Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dopłaty na nowych zasadach?

Treść

Minister rolnictwa Marek Sawicki proponuje znaczące zmiany w unijnych programach rolnych. I ma przeciwko sobie nie tylko opozycję, ale również część partyjnych kolegów

Marek Sawicki chce zróżnicować dopłaty bezpośrednie w zależności od wielkości gospodarstwa. Przy rozdzielaniu dotacji unijnych na inwestycje zamierza preferować średnie gospodarstwa rolne.

Szef resortu rolnictwa tłumaczy, że chodzi mu o zwiększenie dopłat dla „aktywnych rolników”, czyli tych, którzy faktycznie zajmują się produkcją rolną i mogą dzięki wsparciu publicznemu osiągnąć samodzielność finansową i być bardziej konkurencyjni na wspólnym rynku. Ale niewykluczone, że największe problemy z przekonaniem do swoich racji Sawicki będzie miał w samym PSL. Już bowiem odzywają się w Stronnictwie krytyczne głosy w sprawie projektu zmian w systemie dopłat bezpośrednich.

Po równo nie zawsze sprawiedliwie

Gdyby zostawić wszystko po staremu, czyli płatność podstawowa byłaby taka sama w każdym gospodarstwie, to wtedy za każdy hektar rolnik dostawałby równowartość 205 euro (131 euro to jednolita płatność obszarowa, a 74 euro to płatność za tzw. zazielenienie). Nie licząc oczywiście płatności uzupełniających do niektórych sektorów produkcji (np. owoce miękkie, buraki cukrowe, rośliny motylkowate, hodowla niektórych gatunków zwierząt). Jednak zdaniem ministra rolnictwa najlepiej byłoby dopłaty zróżnicować.

W pierwszym wariancie minister proponuje, aby płatność podstawową zredukować do 184 euro – taka stawka przysługiwałaby za pierwsze pięć hektarów ziemi i za grunty powyżej 30 hektarów. 204 euro byłoby wypłacane za grunty o powierzchni od 5,01 do 10 ha, a jeśli rolnik ma jeszcze więcej ziemi, to w przedziale od 10,01 do 30 ha dopłata wzrastałaby do 264 euro za 1 hektar. Za każdy hektar powyżej 30 ha płatność znowu spadałaby do 184 euro.

Drugi wariant polega na tym, że wyższe płatności przysługiwałyby za grunty od 3,01 do 10 ha (210 euro do każdego hektara) i od 10,01 do 30 ha (246 euro do każdego hektara). Za pierwsze trzy hektary i za to wszystko, co rolnik miałby powyżej 30 ha, dostawałby 184 euro.

Ten projekt wielu ludowcom nie przypadł do gustu. Woleliby utrzymanie dotychczasowego systemu, czyli jednakowych płatności za każdy hektar ziemi. Poseł Stanisław Żelichowski przyznaje, że wielu kolegom nie podoba się „rynkowe” podejście ministra Sawickiego, który chciałby wspierać przede wszystkim gospodarstwa rozwojowe, takie, które mogą stać się gospodarstwami towarowymi, związanymi z rynkiem.

– Nie ma co owijać w bawełnę: boimy się, czy minister nie idzie za daleko, czy jego propozycje nie spowodują dla nas zbyt dużego kosztu politycznego w postaci spadku poparcia na wsi. Może i z punktu widzenia gospodarczego to ma sens, ale politycznie może to nas za dużo kosztować, bo w świat pójdzie informacja, że ludowcy chcą likwidować małe gospodarstwa – mówi „Naszemu Dziennikowi” inny z posłów PSL.

Minister rolnictwa odpowiada, że to nie jest jego celem. – Małe gospodarstwa nie będą likwidowane na siłę, one też będą mogły się restrukturyzować i zwiększać produkcję – zapewnia Marek Sawicki. I wskazuje, że w projekcie Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich zapisał działanie pod tytułem „Restrukturyzacja małych gospodarstw”, czyli takich, których wielkość ekonomiczna nie przekracza 6 tys. euro. Rolnik będzie mógł dostać 60 tys. zł dotacji na realizację zadań, dzięki którym wielkość jego gospodarstwa wzrośnie do poziomu co najmniej 6 tys. euro (przynajmniej o 20 proc. w stosunku do wartości wyjściowej). Poza tym, jeśli małe gospodarstwa zdecydują się na prowadzenie któregoś z kierunków produkcji preferowanych przez ministerstwo rolnictwa (np. rośliny białkowe), to mogą dostać dodatkowe dopłaty bezpośrednie i wtedy płatność za 1 ha może przekroczyć nawet 600 euro.

Gdy ktoś nie chce już być rolnikiem

Jednocześnie resort deklaruje wypłacenie dodatkowej pomocy finansowej dla tych właścicieli małych gospodarstw socjalnych (do 10 ha), którzy chcieliby dobrowolnie odejść z rolnictwa. Do kategorii najmniejszych zalicza się w Polsce 650-680 tys. gospodarstw, a właściciele co najmniej 60 proc. z nich i tak nie prowadzą produkcji, tylko wydzierżawiają ziemię innym rolnikom.

Marek Sawicki proponuje więc specjalne premie dla tych rolników, którzy sprzedawaliby lub oddawali ziemię innym rolnikom. Taka premia wynosiłaby 120 proc. należnych rolnikowi dopłat za cały okres 2014-2020. Marek Sawicki uważa, że dzięki publicznej pomocy wielu rolników mogłoby rozpocząć samodzielną działalność gospodarczą poza rolnictwem. Bo oprócz tej premii rolnik, który np. otworzyłby nową firmę usługową czy produkcyjną, mógłby liczyć na dodatkową dotację w wysokości do 100 tys. złotych.

– Nie wykluczam, że skorzystałbym z takiej propozycji, bo niedługo ojciec przechodzi na emeryturę, a gospodarstwo zapewnia bardzo małe dochody – mówi Michał Hernik, współwłaściciel 6-hektarowego gospodarstwa. – W moim przypadku 120 proc. dopłat to byłaby kwota około 50 tys. złotych. Do tego doliczam przynaj- mniej 70 tys. zł ze sprzedaży ziemi i 100 tys. zł premii. Razem dawałoby to kwotę ponad 200 tys. złotych. I za te pieniądze można by już kupić dużą część maszyn i urządzeń do warsztatu samochodowego, bo mój drugi wyuczony zawód to mechanik – tłumaczy.

Inni rolnicy są sceptyczni. – Mało kto ma szansę, aby z rolnika przekwalifikować się na prywatnego przedsiębiorcę, bo nie każdy ma ku temu zdolności i nie każdy biznes musi się udać. Ziemia to jednak majątek o znacznej wartości, którego nie warto się pozbywać – argumentuje rolnik Stanisław Piechocki. – Dlatego nie sądzę, aby było wielu chętnych do skorzystania z tego programu – dodaje.

Masowego porzucania ziemi nie oczekuje jednak i minister Sawicki. W jego opinii, zmiany w rolnictwie muszą być ewolucyjne, tak jak to się dzieje od 1989 roku, i jednym z efektów dotychczasowych zmian agrarnych było to, że ubyło nam 700 tys. najmniejszych gospodarstw. Teraz zaś resort zakłada, że w pierwszym okresie na działalność pozarolniczą przejdzie ponad 40 tys. właścicieli małych gospodarstw. Ale już to byłoby sukcesem i wpłynęłoby na pewno na poprawę struktury agrarnej Polski, bo część gospodarstw znacznie by zwiększyła swoją powierzchnię, a przez to i możliwości dostaw żywności na rynek.

Dotacje dla średnich

Ostra batalia czeka ministra rolnictwa także w kwestii dotacji na inwestycje rolne. Sawicki oficjalnie bowiem deklarował podczas posiedzenia sejmowej komisji rolnictwa, że pomoc powinny otrzymywać tylko gospodarstwa o wielkości ekonomicznej od 6 tys. euro do 250 tys. euro. Czyli pieniędzy nie dostawaliby właściciele największych gospodarstw. Zdaniem ministra, one już są mocno osadzone na rynku i nie potrzebują wsparcia, które jest niezbędne tym rolnikom, którym niewiele brakuje do tego, aby stać się w pełni samodzielnymi i konkurencyjnymi na unijnym rynku. Poza tym preferowane mają być niektóre sektory rolnictwa, jak produkcja prosiąt, mleka oraz bydła mięsnego (pomoc ma sięgnąć maksymalnie 900 tys. zł – w przypadku prosiąt). Ponadto wysokie dotacje do przetwórstwa mają otrzymywać związki grup producentów rolnych lub zrzeszeń organizacji producentów – maksymalnie może to być 15 mln złotych.

Takie założenia też są krytykowane nie tylko przez opozycję, ale i przez część polityków koalicji, w tym PSL. Krytykują oni np. wyłączenie z systemu dotacji największych gospodarstw, które są równocześnie największym dostawcą żywności na rynek. I podnoszą argumenty, że w ten sposób sami zaszkodzimy swojemu sektorowi rolnemu.

Poseł Jan Krzysztof Ardanowski (PiS) uważa, że propozycje ministerstwa rolnictwa wynikają po prostu z tego, że rząd Donalda Tuska przegrał negocjacje na temat budżetu na unijną Wspólną Politykę Rolną i mamy zbyt mało pieniędzy zarówno na dopłaty bezpośrednie, jak i na dotacje na inwestycje. I resort rolnictwa musi się teraz gimnastykować, aby te pieniądze sensownie podzielić.

– Tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Skoro ministrowi brakuje przynajmniej 1 mld euro rocznie na rolnictwo, to musi komuś zabrać, żeby innemu dać pieniądze – mówi obrazowo Ardanowski. – Rolnicy będą mocno rozczarowani zarówno wielkością dopłat, jak i dotacji na modernizację gospodarstw – uważa poseł PiS.

Marek Sawicki odpowiada, że też chciałby mieć do dyspozycji więcej pieniędzy, ale i te fundusze, które są, mogą zostać dobrze wykorzystane. Minister uważa, że jeśli jego plany zostaną zrealizowane, to uda się na trwałe związać z rynkiem około 300-400 tysięcy nowych gospodarstw rolnych. Teraz za gospodarstwa towarowe uznaje się zaś niespełna 150 tys., czyli około 10 proc. gospodarstw objętych systemem płatności bezpośrednich.

– W gospodarce podstawą dobrobytu jest silna klasa średnia, a w rolnictwie to samo dotyczy grupy średnich gospodarstw i to one powinny otrzymać największe wsparcie – przekonuje Marek Sawicki.

Oczywiście, największy ciężar polityczny ma kwestia dopłat bezpośrednich, bo dotyczy ona ponad 1,3 mln gospodarstw. Ministerstwo prowadzi konsultacje społeczne na temat systemu dopłat i jeśli któraś z nowych propozycji Sawickiego zyska duże poparcie wśród rolników, będzie on miał poważny argument w ręku w dyskusji z partyjnymi kolegami. Władze partii mają wydać opinię na temat dopłat na najbliższym posiedzeniu Rady Naczelnej PSL jeszcze w lipcu i zapewne będzie ona dla ministra wiążąca.

Krzysztof Losz
Nasz Dziennik, 11 lipca 2014

Autor: mj