Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Finanse pod Brukselę

Treść

Artur Kowalski


Sejm przeprowadził wczoraj pierwsze czytanie projektu przyszłorocznego budżetu państwa. Chociaż tego budżetu jeszcze formalnie nie ma, minister finansów Jacek Rostowski już ogłosił, że jest gotowy w trakcie przyszłego roku budżet znowelizować. W przyszłym roku możemy spodziewać się - w zależności od potrzeb rządu - cięć wydatków budżetowych dokonywanych "na bieżąco". Ewentualne ruchy w kierunku nowelizacji minister uzależniał od rozwoju sytuacji w strefie euro. - Jeśli kryzys w strefie euro pogłębi się, nie zawahamy się znowelizować budżetu na 2012 rok - zapowiedział Rostowski. Szef resortu finansów przekonywał, że trudno w tej chwili cokolwiek zaplanować, gdyż sytuacja zmienia się w nieprzewidywalny sposób, a zagrożenie "pogłębia się skokowo". Projekt budżetu, nad którym pracę rozpoczął wczoraj Sejm, już raz został znowelizowany - po wyborach parlamentarnych. I to mimo że zaledwie kilka dni przed wyborami projekt budżetu w optymistyczniejszej wersji został skierowany do Sejmu. Przed wyborami rząd przewidywał 4 proc. wzrostu gospodarczego, by po wyborach wyraźnie spuścić z tonu, przyjmując ostatecznie prognozę wzrostu produktu krajowego brutto na 2,5 procent. Minister Rostowski przekonywał również posłów, że to nie wybory parlamentarne stanęły na przeszkodzie, aby już we wrześniu skierować do Sejmu realniejszy projekt budżetu państwa, lecz referendum w Grecji - do którego ostatecznie nie doszło - w sprawie przyjęcia przez ten kraj "pakietu antykryzysowego" szykowanego Grekom przez Niemcy i Francję. Rostowski dowodził, że zamieszanie z greckim referendum "zatrzęsło w posadach stabilność strefy euro". - Gdyby nie to, co dzieje się w strefie euro, to wyniki naszej gospodarki w III kwartale br. spowodowałyby raczej podwyższenie przewidywanego wzrostu PKB w przyszłym roku z 4 proc. do 4,5 proc. lub nawet więcej, zamiast obniżenia - wyliczał Rostowski.
Niezależnie od natężenia zjawisk kryzysowych rząd Donalda Tuska wykazywał się już szczególną niemożnością rzetelnego planowania. Miał obniżać podatki, a podnosi, przed wyborami obiecano wywalczenie "300 miliardów", a wychodzi na to, że to my zobowiązujemy się udzielać pożyczek na ratowanie strefy euro. Z nowelizacją budżetu w połowie roku mieliśmy do czynienia w 2009 roku, choć w poprzednich miesiącach członkowie rządu Tuska szli w zaparte, przekonując - wbrew twierdzeniom ekspertów - jak znakomity i realny jest przyjęty budżet państwa.
Przyszłoroczny budżet państwa ma być podporządkowany wymogowi Komisji Europejskiej ograniczenia deficytu sektora finansów publicznych do 3 proc. PKB. Minister finansów poinformował, że strategia finansowa rządu opiera się na trzech elementach: zapewnieniu płynności budżetowi państwa, stabilizacji finansów publicznych w średnim i długim okresie - do działań w tym celu zaliczył m.in. podniesienie wieku emerytalnego do 67. roku życia oraz ograniczanie i usuwanie przywilejów emerytalnych - a także zlikwidowaniu w krótkim czasie nadmiernego deficytu m.in. dzięki podwyższeniu składki rentowej, wprowadzeniu podatku od kopalin i zwiększeniu dochodów z dywidend ze spółek z udziałem Skarbu Państwa. Przekonywał, że "Polska jest relatywnie wyspą stabilności" i zachwalał działania rządu, które miały sprawić, że jesteśmy stosunkowo dobrze oceniani przez agencje ratingowe. Krytykująca projekt budżetu opozycja w wątpliwość podawała realność zaplanowanych w budżecie dochodów, doszukując się m.in. planowanej od lipca - jeszcze ukrywanej przed społeczeństwem - dalszej podwyżki podatku VAT.
Beata Szydło (PiS) wytykała rządowi, że Polaków przed kryzysem chce chronić, podnosząc podatki, zwiększając wiek emerytalny czy też dodatkowo obciążając wyższymi składkami przedsiębiorców. W jej ocenie, zaproponowany przez rząd projekt nie został oparty na realnych założeniach, a budżet traktowany jest jak instrument gry politycznej. - Projekt budżetu jest nierealny, nierzeczywisty, jest antyspołeczny. Został skonstruowany w myśl zasady: ludzie niech zaciskają pasa, byle Bruksela była zadowolona i byle rozwijała się biurokracja i nasze poczucie samozadowolenia - poczucie samozadowolenia Platformy Obywatelskiej - podsumowała Szydło. Projekt budżetu okazał się chyba lekturą nie do przebrnięcia dla Janusza Palikota. Choć posłem jest nie pierwszy rok, wyrażał oburzenie, że projekt zawarto w "opasłym tomie", oskarżając przy tym ministra Rostowskiego, że skoro budżet zajmuje tyle kartek, to znaczy, iż rząd chce tam wśród tych zapisków coś ukryć. Palikot stwierdził, że budżet oparty jest na kłamstwie, którym są "całkowicie zawyżone przychody kraju". Nowy szef SLD Leszek Miller, krytykując kształt budżetu, zarzucił m.in., iż podczas prac nad projektem ustawy budżetowej naruszono prawo, gdyż projekt przysłano do Sejmu bez konsultacji społecznych.
Ministrowi finansów merytorycznych argumentów za przekonaniem posłów do rządowego budżetu nie wystarczyło na długo, gdyż ponownie zaatakował słownie Prawo i Sprawiedliwość, za co, po swoim wystąpieniu, został upomniany przez prowadzącego obrady wicemarszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego. - Albo przyjmiemy zasadę, że minister występuje przed Wysoką Izbą i mówi merytorycznie i do rzeczy, albo przyjmujemy zasadę, że może sobie mówić, co chce - stwierdził Kuchciński, wskazując, że refleksje dotyczące działań polityków obecnej opozycji "sprzed kilku kadencji" Rostowski mógłby wygłaszać w punkcie obrad poświęconym oświadczeniom poselskim. Przeciwko temu zaprotestował minister finansów. Uniemożliwienie dogryzania opozycji podczas ważnych debat o gospodarce mogłoby przecież sprawić, że któregoś dnia Rostowski kompletnie nic innego nie miałby do powiedzenia. Według ministra finansów, uwagi wicemarszałka o tym, co ministrowie mogą mówić, a co nie, są niestosowne. W projekcie przyszłorocznego budżetu rząd planuje, że dochody wyniosą 293,8 mld zł, wydatki - 328,8 mld zł, a deficyt budżetowy sięgnie 35 mld złotych.
Nasz Dziennik
Czwartek, 15 grudnia 2011, Nr 291 (4222)

Autor: jc