Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Europa nie daje nadziei

Treść

Pakt fiskalny uzgodniony. W marcu tzw. przywódcy złożą uroczyście podpisy, po czym udadzą się na bankiet, żeby świętować zwycięstwo. Ale myli się ten, kto sądzi, że to koniec przedstawienia. To koniec pierwszego aktu na deskach teatru w Brukseli. Dalsze będą rozgrywać się w formie przedstawień ulicznych, i to wcale nie utrzymanych w klimacie rozrywki. W miarę wdrażania paktu każde z europejskich miast może stać się widownią zamieszek jak w Atenach. Może nie od razu, ale z pewnością to nastąpi.
Pakt w istocie niczego nie załatwia, poza sprawnym ściąganiem przez niemieckie banki długów, z pewnością zaś nie usuwa immanentnych wad strefy euro wynikających z objęcia wspólną walutą krajów o różnym poziomie rozwoju. Niemcy nadal będą korzystały ze wspólnej waluty, upychając swój eksport w krajach o niższym poziomie rozwoju, wsparte tanim kredytem ze swoich banków. Nadal biedniejsi sąsiedzi Berlina będą kupować konkurencyjne niemieckie towary i generować nierównowagę w swoich bilansach handlowych. Tylko jedno się zmieni - nie będą mogli dopuścić do deficytu fiskalnego. Całą tę nierównowagę w wymianie będą musieli redukować przez niwelowanie popytu, a więc zwiększanie podatków i cięcia wydatków budżetowych, i to spłacając jednocześnie stare długi. Co to oznacza, gdy na nic nie będzie pieniędzy? Odbieranie zasiłków, zamykanie szkół i szpitali, podwyższanie wieku emerytalnego, obniżanie świadczeń społecznych i wynagrodzeń, wprowadzanie opłat za naukę, podnoszenie stawek VAT i PIT będzie na porządku dziennym. A do tego wielkie bezrobocie...
Powiedzieć, że "to nie będzie łatwe", byłoby za mało. W rzeczywistości będzie to obciążenie nie do udźwignięcia, przy którym wybuch społeczny jest nieunikniony. Trudno sobie wyobrazić, żeby całe młode pokolenie Europejczyków zgodziło się przekreślić własne aspiracje życiowe, zawodowe, rodzinne, społeczne w imię fantasmagorii europejskich polityków. Kredyt zaufania dla europejskiej klasy politycznej jest na wyczerpaniu, co widać choćby po pojawieniu się Ruchu Oburzonych. Europa dzisiaj nie daje nadziei. Na przykładzie Grecji widać, że obrana przez Brukselę vel Berlin droga prowadzi donikąd.
Co zaś do Polski - to wygląda na to, że wsiadamy na tonący okręt, nie po raz pierwszy zresztą. Dopóki jednak nie przystąpimy do euro - pakt nie powinien być dla nas groźny, o ile oczywiście jakiś nadpobudliwy polityk nie zaciągnie zobowiązań finansowych w naszym imieniu. Takim nierozważnym krokiem byłoby np. wspomaganie eurostrefy z rezerw banku centralnego. Trzeba wreszcie pogodzić się z faktem, że tak czy owak Grecja upadnie, Portugalia również, i nie wiadomo, czy na tych krajach się skończy. Kryzys euro to dziura bez dna. Nie warto wrzucać w tę dziurę własnych rezerw walutowych, lepiej je oszczędzić na czasy, które nastąpią.

Małgorzata Goss

Nasz Dziennik Środa, 1 lutego 2012, Nr 26 (4261)

Autor: au