystko można pokazać, jeśli tylko artysta w sposób wiarygodny i politycznie poprawny poda uzasadnienie takiego czy innego wyboru. Ale, jak twierdzi włoski socjolog, takie podejście jest zwodnicze. Same intencje nie wystarczą. Jeśli ktoś ukazuje np. scenę zbiorowego gwałtu i robi to bynajmniej nie w sposób symboliczny, ale jak najbardziej dosłowny - ze wszystkimi możliwymi szczegółami, a później twierdzi, że jego celem było potępienie przemocy wobec kobiet, to z pewnością trzeba powiedzieć, że cel nie uświęca środków. Bo środkiem jest przecież pornografia.
Odwoływanie się do deklarowanych przez reżysera intencji nie powinno mieć wpływu na ocenę tego, co widz faktycznie ogląda. A w przypadku produkcji Castellucciego w scenie końcowej widać wizerunek Chrystusa zbrukany ekskrementami. Obiektywnie jest to coś odpychającego i stanowiącego obrazę dla wierzących. Jak stwierdza Introvigne, katolicy nie mają obowiązku tolerowania tego typu prezentacji w imię relatywistycznej koncepcji, jakoby prawo do determinowania sensu i znaczenia dzieł miał jedynie ich twórca.
Anna Bałaban
Nasz Dziennik Poniedziałek, 16 stycznia 2012, Nr 12 (4247)
Autor: au