Broni nie składamy
Treść
Z prezydentem Łodzi Jerzym Kropiwnickim rozmawia Paweł Tunia PO i Lewica jednak odrzuciły projekt ustawy o przywróceniu dnia wolnego od pracy w święto Trzech Króli... - Byłem bardzo zaskoczony decyzją większości sejmowej. Wiedziałem, iż w samej Platformie są na ten temat kontrowersje, że grupa liberalna w tej partii nie bardzo jest życzliwa temu pomysłowi, to jednak docierały stamtąd wiadomości, że stanowisko klubu pod wpływem skrzydła konserwatywnego stopniowo mięknie i że nie będzie dyscypliny albo będzie ona bardzo rozluźniona. Tymczasem okazało się, że niemal cały klub głosował za odrzuceniem ustawy i tylko 10 posłów odważyło się głosować przeciwko odrzuceniu projektu w pierwszym czytaniu. A gdyby znalazło się trochę więcej takich odważnych w PO, to sprawa nadal znajdowałaby się w pracach legislacyjnych w Sejmie. Wprowadzenie dyscypliny w klubie PO było dla Pana zaskoczeniem? - Bardzo się temu dziwię, bo przez pewien czas kierownictwo klubu mogło uważać, że jest to kwestia gospodarcza, a wobec tego moralnie neutralna. Jednak po wyraźnym i jasnym oświadczeniu Episkopatu Polski tego rodzaju rozumowanie nie było już uprawnione. Wspominam o tym dlatego, że wówczas, kiedy byłem na pierwszym posiedzeniu Sejmu w tej sprawie, to posłowie PO mówili, iż oni chcieliby nawet, żeby to święto było Polakom przywrócone jako dzień wolny, ale ponieważ nie jest to sprawa sumienia, to podporządkują się dyscyplinie klubowej. Jednak była to sprawa sumienia. Poseł Platformy Antoni Mężydło powiedział nam, że święto zostanie wprowadzone, jak Polska stanie się krajem lepiej rozwiniętym gospodarczo... - Takie tłumaczenie to wolne żarty, dlatego że jak się Polska lepiej rozwinie, to wtedy znajdą się domorośli ekonomiści, którzy wyliczą, że koszt święta będzie dwa razy większy niż obecnie. To jest takie sztuczne szukanie uzasadnienia. Za czasów Mieszka I było nas stać na to święto, za czasów Sobieskiego też, za Piłsudskiego, a teraz nagle okazuje się, że nas nie stać. Jest to dziwne usprawiedliwianie decyzji PO. Czy inicjatywa obywatelska w sprawie święta po decyzji parlamentu nie zostanie zmarnowana? - Ja nie należę do ludzi, którzy odpuszczają, jeśli coś uważają za słuszne. W tej chwili naradzę się z przyjaciółmi, z kolegami, z pracownikami, którzy razem ze mną prowadzili tę inicjatywę, i jeśli ich zdanie będzie zbieżne z moim, to niewykluczone, że za kilka miesięcy pojawimy się w Sejmie, tylko tym razem z milionem podpisów. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-10-18
Autor: wa