Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Chesterton (312)

Treść

Istnieje pewien bardzo niemoralny rodzaj książek. Mam na myśli książki przeznaczone dla klubów dyskusyjnych. Czytelnik przegląda tematy do dyskusji, umieszczone w kolejności alfabetycznej, i przy każdym temacie znajduje sumaryczną - i mocno chaotyczną - argumentację za i przeciw. Jeśli poszukamy tematu pod nazwą "herbata", znajdziemy takie na przykład argumenty "za": "przyjęcia z herbatą sprzyjają dobrym manierom - bachantki, które rozszarpały Penteusza na strzępy, nie były pod wpływem herbaty - (...) długotrwałość cywilizacji chińskiej jest skutkiem picia herbaty (...)". Argumenty "przeciw" będą zaś następujące: "dzieci wylewają na siebie wrzątek z czajników - wszyscy biblijni święci żyli w czasach, kiedy herbata nie była znana - chińskie tortury są skutkiem picia herbaty (...)". A mówiąc serio, z takiego podejścia wynika pewien problem. Dyskutanci uczą się, że istnieje określona liczba argumentów za i przeciw danej kwestii. Skutek jest taki, że nie są w stanie poradzić sobie z jakimkolwiek nowym, zaskakującym argumentem. Wiedzą, jaki ruch należy wykonać w odpowiedzi na konkretny gambit (...), lecz jeśli ktoś ich zaatakuje w inny sposób, dalej wykonują ten sam wyuczony ruch. (...) Nieraz mi się zdarzało toczyć z kimś dyskusję, która okazywała się kompletnie jałowa, ponieważ mój przeciwnik z uporem replikował nie na to, co powiedziałem, ale na to, co jego zdaniem powinienem był powiedzieć. Jeśli broniłem chrześcijaństwa, on atakował argumenty, które uważał za typowo chrześcijańskie, a nie argumenty, których ja używałem. Jeśli krytykowałem oligarchię, on bronił tych jej wad, które uważał za słabe punkty, a nie wad, które były celem mojego ataku. (...) Często dyskutuję w takim czy innym klubie na temat socjalizmu. Wyrażam wtedy opinię, która brzmi mniej więcej tak: "Jestem przeciw socjalizmowi, ale nie dlatego, żeby mi się podobał obecny system handlu i konkurencji. (...) Dzisiejszy handel nie jest zresztą oparty na wolnej konkurencji, ale prędzej już na współdziałaniu. (...) Kapitaliści nie lubią konkurencji tak samo jak socjaliści. Jedni i drudzy są zwolennikami koncentracji bogactwa i centralnego zarządzania, czyli w praktyce rządów niewielkiej grupy ludzi. (...) Jeśli nasze domy mają być cudzą własnością, to moim zdaniem nie robi żadnej różnicy, czy będzie to kapitalistyczne konsorcjum, czy socjalistyczny zarząd budynków. Nie wierzę, że prawo głosowania w wyborach samo w sobie wystarczy, by chronić obywateli przed samowolą rządów. Dlatego nie jestem socjalistą". Potem (co przyjmiecie z ulgą) milknę i siadam. Za to mój socjalistyczny oponent podnosi się z miejsca i bardzo uprzejmie oznajmia: "Z przyjemnością wysłuchaliśmy błyskotliwej, choć niezbyt przekonującej, pochwały systemu kapitalistycznego, wygłoszonej przez pana Chestertona. Mój szanowny przedmówca uważa, że panuje obecnie wolna konkurencja, a system kapitalistyczny jest zdrowy i silny. (...) Trudno nam podzielić jego zachwyt dla wielkich konsorcjów i drapieżnych kapitalistów. Jego pomysłowa koncepcja, że słabi powinni zginąć..." - itp., itd. Serce się kraje, kiedy człowiek patrzy na coś tak rozpaczliwie beznadziejnego. Tłumaczenie Jaga Rydzewska Gilbert Keith Chesterton - fragment eseju, który ukazał się w "The Illustrated London News" w dniu 3.06.1911 r. "Nasz Dziennik" 2008-09-12

Autor: wa