Giełda w gorączce
Treść
Na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych doszło do panicznej wręcz wyprzedaży akcji. Także przez inne giełdy na całym świecie przetoczyła się wczoraj potężna fala spadków. Giełdy, jak termometr, wskazują, że organizm gospodarczy, poturbowany kryzysem, wciąż jest chory.
WIG 20 około godz. 16.00 spadł o prawie 9 procent. Potem nieco wyrównał, ale i tak dzień zakończył się na parkiecie na blisko 6-procentowym minusie, osiągając nieco ponad 2248 punktów. Z kolei indeksy mWIG 40 i sWIG 80 spadły o ponad 6 procent. Akcje największych polskich spółek, jak PKN Orlen, Lotos czy PZU, chwilami traciły nawet kilkanaście procent. - To niespotykane spadki, największe na Giełdzie Papierów Wartościowych od upadku banku Lehman Brothers i wybuchu kryzysu - ocenia Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK. Na to nałożyła się wyraźna tendencja do osłabienia złotego na rynku walutowym: pod koniec dnia za euro płacono 4,19 złotego. Szwajcarska waluta znów umocniła się do 3,70 zł za franka.
Do spadków światowych indeksów przyczyniły się, zdaniem analityków, słabe dane makroekonomiczne zza Atlantyku oraz brak zdecydowanej reakcji przywódców Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej na pogłębiający się globalny kryzys zadłużenia. Nastroje amerykańskich przedsiębiorców, jak wynika z tych danych, uległy radykalnemu pogorszeniu, gorzej, niż oczekiwano, wygląda sprzedaż domów na rynku wtórnym w USA, a liczba rejestrujących się nowych bezrobotnych w ujęciu tygodniowym wzrosła z 399 do 408 tysięcy. W eurostrefie - po pierwszych cięciach oszczędnościowych w sferze finansów publicznych - wzrost gospodarczy pełza na poziomie 0,1 proc. PKB, co praktycznie oznacza początek recesji, zaś towarzyszące temu mgliste deklaracje przywódców na temat naprawy sytuacji rynki przyjęły z zawodem.
- Po kilku dniach dynamicznego odreagowania na paniczną wyprzedaż z pierwszych dni sierpnia inwestorzy zrozumieli, że żadne ryzyko stojące u źródeł tamtej wyprzedaży nie zostało wyeliminowane, i wrócili do wyprzedaży akcji - komentuje obecną sytuację Marcin Kiepas, analityk z X-Trade Brokers.
Zapaść na warszawskiej giełdzie zbiegła się z ogłoszeniem przez GUS danych o produkcji przemysłowej, z których wynika, że w lipcu wzrosła ona znacznie poniżej oczekiwań, bo tylko o 1,8 proc. rok do roku, ale już w stosunku do czerwca br. spadła aż o 6 procent. - To potwierdza, że nastąpiło wyhamowanie aktywności sektora przemysłowego. Dane szczegółowe wskazują na spadki produkcji w działach skierowanych na eksport, co oznacza, że jedną z przyczyn tej sytuacji jest zmniejszający się popyt z zagranicy - uważa Monika Kurtek, główny ekonomista Banku Pocztowego. Jedynie dobre wyniki sektora budowlanego, który odnotował wzrost produkcji rzędu 16 proc., mogą sprawić, jej zdaniem, że hamowanie gospodarki nie będzie zbyt gwałtowne.
Tak więc ów splot negatywnych doniesień z kraju i ze świata odbił się wczoraj na warszawskiej giełdzie i notowaniach złotego, powodując paniczną reakcję inwestorów. - To dowodzi, jak niestabilne są polskie rynki i jak dalece uzależnione od zagranicznego kapitału spekulacyjnego. Każdy podmuch złych wiadomości powoduje odpływ tegoż kapitału, czyli gwałtowną wyprzedaż akcji polskich spółek i polskiej waluty - komentuje Janusz Szewczak.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik 2011-08-19
Autor: au