Dziennikarka "Rzeczpospolitej" chce kneblować interlokutorów
Treść
Występującej wielokrotnie na forach publicznych i stawiającej ciężkiego kalibru zarzuty ks. abp. Stanisławowi Wielgusowi dziennikarce "Rzeczpospolitej" tym razem zabrakło "odwagi" do obrony swoich tez z otwartą przyłbicą. Pełnomocnik Ewy Czaczkowskiej zażądał, by sąd zakazał "Naszemu Dziennikowi"... relacjonowania procesu. To się nazywa "troska o wolność słowa". Ostatecznie skończyło się na zakazie publikacji wizerunku Czaczkowskiej z procesu. Emocjonalny charakter miało wczorajsze wysłuchanie przed sądem Ewy Czaczkowskiej występującej w sprawie rzekomego naruszenia jej dóbr osobistych przez publicystę "Naszego Dziennika" Sebastiana Karczewskiego. Wczoraj odbyło się informacyjne wysłuchanie na temat faktycznego zakresu, na jaki powołuje się powódka. Ewa Czaczkowska wskazywała, które fakty będące podstawą krytycznych wobec niej ocen są, jej zdaniem, nieprawdziwe.Pomimo jawności procesu, po tym, jak strona powództwa dowiedziała się o obecności na sali sądowej reportera i dziennikarza "Naszego Dziennika", został złożony wniosek o zakaz prezentowania jakichkolwiek informacji i wizerunku zarówno pani Ewy Czaczkowskiej, jak i jej pełnomocnika. Chociaż Ewa Czaczkowska jest osobą znaną, często występującą publicznie, również w mediach, to zdaniem jej pełnomocnika nie jest osobą publiczną i dlatego jej wizerunek powinien zostać zastrzeżony. Sąd odrzucił wniosek o zakaz relacjonowania procesu dla "Naszego Dziennika". Przychylił się natomiast do wniosku o zakaz publikacji wizerunku pani Czaczkowskiej. Zdaniem Ewy Czaczkowskiej, publikacje zamieszczone na łamach "Naszego Dziennika" w sprawie ks. abp. Wielgusa, a stanowiące polemikę z jej artykułami, są nieprawdziwe. - Zarzuca mi się, że świadomie kłamię i manipuluję świadomie, co jest nieprawdą i tego przyjąć nie mogę. Nigdy w życiu świadomie nie skłamałam. Nigdy. Ani nie zmanipulowałam żadnego tekstu, jak również w tych, które mi zarzucano - mówiła wczoraj pani Czaczkowska. Zdaniem powódki, prezentowane na łamach "Naszego Dziennika" przypuszczenia, że jej krytyka ks. abp. Wielgusa mogła wynikać z kojarzeniem hierarchy z Radiem Maryja oraz jej "pogardy" do tego środowiska, są nieprawdziwe. - Nigdy nie pisałam z "pogardą daleką od kultury chrześcijańskiej" o Radiu Maryja - stwierdziła pani Czaczkowska. - "Święto moherowych beretów" to jedyny tekst, na który pan Karczewski w innej publikacji powołał się, że ja piszę z pogardą - uzasadniała powódka. Okoliczność powstania tekstu o takim tytule, przedstawiona przez panią Czaczkowską, była dość oryginalna. Jak tłumaczyła, chociaż tekst został podpisany jako współautorski - jako jej i Wojciecha Cieśli - to powstał bez udziału... jej woli. Jednak skąd mogli o tym wiedzieć czytelnicy, jak również publicysta "Naszego Dziennika", skoro pod artykułem podpisana była również... Ewa Czaczkowska. Pełnomocnik "Naszego Dziennika" mec. Krystyna Kosińska pytała powódkę, na podstawie jakich dokumentów sformułowała tezę o współpracy ks. abp. Stanisława Wielgusa z SB i czy weryfikowała te informacje? Sędzia Marzena Konsek-Bitkowska (na zdjęciu) uchyliła te pytania. Wcześniej Ewa Czaczkowska tłumaczyła, że zawartość teczki ks. abp. Wielgusa, do której można było dotrzeć choćby w internecie, pozwoliła jej na sformułowanie oskarżenia o rzekomą współpracę z SB. Dodatkowe pytania pełnomocnika "Naszego Dziennika" o wyjaśnienie przez panią Czaczkowską podstaw oceny i wskazania konkretnych dokumentów przy emocjonalnie wyrażanym proteście powództwa zostały przez sąd oddalone. Ewa Czaczkowska powoływała się wczoraj przede wszystkim na ustalenia rzecznika praw obywatelskich, które legły u podstaw jej informacji, iż arcybiskup był tajnym i świadomym współpracownikiem SB. Następna rozprawa w maju. Grzegorz Lipka "Nasz Dziennik" 2008-03-07
Autor: wa