Euro ważniejsze niż miejsca pracy
Treść
Priorytetem obecnego rządu w dobie kryzysu jest wejście do strefy euro oraz ograniczenie wydatków deficytu budżetowego - przekonywał podczas wczorajszej debaty sejmowej minister finansów Jacek Rostowski. Posłowie obawiają się jednak, że konsekwencją takiej polityki będzie dalsze spowolnienie wzrostu gospodarczego, spadek dochodów budżetu państwa oraz dalsze oszczędności, co zaowocuje upadkiem wielu przedsiębiorstw i likwidacją miejsc pracy. Według GUS, stopa bezrobocia wyniosła w styczniu 10,5 proc. i w porównaniu z grudniem 2008 wzrosła o 1 punkt procentowy. Tylko w styczniu br. pracę straciło ponad 160 tys. osób. Prognozy też nie napawają optymizmem - do końca roku bezrobotny może być niemal co ósmy Polak.
Zdaniem części ekonomistów, najczarniejszym scenariuszem kryzysu, jaki może dotknąć naszą gospodarkę, byłby powrót dotkliwego bezrobocia, jakie mieliśmy przed kilku laty. W styczniu br. bezrobocie wyniosło 10,5 proc. - w porównaniu z grudniem 2008 r. wskaźnik ten wzrósł o 1 punkt procentowy. Główny Urząd Statystyczny ocenia, że do końca roku bezrobotny może być niemal co ósmy Polak. Przedstawiciele rządu koalicji PO - PSL deklarują, że robią wszystko, aby te prognozy się nie sprawdziły. Zdaniem ministra finansów Jacka Rostowskiego, zabezpieczeniem gospodarki i Polaków przed skutkami kryzysu finansowego miałoby być przede wszystkim szukanie dalszych oszczędności, przy czym rząd nie będzie zwiększać ani podatków, ani deficytu. Narzędziem w walce z kryzysem miałoby być szybkie wejście Polski do strefy euro, dokapitalizowanie banków z większościowym udziałem Skarbu Państwa oraz kolejna wymiana euro z zaliczki Komisji Europejskiej na realizację unijnych programów. - Sytuacja, jeżeli chodzi o bezrobocie, nie jest aż tak dramatyczna... gdyż zatrudnienie wzrosło od grudnia do stycznia o 37 tys. stanowisk - przekonywał Rostowski.
Wypowiedź ministra skrytykowali posłowie, głównie opozycji, którzy zgodnie orzekli, iż konsekwencją polityki oszczędnościowej będzie dalsze spowolnienie gospodarcze, spadek dochodów budżetu państwa, co ostatecznie zaowocuje upadkiem wielu przedsiębiorstw i likwidacją miejsc pracy.
Zdaniem Aleksandry Natalli-Świat (PiS), konieczne byłoby uruchomienie środków unijnych, z których Polska uruchomiła zaledwie małą część (ok. 30 proc.) oraz zwiększenie dopuszczalnego limitu deficytu budżetowego o blisko 7 mld złotych. Potrzebny byłby również program, który wspomógłby przedsiębiorstwa, które mają kłopoty z utrzymaniem zatrudnienia. PiS proponuje tutaj m.in. uruchomienie środków z funduszu gwarantowanych świadczeń pracowniczych, zanim firmy upadną. - Dążenie do jak najszybszego wejścia do strefy euro utrudni działania na rzecz podtrzymania wzrostu gospodarczego, co będzie bardzo drogo kosztować polskiego podatnika. Zamiast ratować gospodarkę, chcemy przyjmować euro. Tylko co będą wymieniać osoby, które stracą pracę, gdy zwolni wzrost gospodarczy - zasiłek dla bezrobotnych? - pytała Natalli-Świat.
Zdaniem Lewicy i posłów niezrzeszonych, mówienie o doraźnych cięciach to tylko próba odsunięcia w czasie problemów, z jakimi musi się borykać Polska w dobie kryzysu gospodarczego. W opinii posłów, konieczne byłoby utworzenie pakietu socjalnego dla pracowników likwidowanych przedsiębiorstw oraz wsparcie finansowe tych, którzy stracili pracę, a są obciążeni kredytem hipotecznym. Posłowie skrytykowali też zbyt późne zajęcie się rządu kwestią kryzysu i bezrobocia. Według nich, postawa premiera Tuska była tu postawą wyłącznie asekuracyjną.
Prognozy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej wykazują, że w niektórych województwach bezrobocie przybiera już rozmiary klęski. W Lubuskiem bez pracy jest 16,5 proc. osób, w Wielkopolsce - aż 14,7 procent. - Można spodziewać się, że w pierwszym kwartale 2009 r. nastąpią zwiększone zwolnienia - informuje resort pracy, dodając, że już dziś najłatwiej stracić pracę m.in. w takich sektorach, jak: motoryzacja, transport, turystyka, finanse, przetwórstwo przemysłowe. Minister pracy Jolanta Fedak przyznała, że stopa bezrobocia może sięgnąć w tym roku aż 12 procent. Wśród przyczyn bezrobocia resort wymienia likwidację niektórych ważnych gałęzi przemysłu, np. górnictwa, ograniczanie produkcji oraz wysokie obciążenia fiskalne. Wzrost bezrobocia nie ominął żadnego województwa. Łącznie w kraju jako bezrobotnych zarejestrowanych jest ponad 1,6 mln osób. Wprawdzie o blisko 20 tys. wzrosła ilość zgłaszanych do urzędów pracy ofert zatrudnienia, jednak są to w większości oferty wspierane przez państwo, czyli staże lub płatne praktyki.
Anna Ambroziak
"Nasz Dziennik" 2009-02-20
Autor: wa