Czas zmian w Wiśle
Treść
Trzęsienie ziemi w Wiśle Kraków. Kilkanaście dni po zaskakującej i nagłej zmianie trenera (Kazimierza Moskala zastąpił Michał Probierz) z funkcji prezesa zrezygnował Bogdan Basałaj, a w jego ślady pójdzie zapewne Stan Valckx, jeszcze nie tak dawno uważany za wzór dyrektora sportowego w naszej lidze. Latem rewolucja czeka zespół.
We wtorek Wisła wygrała na wyjeździe z Lechem Poznań 1:0 w pierwszym meczu ćwierćfinału Pucharu Polski. Te rozgrywki są dla niej ostatnią szansą na załapanie się do Ligi Europejskiej. Na obronę tytułu nie ma już szans, na zajęcie miejsca na podium w ekstraklasie - mizerne. Brak "Białej Gwiazdy" w pucharach będzie dla niej katastrofą, ale takiego scenariusza nie można wykluczyć. Rezygnacja Basałaja oznaczała krach budowy zespołu w oparciu o wzorce holenderskie. Były już prezes liczył, że Wisła pod wodzą trenera Roberta Maaskanta i Valckxa awansuje do Ligi Mistrzów albo przynajmniej zajdzie daleko w Lidze Europejskiej, stając się liderem na długie lata na krajowym podwórku. Maaskant, owszem, drużynę do tytułu doprowadził, ale okazał się szkoleniowcem bojaźliwym, tchórzliwym i niepotrafiącym przekazać swym zawodnikom nic ze szkoły holenderskiej, lubującej się w futbolu atrakcyjnym i ofensywnym. Jesienią zastąpił go Moskal, który zdaniem Basałaja miał być krakowskim Josepem Guardiolą. Nic z tego nie wyszło, jego miejsce zajął Probierz, który faktycznie trenera Barcelony przypomina... z wyglądu i stylu ubierania się. Valckx, przy wsparciu byłego już prezesa, ściągnął pod Wawel zastępy piłkarzy z całego świata. W ubiegłym sezonie, szczęśliwie, dzięki słabości rywali, zdobyli oni tytuł, ale przy tym błyskawicznie wyszły na jaw wszystkie ich niedostatki. Mizerne umiejętności sporej części w połączeniu z kiepską motywacją większości doprowadziły Wisłę na skraj przepaści, w którą zleci, jeśli nie zakwalifikuje się do pucharów. Z tak wychwalanego dyrektora Holender zmienił się w jednego z najbardziej krytykowanych. Niemal każdy wytyka mu teraz, że sprowadził do Wisły piłkarzy starych, nieperspektywicznych, bez większej ambicji. Największą jednak klęską Valcxa i Basałaja była praca z młodzieżą. Podczas gry Legia Warszawa ze swoją szkółką święci triumfy i zbiera owoce, na Reymonta jedyny wychowanek, na siłę wprowadzany do zespołu (Michał Czekaj), wyróżniał się kolekcjonowaniem czerwonych kartek. Akademii piłkarskiej Wisła nie ma, podobnie jak bazy treningowej. To kompromitacja jak na klub mający mocarstwowe aspiracje. Valckx może się jednak bronić (i to mocno) faktem, że został zmuszony do wyszukiwania piłkarzy wolnych, bez kontraktów, za których nie trzeba było płacić. Taka polityka na dłuższą metę nie mogła przynieść owoców.
W poniedziałek stanowisko wiceprezesa ds. sportowych Wisły objął Jacek Bednarz, w przeszłości dyrektor sportowy. Stał się zwierzchnikiem Valckxa, co oznacza, że Holender długo w Krakowie już nie popracuje. Bednarz przejmie stery nad transferami, a jego głównym zadaniem będzie wyrównanie propozycji między graczami z Polski i zagranicy, zachwianej w nienormalny sposób (prosty przykład: we wtorkowym meczu z Lechem w podstawowym składzie drużyny wyszedł... jeden Polak). Basałaj nie miał podobno wielkiego wpływu na zatrudnienie Bednarza, podał się do dymisji, która została przyjęta. Latem do totalnego przewietrzenia szatni dojdzie w zespole. Aż dziewięciu zawodnikom kończą się kontrakty. Na wypożyczonego Davida Bitona, najlepszego strzelca, klubu nie stać (kosztuje 1,6 mln euro). Najlepszy piłkarz i lider zespołu Maor Melikson ma propozycje z czołowych lig europejskich i pod Wawelem raczej nie zostanie. Na pewno, jeśli Wisła nie awansuje do pucharów. A jeśli nie awansuje, to nie będzie mieć pieniędzy, na których nadmiar i w tym momencie nie narzeka...
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik Czwartek, 15 marca 2012, Nr 63 (4298)
Autor: au