Debata "publiczna" z nazwy
Treść
Debata publiczna o emeryturach pod patronatem prezydenta nie była bynajmniej "publiczna". Ci sami ludzie, którzy odpowiadają za zapaść naszego systemu emerytalnego i dramatycznie niskie przyszłe emerytury Polaków dyskutowali, co zmienić, żeby zostało po staremu i nikt ich za to nie rozliczył.
Na debatę "publiczną" do Belwederu zaproszeni zostali m.in. minister Michał Boni, prof. Marek Góra, Agnieszka Chłoń-Domińczak, Jeremi Mordasiewicz, słowem - architekci i konserwatorzy złego, bankrutującego systemu emerytalnego w Polsce, który nie jest w stanie zapewnić Polakom na starość godziwej emerytury. Zabrakło ekonomistów, którzy prezentują całkiem odmienne spojrzenie na system emerytalny, m.in prof. Józefiny Hrynkiewicz, dr. Cezarego Mecha, prof. Leokadii Oręziak, dr. Pawła Pelca, prof. Jerzego Żyżyńskiego. Dyskusja "w gronie swoich" obracała się wokół utartych schematów i przypominała zaklinanie rzeczywistości: podnieść wiek emerytalny, zrównać wiek dla kobiet i mężczyzn, wprowadzić wielofunduszowość OFE, pozwolić funduszom inwestować w ryzykowne instrumenty pochodne, zwiększyć na powrót składkę do OFE, wprowadzić ulgi podatkowe na ubezpieczenia kapitałowe, ratować demografię imigracją ze wschodu. W tym kontekście próby podjęcia debaty o solidarności społecznej i konieczności realnego wzmocnienia I filara opartego na solidarności pokoleniowej ugrzęzły w morzu neoliberalnych komunałów. Nie padła odpowiedź na podstawowe pytania, np. jak zmusić pracodawców do zatrudniania ludzi pod siedemdziesiątkę i kobiet w wieku prokreacyjnym, jak sprawić, żeby szefowie firm raczyli zawierać umowy o pracę i płacić składki emerytalne, zamiast wypychać ludzi na kontrakty i samozatrudnienie, jak złagodzić skutki "niezawinionych przerw w zatrudnieniu spowodowanych bezrobociem, jak poprawić strukturę demograficzną polskiego społeczeństwa.
Kropkę nad "i" postawiła minister pracy Jolanta Fedak: - Przyznajmy, że system kapitałowy zbankrutował, a wszelkie fundusze buforowe nadmiernie obciążają finanse publiczne. Nasze próby naprawy są jak przeszczep, który odpada, a po podaniu leków - odpada zupełnie - powiedziała. Zaapelowała do zebranych, aby rozstrzygać zasadnicze sprawy, a nie oboczne.
- Zerwaliśmy nić pokoleniową. Wy zbyt lekko to traktujecie. Co zrobimy z ludźmi, którzy przez 20 lat w ogóle nie mieli zatrudnienia i nie dostaną emerytury? Oni staną się problemem społecznym! - minister pracy próbowała przywołać dyskutantów do rzeczywistości. Według niej, czynnikiem decydującym o tym, jakie będą emerytury i czy w ogóle będą, są głównie miejsca pracy. Tymczasem obecny system emerytalny jest bezsilny wobec nowych zjawisk na rynku pracy, takich jak praca na czarno, bezrobocie, praca na kontraktach czy samozatrudnienie. - Po co podnosić wiek emerytalny i zmuszać ludzi do dłuższej pracy, skoro tej pracy nie ma?
Niech ludzie sami decydują, czy chcą później przejść na emeryturę i mieć wyższe świadczenie, czy też pracować krócej, a otrzymywać mniej - mówiła Fedak. W jej ocenie, obecna dyskusja zmierza w kierunku "emerytury obywatelskiej", ustawowego minimum, które jest jednakowe dla wszystkich.
Tańczą, jak im grają rynki
Zupełnie inaczej zapatrują się na reformę systemu emerytalnego eksperci spoza grona zaproszonych do Belwederu. Przede wszystkim sytuują emerytury w kontekście finansów publicznych i całej polityki gospodarczo-społecznej.
- Sanacja systemu finansów publicznych (którego częścią jest system emerytalny) musi być oparta na trzech filarach: polityce prorodzinnej, tworzeniu miejsc pracy i optymalizacji wydatków budżetowych - twierdzi dr Cezary Mech, finansista, szef nadzoru nad OFE w pierwszych latach po ich utworzeniu.
Poprawę struktury demograficznej, niezbędną do prawidłowego funkcjonowania systemu emerytalnego, można osiągnąć, wprowadzając szeroką gamę narzędzi wspierających dzietność rodzin. Z kolei tworzenie w Polsce nowych miejsc pracy wymaga odwrócenia dotychczasowej polityki gospodarczej i monetarnej, która od lat nastawiona jest na import towarów do Polski, likwidację krajowych miejsc pracy i wypychanie Polaków na emigrację. Odwrócenie tego trendu można osiągnąć poprzez utrzymywanie relatywnie niskich stóp procentowych, przeciwdziałanie spekulacyjnej aprecjacji waluty, popieranie eksportu i rozwijanie rodzimych przedsiębiorstw. Trzeci element naprawy systemu - optymalizacja wydatków budżetowych - nie polega bynajmniej na ślepym cięciu wydatków przy pomocy "reguły wydatkowej", lecz na cięciu wyłącznie wydatków nierozwojowych, wegetatywnych i prestiżowych, przy równoczesnym podtrzymywaniu lub nawet zwiększaniu wydatków rozwojowych, które zwiększą w przyszłości bazę podatkową i wpływy do budżetu. - Wielkość deficytu jest nieistotna, czy to będzie 0,3, czy nawet 7 proc. PKB, ważne jest tylko - czy sensownie wydano pieniądze, czy zwrócą się z naddatkiem - tłumaczy dr Mech.
O debacie w Belwederze wypowiadał się krytycznie. - Niestety, część ekspertów reprezentuje wyłącznie interesy instytucji finansowych, zapominając o wszystkich podatnikach. Inni z kolei uważają, że należy likwidować nieefektywne instytucje, co można porównać z niemądrą decyzją, aby każdy chory narząd amputować, zamiast leczyć. W efekcie politycy zamiast ratować system solidarności społecznej, wdrożyć w Polsce politykę prorodzinną - wykorzystują argumenty demograficzne na opak - do przekonywania, że skoro brak miejsc pracy, to po co nam dzieci... Następuje ograniczenie solidarności na rzecz własnej zapobiegliwości - jak nie uzbierasz sobie na emeryturę, to będziesz żył w biedzie. Konsekwencją antyrodzinnej polityki jest to, że cały system społeczny oparty na solidarności pokoleń rozpada się w konwulsjach: podatki będą rosnąć, emerytury spadać, będziemy dłużej pracować i umierać w kolejce do lekarza - mówi dr Mech.
W całym dotychczasowym reformowaniu systemu ludziom władzy nie chodzi tak naprawdę o "godziwe emerytury dla Polaków", lecz o utrzymanie się na synekurach. Tańczą tak, jak grają rynki. Bez poparcia instytucji finansowych wielu polityków dawno zniknęłoby z polskiej sceny.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik 2011-05-20
Autor: jc