Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Celem jest czołowa dziesiątka

Treść

Rozmowa z Katarzyną Karasińską, najlepszą polską narciarką alpejską Dlaczego tak trudno wychować w Polsce dobrego narciarza alpejskiego? - To pytanie raczej do trenerów i działaczy, nie zaś do mnie. Wydaje mi się jednak, że odkąd naszą kadrę objął Roland Bair z każdym sezonem notujemy postępy. Jesteśmy coraz bardziej widoczni na trasach, nabieramy pewności siebie. Ale czy uda się przekroczyć kolejne granice zależy nie tylko od trenera, który musi przygotować odpowiedni program szkoleniowy, ale też zawodnika: jego motywacji, podejścia i wiary. Bez niej nic się nie da osiągnąć. Jakie cechy musi mieć zatem alpejczyk, którzy myśli o włączeniu się do walki o punkty Pucharu Świata? - Umiejętności, technika to jedno. Różnice czasowe wśród najlepszych są jednak tak minimalne, że o wszystkim decyduje głowa, nastawienie psychiczne, odwaga. Chcąc osiągnąć coś w narciarstwie, trzeba dokładnie wiedzieć co i konsekwentnie do tego dążyć. Sport przecież kosztuje wiele wyrzeczeń, mnóstwo czasu spędza się poza domem, z pewnych rzeczy trzeba zrezygnować, życie podporządkować treningom i startom. To nie jest łatwe, a jest podstawą. Poza tym ogromną rolę odgrywa motywacja, chęć walki nawet wówczas, gdy nie wychodzi. Wiele znaczy dobry trener, ale od zawodnika zależy, czy jego uwagi potrafi wykorzystać. W narciarstwie o sukcesie decydują niuanse, ułamki sekund. Dlatego wielkie umiejętności muszą być połączone z odwagą i mocną głową. Pani od pewnego czasu coraz śmielej radzi sobie na pucharowych trasach. - Pewnie udaje mi się dobrze stosować do poleceń trenera (śmiech). Często analizujemy wspólnie moje przejazdy, wyciągamy wnioski, czasami mamy odmienne zdanie, ale i wówczas staramy się wypracować jedno stanowisko. Dużo daje mi odpowiednie podejście do zawodów. Stojąc na starcie powtarzam sobie, że potrafię, bo z niejedną z utytułowanych rywalek już kiedyś wygrałam. Powtórzę - klucz do sukcesu leży w głowie. Gdybym nie wierzyła w powodzenie, nie byłoby sensu w ogóle wyruszać na trasę. Ja muszę czuć, że jestem w stanie walczyć z najlepszymi. Kilka zawodów Pucharu Świata kończyła już Pani w czołowej dwudziestce, jedne na znakomitym, dwunastym miejscu. Cele i marzenia są jednak większe? - Ja jestem na razie zadowolona z tego, co za mną. Udaje mi się bowiem realizować niemal wszystko to, co z trenerem zakładamy. Mamy sporo materiałów do przemyśleń, praktycznie każdy przejazd daje nam dodatkowe informacje. Z każdym sezonem pnę się w górę i myślę, że czołowa dziesiątka jest spokojnie do osiągnięcia. Oczywiście, skoro było dobrze to oczekiwania i wymagania wzrosły. Ale jestem dobrej myśli, chętna do pracy i zmotywowana. Czego Pani brakuje, by zagościć w dziesiątce? - Mimo wszystko większej wiary w siebie. Mam bowiem podobne warunki do rozwoju, co najlepsze zawodniczki. Treningi odbywam na wysokim poziomie, wszystkie potrzeby sprzętowe, serwisowe są spełniane. Brakuje mi chyba jeszcze obycia z najpoważniejszymi zawodami, ich atmosferą, specyfiką. Muszę raz, drugi, trzeci pokonać dobrze trudną trasę, by ją poczuć, oswoić się. W narciarstwie ta wiara w siebie pozwala obrać najkrótszą i najszybszą linię jazdy, przekroczyć pewne granice. Jestem jednak optymistycznie nastawiona. Bardzo bym chciała już w przyszłym sezonie plasować się regularnie w dziesiątce, może nawet koło ósmego miejsca. Punktowanie w Pucharze Świata jest bardzo ważne, decyduje o numerze startowym. To trudny do spełnienia, ale realny scenariusz. Pójdą za Panią i inne koleżanki z kadry? - A dlaczego nie? Mamy niezłą grupę, w której są bardzo zdolne dziewczyny, młodsze ode mnie. Spore możliwości ma Agnieszka Gąsienica-Daniel, która już w przyszłym sezonie może kwalifikować się do pucharowych zawodów w slalomie i gigancie. Nie ukrywam, że wszyscy wiele zawdzięczamy trenerowi Rolandowi Bairowi. Wprowadził bardzo dużo nowinek do zajęć, wykonujemy różne ćwiczenia, które mają pomóc w ogólnym rozwoju. Wspinamy się m.in. po skałkach, co nie tylko kształtuje mięśnie i jest doskonałą pracą dla całego ciała, ale i hartuje psychikę: pomaga pokonać lęk, jakieś obawy, bariery. Poza tym mamy z trenerem świetny kontakt, możemy z nim o wszystkim porozmawiać, podzielić się uwagami, ogólnie rzecz biorąc - współpraca wygląda świetnie. Stąd też wiara, że polscy alpejczycy sprawią niejedną niespodziankę. Dziękuję za rozmowę. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2007-04-24

Autor: wa