Euro zamiast niezależnego NBP
Treść
Ryszard Bugaj, doradca prezesa NBP i społeczny doradca prezydenta, proponuje wykreślenie z Konstytucji zapisu o niezależności Narodowego Banku Polskiego. W zamian prezydent i PiS mają zgodzić się na wprowadzenie euro, ale nie wcześniej niż za pięć lat. Pomysł krytykują ekonomiści z warszawskiego Instytutu Sobieskiego oraz Szkoły Głównej Handlowej, a także posłowie Prawa i Sprawiedliwości.
Zgodnie z art. 227 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z 2 kwietnia 1997 r. centralnym bankiem naszego kraju jest Narodowy Bank Polski. Przysługuje mu wyłączne prawo emisji pieniądza oraz ustalania i realizowania polityki pieniężnej. NBP odpowiada za wartość polskiego pieniądza.
Tymczasem były twórca i lider Unii Pracy Ryszard Bugaj, który od kilku miesięcy jest doradcą prezesa NBP, a od 5 lutego br. - doradcą społecznym Lecha Kaczyńskiego, w RMF FM wypowiedział się o wykreśleniu z Konstytucji RP zapisu o niezależności Narodowego Banku Polskiego.
Jeszcze w styczniu br., kiedy Bugaj był gościem "Salonu politycznego Trójki", przekonywał, iż ewentualne referendum w sprawie wejścia do strefy euro może okazać się nieważne ze względu na niewystarczającą frekwencję. Ostrzegał też, że silne parcie do przyjęcia wspólnej waluty będzie wymagało zachowawczej polityki ekonomicznej. Ekonomista podkreślił również, iż do sprawy redukcji deficytu należałoby podchodzić bardzo ostrożnie, i przestrzegł, że najbliższy rok będzie bardzo trudny - zarówno dla polskiej gospodarki, jak i dla obywateli. Zwrócił uwagę, iż oznacza to poważne kłopoty co najmniej dla miliona osób.
W opinii posłów PiS oraz ekonomistów Instytutu Sobieskiego, a także Szkoły Głównej Handlowej, wykreślenie z Konstytucji RP zapisu o niezależności Narodowego Banku Polskiego będzie równoznaczne z upartyjnieniem tej instytucji.
- Może wówczas dojść do tego, że bank centralny będzie tylko narzędziem rządu, który kazałby mu finansować deficyty budżetowe i emitować pusty pieniądz, którego w końcu byłoby za dużo. A to grozi inflacją i wzrostem cen - tłumaczy prof. Andrzej Kaźmierczak, ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej. - Poza tym nie widzę tu żadnego związku między jednym a drugim. Nie wiem, dlaczego pan Bugaj łączy te dwie różne kwestie.
Równie krytycznie wypowiadają się ekonomiści z warszawskiego Instytutu Sobieskiego. - Pomysł ten oceniłbym bardzo krytycznie, dlatego że zadaniem banku centralnego jest stanie na straży stabilności pieniądza. Do tej pory wszelkie próby używania go do pobudzenia gospodarki czy przebieg cyklu koniunkturalnego kończyły się najczęściej niedobrze - tłumaczy dr Ryszard Sowiński. Jego zdaniem, pieniądzem nie należy manipulować, bo stanowi on tylko środek wymiany i porównywania wartości. - Historia ostatnich dwudziestu lat w Polsce pokazuje, że NBP radzi sobie dość dobrze, a polska złotówka jest dobrą walutą - konkluduje i uspokaja, że w żadnym razie nie miałoby to bezpośredniego przełożenia na oszczędności obywateli, którzy umieszczają je tylko w bankach komercyjnych, które kreują pieniądz, udzielając kredytów. NBP jest natomiast instytucją kontrolującą to poprzez dbałość o stabilność systemu bankowego i o ilość pieniądza w obiegu.
W opinii posłów PiS, prawdopodobnie chodzi tu o przekazanie kompetencji NBP Europejskiemu Bankowi Centralnemu, co wiąże się z utraceniem suwerenności finansowej stanowiącej bazę, na której można budować niezależność gospodarczą. NBP jest jedynym organem finansowym w Polsce, który Konstytucja zobowiązuje do podjęcia działań ochronnych wobec złotego. Bank centralny ma być gwarantem stabilności waluty. - Jaką mamy gwarancję, że EBC podejmie dobre decyzje dla Polski? Co zrobi rząd, gdy zapadnie decyzja o przyjęciu jednej stopy procentowej dla wszystkich banków narodowych UE? - pytają posłowie PiS. Poddanie naszej sfery finansów publicznych organowi międzynarodowemu może mieć fatalne konsekwencje dla naszej gospodarki oraz otwiera drogę do wprowadzenia euro bez odpowiedniego przygotowania gospodarki. Ekonomiści oceniają, że integracja walutowa ze strefą euro będzie możliwa po zrealizowaniu procesu realnej konwergencji gospodarki polskiej z gospodarką krajów UE. Realnej - tzn. zbliżenia rozwoju poziomu gospodarczego i konkurencyjności. Stąd przedwczesne przyjęcie euro grozi utrwaleniem istniejących różnic ekonomicznych. - Istnieje ryzyko, że gospodarczo będziemy krajem drugiej kategorii względem wyżej rozwiniętych krajów strefy euro. Stąd oceny, że ta integracja jest możliwa bliżej roku 2020, a taką opinię wyrażał prezydent Lech Kaczyński, są bardziej pewne - stwierdził prof. Kaźmierczak. Przypomniał, że w sytuacji obecnych zawirowań na rynkach finansowych kraje strefy euro nie będą chętne do przyjmowania do unii walutowej nowych członków z nowymi kłopotami. Przypomnijmy, że komisarz ds. ekonomicznych Joaquin Almunia zapowiedział już, że Unia Europejska nie przewiduje przyjęcia jakiegokolwiek kraju w 2010 i w 2011 roku.
Anna Ambroziak
"Nasz Dziennik" 2009-02-23
Autor: wa