Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Czy rząd wiedział, na co się zgadza

Treść

Dopiero po atakach internautów-hakerów, którzy zablokowali dostęp do internetowych stron kancelarii premiera, niektórych ministerstw i Sejmu, rząd postanowił jeszcze raz się zastanowić, czy w najbliższy czwartek w Tokio Polska przystąpi do ACTA - międzynarodowej umowy handlowej w sprawie zwalczania obrotu towarami podrobionymi. Przeciwnicy umowy podnoszą, że pod płaszczykiem ochrony praw autorskich następuje zamach na swobody obywatelskie, próba inwigilacji obywateli i cenzury w internecie. Minister administracji i cyfryzacji Michał Boni po konsultacjach ministrów z premierem stwierdził, iż "myśli, że do podpisania umowy w czwartek dojdzie".

Podpisanie ACTA uzasadniane jest ustanowieniem ram działania w celu skutecznego eliminowania naruszeń praw własności intelektualnej. Mimo szczytnego celu określonego w samej nazwie umowy i jej uzasadnieniu poważne wątpliwości budzą - jak to zwykle bywa - szczegółowe zapisy umowy. Oponenci proponowanych w ACTA zapisów zwracają uwagę, iż pod pretekstem walki z piractwem w internecie wprowadzane są narzędzia ograniczające prawa obywatelskie - mające uzasadnić inwigilowanie obywateli np. jako potencjalnych przestępców. Dodatkowo poważne wątpliwości budzi niejasność i nieprecyzyjność zapisów umowy.
Prace nad umową, nie tylko w naszym kraju, toczyły się głównie w zaciszu rządowych gabinetów. Do czasu gdy na kwestię umowy nie zwróciły uwagi spektakularne ataki na rządowe strony internetowe, doprowadzenie do zgody państw Unii Europejskiej na podpisanie ACTA zaliczane było nawet przez propagandę rządu Donalda Tuska do listy sukcesów polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej. Decyzję o przystąpieniu państw UE do umowy z Australią, Kanadą, Japonią, Koreą Południową, Meksykiem, Marokiem, Nową Zelandią, Singapurem, Szwajcarią i Stanami Zjednoczonymi podjęto na ostatnim unijnym szczycie podczas polskiej prezydencji w połowie grudnia. Jeszcze przed wczorajszymi konsultacjami w kancelarii premiera ministrowie Donalda Tuska, którzy wspierali podpisanie umowy, spuścili z tonu. Minister administracji i cyfryzacji Michał Boni stwierdził, że Polska może nie podpisać ACTA 26 stycznia. Według Boniego, choć rząd przyjął już uchwałę w sprawie podpisania ACTA, to jeszcze premier nie podpisał upoważnienia do podpisania dokumentu. Przyznał też, że rzeczywiście podczas prac nad przystąpieniem do umowy zabrakło szerokich konsultacji społecznych, które należałoby przeprowadzić.
Po konsultacjach w kancelarii premiera Boni stwierdził, że ACTA polskiego prawa nie zmieni. - Uważamy, że procedura i prace nad tym dokumentem powinny trwać, a Polska powinna mieć gotowość do jego podpisania, tak jak wszystkie pozostałe kraje Unii Europejskiej, z których kilka poinformowało Komisję Europejską o podpisaniu tego dokumentu, ale z opóźnieniem wynikającym z kwestii proceduralnych - powiedział Boni. Stwierdził, iż myśli, że do podpisania przez Polskę umowy w czwartek dojdzie. Jak jednak zaznaczył, należy odróżnić samo podpisanie dokumentu od faktu stania się dokumentu prawem. - Będzie jeszcze ten okres ratyfikacyjny i myślę, że w czasie tego okresu ratyfikacyjnego wszystkie argumenty za i przeciw się pojawią i zależnie od tego ten dokument będzie ratyfikowany albo nie - zadeklarował.
Minister gospodarki, wicepremier Waldemar Pawlak tłumaczył, że przyjęcia umowy nie należy się bać. - Nie wykracza to poza te przepisy, które w prawie krajowym obowiązują. Nic się nie pogorszy - zapewniał Pawlak. Stwierdził jednak, że podpisanie umowy może zostać odłożone w czasie, a nawet może zapaść decyzja, że Polska do umowy nie przystąpi.

Nie tędy droga
O niepodpisywanie przez Polskę ACTA zaapelowała wczoraj do rządu Donalda Tuska cała opozycja. Politycy ugrupowań opozycyjnych skłaniali się do przeprowadzenia szerokich konsultacji w sprawie zawartości umowy i ustalenia, jakie praktyczne skutki będzie niosła ze sobą taka umowa. - Ta umowa handlowa ogranicza swobody obywatelskie. (...) A możliwość nieskrępowanego dostępu do internetu, wymiany myśli, poglądów, ocen jest jedną z zasadniczych wolności obywatelskich. Jako klub parlamentarny jesteśmy przeciwni piractwu, ale nie tędy droga. Nie tymi metodami należy zwalczać piractwo - ocenił przewodniczący klubu Prawa i Sprawiedliwości Mariusz Błaszczak. Zapowiedział, że klub PiS złoży wniosek, aby podczas najbliższego posiedzenia Sejmu zebrały się na wspólnych obradach komisje: ds. Unii Europejskiej, Kultury i Środków Przekazu oraz Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii, aby na tym forum porozmawiać wraz z partnerami społecznymi o wolności w internecie. Błaszczak zwrócił uwagę, iż w trakcie procesu podejmowania decyzji w sprawie przystąpienia do umowy zabrakło konsultacji społecznych. - Albo rząd jest niekompetentny i nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji podejmowanych działań, albo to jest z premedytacją przyjęta umowa, by sprawy, które ograniczają swobody obywatelskie, przemycać przy okazji innych decyzji - dodał przewodniczący klubu PiS.
O niepodpisywanie umowy i podjęcie w tej sprawie konsultacji apelowali również politycy Solidarnej Polski, SLD i Ruchu Palikota. Uzasadniając stanowisko SLD były wiceminister nauki Wojciech Szewko, zwracał uwagę, że regulacje zawarte w ACTA budzą wątpliwości z punktu widzenia ich zgodności z Konstytucją, m.in. naruszają, w jego opinii, tajemnicę korespondencji, a urzędnikom dają możliwość np. samodzielnego określania, kto jest, a kto nie jest nie tylko winny naruszania praw autorskich. Jeden z artykułów ACTA mówi np. o możliwości wydania dostawcy usług internetowych nakazu niezwłocznego ujawnienia posiadaczowi praw informacji wystarczających do zidentyfikowania abonenta, którego konto zostało użyte do "domniemanego naruszenia" praw związanych ze znakami towarowymi czy praw autorskich.

Artur Kowalski

Nasz Dziennik Wtorek, 24 stycznia 2012, Nr 19 (4254)

Autor: au