Gospodarka nas pogodzi?
Treść
To wspólne interesy gospodarcze Polski i Litwy, a nie działania polityków mogą wpłynąć na poprawę relacji między obu krajami. Takie wnioski płyną z konferencji naukowej zorganizowanej na Uniwersytecie Warszawskim.
W opinii naukowców, przy ocenianiu jakości stosunków polsko-litewskich należy zastanowić się, czy oba państwa mają interesy ekonomiczne, które byłyby podstawą do ich polepszenia.
Na brak takich interesów zwrócił uwagę Alfredas Bumblauskas z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Wileńskiego. Ich symbolem są trudności komunikacyjne między Polską a Litwą, choć oba kraje są sąsiadami.
- Faktem jest, że minęło 20 lat i nie ma kolei pomiędzy Warszawą a Wilnem. Zamiast tego musiałem lecieć samolotem poprzez Frankfurt przez 11 godzin. To pokazuje symbolicznie polsko-litewskie stosunki - zauważył prof. Bumblauskas.
Do kwestii gospodarczych nawiązał również Jacek Sobczak z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
- Przed dzisiejszą konferencją zadałem sobie takie pytanie: dlaczego jest tak źle? Dlaczego te stosunki wyglądają tak kiepsko, skoro mogą być dobre? Powinno być pięknie, a tak nie jest. Pytanie ze strony polskiej brzmi tak: dlaczego nas nie kochacie? Przecież jesteśmy tacy dobrzy, ładni. Powinniście nas kochać - zaznaczył Sobczak.
Według niego, odpowiedź na tak zadane pytanie jest następująca: tak, jesteście dobrzy, mili, ale nie mamy interesu.
- To nie jest tak, że kochamy się tylko za to, że jesteśmy piękni, ale czy mamy w tym wspólny interes - zauważył Sobczak.
Jego zdaniem, nie brakuje przykładów różnych europejskich inicjatyw, które nie przyniosły spodziewanych wyników, bo ich uczestnicy nie mieli w tym korzyści ekonomicznych. Jako przykład wskazał projekt Rady Europy, z którego udała się tylko europejska Konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności.
Inny natomiast był los Wspólnoty Europejskiej, obecnie Unii Europejskiej, która mimo ostatnich perturbacji rozrasta się i zacieśnia współpracę między państwami. Stało się tak z prostej przyczyny - państwa europejskie miały w tym interes.
- Jeżeli nie będzie korzyści ekonomicznych, będziemy sobie mówili rozmaite miłe rzeczy, ale nic z tego nie będzie wynikało - podsumował Sobczak.
Obecny na spotkaniu Adam Michnik nie widział problemu w kwestiach współpracy gospodarczej, tylko tak jak wcześniej przy podobnych okazjach obarczył za całe zło "nacjonalistyczny nurt".
- Wydaje się, że to, co dziś obserwujemy, to jest rewanżyzm sił "endeckich" po stronie litewskiej i po stronie polskiej przez dobre 20 lat. W momencie gdy dochodzi do takiego konfliktu po obu stronach, większej mocy i znaczenia nabierają siły ekstremistyczne - oświadczył Michnik.
Zarzuty Michnika odpierał Jarosław Narkiewicz, poseł litewskiego Sejmu z Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. Podkreślał on, że postulaty podnoszone przez Polaków wobec rządu w Wilnie nie mają podtekstu nacjonalistycznego.
- Trudno się z tym zgodzić, biorąc pod uwagę dyskryminację Polaków na Litwie, których szkolnictwo jest zagrożone likwidacją, gdzie zabrania się polskiej pisowni nazwisk oraz nazw ulic i utrudnia się zwrot ziemi - mówił Jarosław Narkiewicz.
- Może należałoby wreszcie porozmawiać z miejscowymi Polakami, zobaczyć, czy rzeczywiście jest tak, jak mówi Michnik, i wtedy dopiero wyciągnąć jakieś wnioski. Trzeba sprawdzić, czy my, dążąc przynajmniej do niepogarszania naszej sytuacji, ujawniamy jakiś nacjonalizm - radzi Michnikowi Narkiewicz.
Poseł wskazuje, że Michnik bezkrytycznie przyjmuje litewski punkt widzenia, czyli to, że w tym kraju mniejszości narodowe są dobrze traktowane i pretensje Polaków są bezpodstawne.
Nasz Dziennik Wtorek, 10 lipca 2012
Autor: au