Formuła 1
Treść
Po czterech tegorocznych eliminacjach mistrzostwa świata Formuły 1 Robert Kubica nie ma na koncie ani jednego punktu, za to kilka najgorszych występów w karierze za sobą. Kolega Polaka z zespołu BMW-Sauber, Nick Heidfeld jest w trochę lepszej sytuacji, ale tylko dlatego, że dopisało mu mnóstwo szczęścia. Miała być walka o najwyższe cele, pozostało rozpaczliwe poszukiwanie dróg wyjścia z kryzysu. Szefowie niemieckiego teamu wierzą, że przerwa i powrót do Europy pomogą wyjść na prostą, ale pewni swego nie są. Niestety.
Gdy pod koniec minionego sezonu Kubica walczył o podium mistrzostw świata, BMW nagle zaprzestało rozwoju aktualnego bolidu, całe siły skupiając na pracy nad nowym. Wizja rewolucyjnych zmian w Formule 1 podziałała na wyobraźnię inżynierów, którzy najwcześniej w całej stawce zakasali rękawy i zajęli się przyszłością. Polak musiał to zaakceptować, choć oczywiście nie do końca pojął. Raz na jakiś czas dawał do zrozumienia, iż podobna szansa może się nie przytrafić, dlatego warto było zaryzykować i pomóc mu w rywalizacji o czołową trójkę, ale nic nie wskórał. Ostatecznie podium przegrał, BMW jednak nie rozpaczało. Zimą wydawało się, że jest na dobrej drodze do realizacji wyznaczonych celów, Kubica z Heidfeldem przejechali mnóstwo testowych kilometrów, Niemcy chwalili się wyjątkowo zaawansowanymi pracami nad systemem KERS. I co? I nic. Po czterech wyścigach zespół znalazł się na dnie, krakowianin "zaliczył" najgorsze w karierze występy w kwalifikacjach (18. przed Grand Prix Chin) i wyścigu (przedostatni w Bahrajnie, tylko przed... Heidfeldem). W Malezji Polak przejechał zaledwie dwa okrążenia, gdy w jego bolidzie odmówił posłuszeństwa silnik. Dobrze było (a raczej być mogło) jedynie w inauguracyjnym wyścigu w Australii, gdzie Kubica miał szansę nawet na zwycięstwo. Niestety, na drodze stanął mu wówczas Sebastian Vettel, po którego błędzie wylądował na bandzie. Równie źle wygląda zapis dokonań Heidfelda, z jednym tylko wyjątkiem. Niemiec szczęśliwie wykorzystał ulewę i chaos w Malezji, gdy przerwano wyścig, zajmował drugie miejsce - i był to jedyny dotychczasowy tegoroczny "błysk" BMW. Co się zatem stało z zespołem, który miał walczyć o najwyższe cele, przerwać hegemonię Ferrari i McLarena, wspiąć się na szczyt? Prostej odpowiedzi nie ma, team najwyraźniej zimę nie tyle przespał, co przepracował po prostu źle, popełniając mnóstwo błędów. Tymczasem konkurenci nie próżnowali, szukali różnych sposobów odnalezienia się w nowej sytuacji i mają się czym pochwalić. Brawn GP-Mercedes, Toyota oraz Williams-Toyota zamontowały w swych bolidach kontrowersyjne, a zarazem rewelacyjne dwustopniowe dyfuzory, dzięki którym uzyskują na okrążeniu czasy nieporównywalne z rywalami. Red Bull przygotował fantastyczny pakiet aerodynamiczny i w powszechnej opinii, gdy tylko dołoży do niego podwójny dyfuzor, będzie niebywale szybki - być może nawet poza wszelką konkurencją. Inżynierowie tych zespołów wykonali świetną robotę - "podarowali" swym kierowcom perfekcyjne auta już na początku sezonu, później systematycznie, cały czas je poprawiając. BMW tymczasem inaugurację przespało, a co gorsze - na razie nie zrobiło nic, by nadrobić stracony dystans. - Po owocnych zimowych testach nikt z nas nie spodziewał się, że początek sezonu będzie tak wyglądał. Jesteśmy daleko od miejsca, w którym chcieliśmy być. To dla nas nowość, bo od początku powstania zespołu przed trzema laty stale notowaliśmy na swym koncie postęp. Więcej, nawet przekraczaliśmy wyznaczane cele. Teraz jest inaczej i nie pocieszamy się faktem, że podobne problemy mają i pozostałe czołowe ekipy - przyznaje szef teamu Mario Theissen. Lepiej ma być w Europie. Szefowie zespołu obiecują nowy pakiet aerodynamiczny, nowy dyfuzor, "odchudzenie" bolidu, by bez negatywnych konsekwencji można było do niego zamontować KERS. - Jestem pewien, że wybrniemy z tej rozczarowującej sytuacji. W Barcelonie pojawimy się z nowym pakietem rozwiązań, na resztę sezonu planujemy kolejne modyfikacje. Na razie testujemy różne warianty w tunelu aerodynamicznym, spodziewamy się poprawy osiągów - kontynuuje Theissen. Rozczarowani są, co nie może dziwić, obaj kierowcy. - Nadal mamy swoje cele, ale dziś wydaje się, że są pilniejsze sprawy niż zastanawianie się, jak zdobyć mistrzostwo świata. Musimy znaleźć drogę wyjścia z impasu, pracować nad rozwojem. Nie ma co jednak ukrywać, rywale też się zbroją. Wypada tylko mieć nadzieję, że nasz krok do przodu będzie większy - dodaje Kubica.
Przed rozpoczęciem sezonu było mnóstwo pytań, zagadek, niepewności. Spodziewano się niespodzianek, zmian na szczycie, ale rewolucji - na pewno nie. Tymczasem rządzą ci, którzy w minionych latach doznawali porażek i upokorzeń - Brawn GP (spadkobierca Hondy), Red Bull, Toyota. Liderem mistrzostw jest Jenson Button, jeden z... najgorszych kierowców poprzedniego sezonu. Na przeciwległym biegunie znaleźli się potentaci, rządzący Formułą 1 od lat. Ferrari dopiero w Bahrajnie zdobyło pierwsze (!) punkty, daleki od formy i możliwości jest McLaren, o BMW wspominać nie trzeba. Czy w Europie to się zmieni? Być może tak, być może nie, dziś trudno cokolwiek wyrokować. Obecnie obowiązujące przepisy zabraniają testowania nowych elementów w trakcie sezonu, zostaną tunele aerodynamiczne i superkomputery. To dodatkowe utrudnienia i wyzwania, bo w praktyce niczego nie można przewidzieć. Pewne jest tylko, iż 10 maja w Barcelonie na starcie staną zmodyfikowane i usprawnione bolidy. Wszystkie, co do jednego. Pewne jest także, że BMW pożegnało się już z marzeniami o mistrzostwie świata, wciąż ma jednak, o co grać i o co walczyć. Sezon trwa i jeszcze można w nim coś wygrać. Przegrać też. Niestety.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-04-29
Autor: wa