Dziecko, a nie wieszak na gadżety
Treść
Zdjęcie: Arch. Sióstr Służebniczek/ -
Z siostrą dr hab. M. Loyolą Opielą BDNP z Katedry Pedagogiki Chrześcijańskiej KUL rozmawia Jolanta Tomczak
Rok bł. Edmunda Bojanowskiego wkracza w fazę kulminacyjną. Kogo i dlaczego możemy się spodziewać 15 czerwca na Jasnej Górze?
– Tego dnia spotykamy się na modlitwie w intencji dziękczynnej za dar osoby bł. Edmunda Bojanowskiego (1814-1871) i za dany nam przez niego wzór drogi duchowej, która prowadzi do Pana Boga poprzez prostotę i miłość służebną. Będziemy dziękować za wszystko, co przekazał Siostrom Służebniczkom i czego przykładem jest również dla wiernych świeckich. Okazji jest ku temu kilka. Po pierwsze, przeżywamy 200. rocznicę urodzin bł. Edmunda, w Kościele trwa rok jemu poświęcony. Po drugie, 13 czerwca, a więc dwa dni przed naszym spotkaniem, mija 15. rocznica jego beatyfikacji. Chcemy też prosić o dar kanonizacji bł. Edmunda. Centrum uroczystości w niedzielę będzie Eucharystia, która zostanie odprawiona o godz. 11.00 na wałach jasnogórskich. Będzie jej przewodniczył JEm. ks. kard. Stanisław Ryłko, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Świeckich. Jego obecność jest wyrazem tego, jak ważnym przykładem życia i świętości pozostaje bł. Edmund jako człowiek świecki. Przed Eucharystią, o godz. 10.00, chór naszej Federacji Zgromadzeń Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny wykona fragmenty „Oratorium” o bł. Edmundzie. Wielu kapłanów już wyraża chęć przybycia razem z nami na Jasną Górę, przyjedzie też bardzo dużo osób świeckich. Bo przy wszystkich naszych czterech zgromadzeniach: służebniczek dębickich, starowiejskich, śląskich i wielkopolskich, działają grupy, których członkowie naśladują w swoim życiu naszego Założyciela. Angażują się w pomoc bliźnim w sąsiedztwie, parafii, w różnych środowiskach. To Rodzina Błogosławionego Edmunda.
Kult Matki Bożej Jasnogórskiej uważał ten „wielki apostoł świecki” za fundamentalny czynnik jednoczący Polaków w okresie zaborów.
– Powinniśmy dzisiaj powrócić do refleksji nad rolą Maryi jako Królowej Polski. Czytając notatki bł. Edmunda, możemy zauważyć, jak pokazuje on powołanie kobiety, matki, dziewicy właśnie w odniesieniu do Matki Najświętszej. W XIX w. Maryja była niezastąpionym wzorem dla kobiety Polki. Dzięki kobietom, matkom, żonom polskie rodziny pozostały silne. To były też świadome obywatelki odpowiedzialne za losy Narodu, i to od nich miało się zacząć odrodzenie moralne. Błogosławiony Edmund wyróżnia trzy aspekty w rozumieniu osoby i całej rzeczywistości. To wymiar natury, religii i historii. Są one nierozłączne. Kiedy pomijamy naturę, krzywdzimy człowieka i wspólnotę. Kiedy pomijamy religię, sprowadzamy rzeczywistość tylko do ograniczonej sfery doczesnej. Jeśli zaś lekceważymy historię, tradycję, to zubażamy rozumienie działań człowieka. Integralna wizja pojmowania rzeczywistości miała podstawy w założeniu Bojanowskiego, że filozofia i religia to płaszczyzny uniwersalne, a narodowość i wpisana w nią kultura, tradycja itd. pokazują nam pewne istotne szczegóły. Odniesienie kobiety do Maryi jako wzoru ma niesamowitą wartość dla pokazania godności kobiety: matki, żony, obywatelki. A jeśli matki, to i wychowawczyni, nauczycielki. Odnosząc się do wzoru Matki Najświętszej i Świętej Rodziny, bł. Edmund pisał, że kobieta jest odpowiedzialna za obyczaje – jak cnoty ludu są zasługą kobiet, tak wady ludu są ich winą. Zresztą wiedzieli też zaborcy, że dla panowania nad Narodem trzeba zniszczyć rodzinę, a żeby zniszczyć rodzinę, to trzeba kobiecie wmówić, że bycie matką to ciężar, a nie przywilej, a wychowanie dzieci to zamach na jej wolność. Mamy już zresztą w tym okresie początki ruchów feministycznych.
Błogosławiony Edmund to jedyny na świecie człowiek świecki, który założył zgromadzenie zakonne. Jak do tego doszło?
– Bez woli Bożej na pewno nic tu się nie stało. Ale Pan Bóg posługuje się ludźmi i działa w konkretnych warunkach. Zacznijmy więc od tego, że w Europie tamtego okresu uwidocznił się silny ruch odnowy religijno-społecznej, który zmierzał do przeciwstawienia się negatywnym skutkom rozwoju cywilizacji, temu wszystkiemu, co było zagrożeniem dla wiary i dla rodzin. Na polskich ziemiach przybrał specyficzny wymiar ze względu m.in. na sytuację polityczną. Powstawało wiele inicjatyw społeczno-ekonomicznych i kulturalno-oświatowych. W wieku XIX zaczyna się też dynamiczne zjawisko tworzenia rodzimych zgromadzeń zakonnych. W Polsce w całym tym stuleciu powstało prawie 50 takich zgromadzeń, a pośród nich Siostry Służebniczki, które Edmund założył w roku 1850. Dzieło to wpisywało się właśnie w ruch odnowy religijnej i społecznej. Pierwotnie nie myślał o zgromadzeniu, ale było wiadomo, że aby ratować rodziny, Naród, a także wiarę katolicką, nie wystarczą działania doraźne. Bojanowski myślał tak: jeżeli ma się odrodzić wiara, naród, a w najszerszej perspektywie – cała ludzkość, to odrodzenie musi się dokonać najpierw w podstawowej komórce społecznej, a więc w rodzinie. Stąd potrzeba było wsparcia rodziny. Zacząć należało od „wstępu” (jak to określał August Cieszkowski) i bł. Edmund od wstępu zaczął – a więc od wychowania najmłodszych dzieci. Wspieranie rodziny poprzez pomoc dzieciom miało prowadzić do konkretnego celu. Bojanowski powtarzał, że „najwyższym celem wychowania jest to, aby człowiek stał się obrazem i podobieństwem Boga na ziemi”. Ale żeby to osiągnąć, musiał się rozwijać cały człowiek: w wymiarze fizycznym, umysłowym, psychicznym, kulturowym, społecznym, moralnym i religijnym. Trzeba było więc wsparcia pełnego i stałego. Najpewniejszą drogą, jak uważało wielu działaczy społecznych, było tworzenie wspólnot zakonnych, które tej służbie poświęcą się całkowicie.
I tak na wsiach zaczęły powstawać pierwsze ochronki dla dzieci, będące zarazem domami zgromadzenia.
– To też miał głęboko przemyślane. Na naszych ziemiach istniały wielkie różnice społeczne i kulturowe między miastem a wsią. Bojanowski wprost pisał, że to, co miejskie, jest obce temu, co na wsi, że obczyzna rozpanoszyła się w mieście. Stąd żeby odrodzić Naród – a w wiejskim ludzie rolniczym widział zachowane czyste pierwiastki religii, obyczajów i zwyczajów – tutaj właśnie trzeba było tych przyszłych sióstr, które miały się wywodzić ze środowiska wiejskiego. Tak widział drogę realizacji pomysłu Cieszkowskiego, który w 1842 r. wydał broszurę „O ochronach wiejskich” i pisał nawet, że do realizacji tego zamierzenia trzeba powołać „siostry Opatrzności”. Bojanowski podjął tę myśl, założył jednak Zgromadzenie Sióstr Służebniczek Boga-Rodzicy Dziewicy Niepokalanie Poczętej, bo chciał zwrócić uwagę, że w tym obszarze potrzeba służby, która będzie wzorowana na Matce Najświętszej i Jej zawierzona. Uzasadniał w swoich pismach i w Regule, dlaczego młode dziewczęta ze wsi miały poświęcić się tej posłudze. Widział, że dziewczęta z miasta, nauczycielki nie rozumiały rodziców i dziecka wiejskiego, w związku z tym były mniej predysponowane, żeby jak matki poświęcić się temu zadaniu. Nie miała to być ckliwa pomoc, cele w wymiarze religii, kultury i natury były precyzyjnie określone. Bojanowski, sam będąc ziemianinem, nie bacząc na różnice stanowe, jak ojciec starał się zrozumieć sytuację tych rodzin. Do niej dostosowywał sposób pomocy, żeby osiągać cele o wiele bardziej dalekosiężne niż tylko zapewnienie pożywienia czy opieki dzieciom, kiedy rodzice szli do pracy w polu. Była to bardzo dokładnie zaplanowana droga systemowego wspomagania rodzin.
Na początku Bojanowski myślał o założeniu Bractwa Ochroniarek, ale widział, że dziewczęta, które się zgłaszały – oddane, chętne, proste, często nieumiejące pisać i czytać, ale tu duch się liczył i pragnienie służby – po pewnym czasie były potrzebne w rodzinie czy chciały wyjść za mąż, i wracały do domu. W związku z tym nie była zapewniona stałość personelu w ochronkach. Ostatecznie doszedł do przekonania, że właściwa jest droga utworzenia wspólnoty zakonnej oddanej służbie rodzinie.
Kiedy bł. Edmund umierał w roku 1871, na ziemiach polskich było już blisko 200 Sióstr Służebniczek. Dziś jest ich 3,5 tysiąca i pracują na kilku kontynentach. Jak realizują charyzmat zgromadzenia?
– Pod koniec XIX w. siostry były już na terenie wszystkich trzech zaborów, chociaż zgromadzenie powstało na ziemi wielkopolskiej. Jeszcze za życia Edmunda zrodził się zamiar przeszczepienia zgromadzenia do Anglii i Kanady. Dzisiaj służymy już nie tylko w Polsce, ale w wielu krajach misyjnych, w państwach zachodniej Europy i byłego Związku Sowieckiego. Co istotne, zgodnie z wolą Założyciela mamy w naszej pracy uwzględniać specyfikę miejsca, zachowując uniwersalne prawdy – a więc to, co wynika z zasad Ewangelii, z koncepcji człowieka i wspólnoty rozumianej na gruncie realizmu filozoficznego. Kiedy siostry wyjeżdżają do Niemiec, Boliwii, Kamerunu, na Filipiny czy na Ukrainę, do Kazachstanu bądź na Białoruś, służą rodzinom w ich specyficznej kulturze, tradycji, zwyczajach, jakie ludzie tam pielęgnują. To jest dla sióstr otwarta droga do odnalezienia się i posługi w środowiskach odmiennych kulturowo i społecznie w stosunku do naszych warunków.
Błogosławiony Edmund w genialny sposób docierał do serc dorosłych przez dzieci. Na czym polega jego metoda wychowania?
– Stawiał dziecko „pośrodku”, tak jak Pan Jezus – dawał je pod opiekę siostrom jako najdroższy skarb Chrystusa. Siostry miały służyć dzieciom w najdrobniejszych szczegółach. Nie ma rzeczy nieważnych w wychowaniu małego dziecka. W okresie od urodzenia do lat sześciu kształtują się fundamenty życia człowieka. Kto chce zrobić dużo dobrego poprzez wychowanie, ten wie, że musi w tym czasie wesprzeć dziecko w rozwoju, przekazać mu to, co najważniejsze we wszystkich wymiarach życia, adekwatnie do jego możliwości i potrzeb rozwojowych. Pedagodzy wiedzą, że to, czego nie rozwiniemy w dziecku do szóstego roku życia poprzez wychowanie, tego szkoła już nie nadrobi. Wiedzę możemy uzupełnić, ale to, co zaniedbamy w wychowaniu, będzie już przez całe życie kulało. Dlatego bł. Edmund bardzo dużą odpowiedzialność w tym obszarze położył siostrom na serce. W testamencie duchowym na łożu śmierci zaznaczył: „Co do prowadzenia dzieci, zachowywać najdrobniejsze szczegóły, które są przepisane, bo nie uwierzycie, jak wielkiej w tym jest wagi każda, choćby rzecz najdrobniejsza”. Słowa wypowiedziane w takim momencie mają swoją wagę.
Wymagania w stosunku do sióstr, ich odpowiedzialności za wychowanie dzieci są bardzo wysokie.
– W swojej posłudze powinnyśmy wspierać całe rodziny po to, żeby umożliwić jak najlepsze wychowywanie dzieci. Edmund przede wszystkim zalecił prostotę w życiu. Człowiek prosty jest otwarty, idzie całym sercem do drugiego człowieka. A żeby promieniował dobrocią, pięknem, pokorą, swoim podobieństwem do Boga, powinien pracować nad własną formacją ludzką, chrześcijańską. To też jest obowiązek. Nie tylko po to, żebyśmy były dobrymi, świętymi siostrami, ale przede wszystkim ma to być świadectwo. Edmund był przekonany, że „dzieci, lud nie słowem, lecz życiem uczyć trzeba, jak żyć mają”.
W procesie wychowania zalecał prostotę środków. A tym najprostszym, bezpośrednim środkiem jest relacja osobowa. Relacja wychowawczyni z dzieckiem – „ochroniarki”, jak to bł. Edmund mówił, co nie jest bez znaczenia. Każda z nas jak matka, a nie tylko osoba nadzorująca ten proces, ma swoim przykładem „ochronić dziecko przez wychowanie”, czyli tak je wzmocnić wewnętrznie, by z czasem samo radziło sobie z niebezpieczeństwami, trudnościami, jakie będzie spotykać w życiu. A więc znowu wracamy do tego, by wychować dobrych chrześcijan i uczciwych obywateli, ludzi o silnych charakterach, zdolnych do brania odpowiedzialności za siebie i za innych. Dzieci są też naszymi nauczycielami. Każda z nas ma się uczyć od nich postawy duchowego dziecięctwa wobec Boga. Bojanowski pokazywał rozpisany na całe życie proces rozwoju człowieka jako przechodzenie od etapu dzieciństwa do etapu dziecięctwa, który jest wyrazem duchowej dojrzałości.
Jak wyglądał dzień w ochronce?
– W odróżnieniu od koncepcji bazujących np. na naturalizmie Jana Jakuba Rousseau czy pomysłów Fryderyka Froebla, według których zakładano tzw. freblówki, w ochronkach od początku prowadzone było wychowanie integralne, z uwzględnieniem wymiaru religijnego, a na ziemiach polskich – wymiaru narodowego. W tym procesie wykorzystywane są zwyczaje, rytuały, obrzędy, które były właściwe ludowi wiejskiemu w Wielkopolsce, na Śląsku czy w Galicji. Dzieci kochają taki sposób czynnego uczestnictwa poprzez zabawę – i tak właśnie wprowadzane są w życie. Błogosławiony Edmund mówił, że wychowanie w ochronkach to nauka życia – czyli poznawanie nie tylko umysłowe, ale poprzez udział w tym, czym żyje dana rodzina i społeczność, w której dziecko dorasta. Polecał bardzo dużo zabaw. Zabawa – mówił za Platonem, a poświadczają to pedagogika i metodyka – jest tak ważna dla rozwoju dziecka jak zwycięstwo dla żołnierza na froncie. Jeśli dziecko w zabawie będzie miało możliwość rozwoju, wchodzenia swoją wyobraźnią w poznawanie różnych postaci z Biblii, historii, dobrych bajek, to jego życie będzie wygrane. Proporcjonalnie do zwycięstwa żołnierza. Sukcesem żołnierza jest, jeśli przeżyje na froncie, nie na poligonie. Podobnie dziecko poprzez zabawę rozwija się i „wygrywa szansę” do pełni funkcjonowania w dalszym życiu. Bardzo lubię obserwować, jak dzieci wcielają się w różne role. Kiedy naśladują jakieś postaci – ojca, matkę, lekarza – są w tym autentyczne. Lekceważenie przeżyć dziecka w zabawie jest krzywdzące wobec niego. Chodzi o ważne sprawy. Do małżeństwa, do ról zawodowych przygotowujemy się już w wieku przedszkolnym. Jeśli tam się nie zacznie, to nie łudźmy się, że później uda się wszystko nadrobić na kursach przedmałżeńskich czy warsztatach komunikacji.
Błogosławiony Edmund podkreślał, że wymiar religijny, który harmonijnie łączy przyrodzone z nadprzyrodzonością, ma też znaczenie dla budowania relacji osobowych i wspólnoty – między dziećmi i wspólnoty wychowawczej. W centrum takiej wizji jest Jezus Chrystus. Modlitwa to oczywiście nie jest zabawa, ale też nie powinna być przez dzieci odbierana jako ciężar. W prowadzeniu dzieci do Chrystusa Bojanowski wykorzystywał obrzędowość. Polecał łączyć to, co jest charakterystyczne dla roku kalendarzowego, roku liturgicznego i pór roku. Na przykład mamy Adwent – jest to grudzień, zima. Przeżywamy razem z Maryją okres oczekiwania na przyjście Zbawiciela, który przychodzi właśnie w takim niesprzyjającym, zimnym czasie, przynosząc Maryi, Józefowi i nam wielką radość. Dzieci wtedy rozumieją sens świąt Bożego Narodzenia. W proponowanych obrzędach dzieci zawsze uczestniczą całym sercem, jest to forma dla nich przystępna.
Bardzo ważne było i pozostaje rozwijanie postawy dziecka względem innych, względem siebie i względem Boga. W naszych ochronkach poszczególnym dniom tygodnia przypisani są patroni.
Zacznijmy więc od poniedziałku.
– Dzieci wiedzą, że poniedziałek to dzień Opatrzności Bożej. Wtedy uczą się, że cały świat jest darem Bożym, którym mamy się dzielić. My też mamy być dobrzy dla innych, mamy naśladować Boga w Jego dobroci. Do przeżywania takiego dnia wykorzystujemy to, co można zrobić w danej porze roku. W zimie np. karmimy ptaki. Wtorek poświęcony jest Aniołom Stróżom, środa – św. Józefowi i modlitwie za zmarłych, a czwartek – rozbudzaniu miłości do Eucharystii. W piątek zabawy były poważniejsze, wyciszone, bo dzieci wspominały mękę i śmierć Pana Jezusa. Sobota to dzień poświęcony Matce Najświętszej, a w niedzielę – Dzień Pański do ochronki nie przychodziły. Dzieci znają ten stały rytm, tak jest do dziś w naszych przedszkolach. W poniedziałek przynoszą ulubioną zabawkę po to, żeby pobawiły się nią inne dzieci. Nie wszystkim dzieciom przychodzi to łatwo… Nieraz cały tydzień ta zabawka przeleży w szatni, zanim dziecko przyniesie, żeby kolega dotknął. Zobaczmy, jaki to jest ciekawy proces, ile to dziecko musi przeżyć, żeby podjąć taką decyzję. Ale jak dojdzie do tego, to jest to ważne dla jego rozwoju. Nie jest przymuszane, nie jest mu to nakazywane, ale pokazywane i uzasadniane. Dzieci naprawdę potrafią dużo zrozumieć. Poprzez wstawiennictwo patronów dnia dzieci również się modlą, np. za chorego kolegę, jak w pierwszych ochronkach. Kiedy już mały rekonwalescent wracał do ochronki, to przed ołtarzykiem dziękował Bogu za zdrowie, a dzieciom za modlitwę.
Jeśli przenieść apostolat pierwszych ochroniarek na współczesne warunki – które dzieci szczególnie potrzebują zauważenia? Jak dziś chronić je przez wychowanie?
– Zauważenia potrzebują wszystkie dzieci. Powiem o tym, co wynika bezpośrednio z mojej praktyki. Przez 10 lat prowadziłam ośrodek integracyjny w Dębicy, gdzie mamy przedszkole integracyjne, placówkę wychowawczą oraz dom dziennego pobytu dla seniorów. Łącznie ponad 250 osób w wieku od 2 do 94 lat, wielka wielopokoleniowa rodzina. Znajdował tam miejsce każdy – i bogaty, i biedny, z rodzin normalnie funkcjonujących i takich, które żyły w trudnych warunkach, jeżeli chodzi o wymiar moralny czy materialny. Obserwacja jest taka: często szczególnej pomocy potrzebują dziś dzieci, które teoretycznie mają wszystko wręcz w nadmiarze. Są za bardzo rozpieszczone, traktowane jak „wieszaki na gadżety”. W pewnym sensie mniejsze obciążenie od nich mają dzieci, którym czegoś pod względem materialnym brakuje, z rodzin, gdzie nie żyje się łatwo, ale gdzie są obydwoje rodzice i dbają o dzieci. Na pewno bardzo trudno jest dzieciom z rodzin rozbitych.
Zalecenia bł. Edmunda są aktualne. Kiedy pisałyśmy program wychowania przedszkolnego i szukałyśmy pomysłów, odłożyłyśmy współczesne programy. Wzięłyśmy tylko pisma Edmunda Bojanowskiego. Sprawdzałyśmy, co proponuje w odniesieniu do wymogów współczesnych. I do wszystkiego znalazłyśmy propozycje, a nawet więcej niż dzisiaj wymyśla wielu sławnych pedagogów. Wymiar religijny i moralny w koncepcji Bojanowskiego okazuje się wręcz innowacją w odniesieniu do obecnej podstawy programowej. A jeśli te dwa wymiary się pominie, to traci się tyle możliwości, sytuacji wychowawczych, że niczym innym nie da się tego nadrobić. Niestety, funkcjonuje wiele programów, które tych wymiarów w ogóle nie uwzględniają.
Błogosławiony Edmund to niewyczerpane źródło inspiracji dla katolickich wychowawców i pedagogów. Co warto u niego podpatrzeć w czasach ideologizacji szkoły i rugowania Chrystusa z wychowania?
– Uczy nas po pierwsze, żeby wrócić do podstaw uniwersalnych, a więc – filozofia i religia. Filozofia realistyczna, określająca podstawy antropologiczne i religia katolicka. Mamy tak jasną pedagogię katolicką i tradycję w tej dziedzinie, także w teorii pedagogicznej, a przy tym tak jednoznacznie określony system wartości, że podstawy te są bardzo klarowne. Kiedy Bojanowski tworzył swoją koncepcję, też musiał być ostrożny, bo w tym czasie, szczególnie w Niemczech, rozwijały się prądy idealizmu filozoficznego. Przecież Cieszkowski czy Trentowski, wielcy pedagodzy pedagogiki narodowej tego czasu, popadli w błędne interpretacje religijne i filozoficzne. Bojanowskiego bardzo mocno wspomógł Jan Koźmian i zmartwychwstańcy. Zostajemy więc w tomizmie, w nurcie filozofii realistycznej. Drugie skrzydło to teologia katolicka i dokumenty Kościoła, tu mamy szukać wskazań. Chodzi o wspomniane już rozumienie człowieka jako osoby i właściwych relacji osobowych, wspólnoty itd. Najważniejsza jest nie metodyka, tylko relacja z osobą. Odpowiedzi na pytania: kogo wychowuję, dlaczego wychowuję, w jakim celu wychowuję – nie zmieniły się od czasów Chrystusa i podstaw, które odnajdujemy w Biblii.
Przy tworzeniu ochronek Edmund Bojanowski współpracował z Cieszkowskim. Ale denerwował się swego czasu, kiedy ten po raz kolejny stawiał wniosek w sejmie w Berlinie o objęcie opieką ochronek przez rząd. Bojanowski był bowiem przekonany, że najpewniejszą drogą jest droga tradycji kościelnej, i te wskazania są do dziś aktualne. W gąszczu tych wszystkich ideologii właśnie kiedy odniesiemy się do filozofii i religii, to nie popadniemy w błędy ideologiczne. Nie dajmy sobie wmówić, że gdy mówimy o wychowaniu chrześcijańskim, katolickim, to jest to ideologizacja. Po pierwsze, nie jest to ideologia, ale religia. A po drugie, mamy tutaj bardzo jasny system wartości i założeń. Nie istnieje przecież „neutralne” wychowanie czy „neutralna” pedagogika. Już Leokadia Siemieńska w 1936 r. pisała, że jaka filozofia, taka pedagogika – taki jej system i taki kierunek. Nie ma „neutralnych”. My jako Kościół, jako zgromadzenia zakonne powołane do służby na polu wychowania mamy nie tylko prawo, ale też obowiązek przedstawić dzisiaj rodzicom konkretną, odpowiedzialną wizję wychowania dziecka. Podkreślam: propozycję, bo to do rodziców należy wybór drogi wychowania swoich własnych dzieci.
Trzeba też przywrócić kulturotwórczą funkcję rodziny. Bezcenne odniesienie do symboli, znaków, wymiaru religijnego – bo dziś wszystko sprowadzamy do konsumpcji. To jest wielki problem naszych czasów. Bojanowski akcentował, że liczy się nie tylko wymiar materialny i intelektualny pomocy, ale przede wszystkim – duchowy.
Nie może nie zawstydzać świadomość, ile dobrego zrobił ten jeden człowiek. W czym tkwi siła jego świadectwa?
– Zawstydza! Siła jego apostolatu ma źródło w głębokiej wierze. We wszystkim, czego doświadczał, od wczesnej młodości widział działanie Boga. Antoni Bronikowski, gdy obserwował Bojanowskiego jako kolegę w czasie studiów we Wrocławiu, napisał: „Ty cichy i spokojny, w zgodzie ze sobą, mocny i silny Tym, któremu niezłomnie i po męsku poświęciłeś życie i służby, idziesz do swojego celu” (list z 31 stycznia 1854 r.). Edmund był wtedy studentem, jeszcze nie myślał o zakładaniu zgromadzenia, był otwarty na studiowanie literatury, filozofii, zbierał informacje o zwyczajach, sięgał do źródeł historycznych, zajmował się słowianofilstwem, folklorystyką, tłumaczył „Manfreda” Byrona. Zanim zaczął pomagać innym, już był znany w kręgu swoich przyjaciół jako człowiek wewnętrznie nastawiony na Boga. Nie stronił od towarzystwa, ale w tym towarzystwie był kimś, kogo szanowano. Kiedy po śmierci rodziców wyjechał na studia do Berlina, poznał tam szerokie środowisko osób, które rozmaicie postrzegały świat. Musiał przerwać naukę, bo ciężko zachorował. Z uniwersytetu wrócił do rodzinnego Grabonoga. I tutaj zobaczył, że on, słaby, chce pomóc słabym. Zajął się działalnością oświatową, a jego pragnieniem było odrodzenie Narodu. Zapalił do tej pracy wielu oddanych działaczy społecznych, religijnych tamtego okresu – i świeckich, i księży. Jan Paweł II w dniu beatyfikacji Edmunda Bojanowskiego zwrócił uwagę, że potrafił on skutecznie jednoczyć różne środowiska wokół dobra. „Dał wyjątkowy przykład ofiarnej i mądrej pracy dla człowieka, dla Ojczyzny i Kościoła” – mówił dalej Papież. W tym tkwi właśnie cała tajemnica, to, co i dzisiaj nam jest potrzebne: połączyć mądrą pracę dla człowieka, Ojczyzny i Kościoła – a więc wymiar natury, religii i historii, do którego znowu wracamy.
Dziękuję za rozmowę.
Jolanta Tomczak
Nasz Dziennik, 13 czerwca 2014
Autor: mj