Grunwald w 150 odsłonach
Treść
Z dr. Józefem Szaniawskim, historykiem, wykładowcą WSKSiM w Toruniu, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler
Na rynku wydawniczym pojawiła się wyjątkowa publikacja. Dzięki Pańskim staraniom ukazało się jubileuszowe wydanie "Krzyżaków" ilustrowane fragmentami obrazu Jana Matejki "Bitwa pod Grunwaldem". Kiedy zrodził się pomysł na takie właśnie wydanie arcydzieła Henryka Sienkiewicza?
- Podczas pewnej bezsennej nocy, zimą 1986 roku w więzieniu w Barczewie, gdzie odsiadywałem wyrok sądu stanu wojennego. Przez kilka miesięcy siedziałem w lochu dawnego krzyżackiego zamku zamienionego na więzienie. Jedyną pociechą było dla mnie wtedy czytanie książek, a ulubioną lekturą właśnie "Krzyżacy" Henryka Sienkiewicza. Egzemplarz, który posiadałem, był zaczytany, brudny, pozbawiony jakichkolwiek ilustracji. Pomyślałem wówczas, że byłoby wspaniale, gdyby kiedyś mogło się ukazać wydanie "Krzyżaków" z ilustracjami samego Jana Matejki. Nawet do głowy mi nie przyszło, że sam się w to zaangażuję.
Dwaj nasi najwięksi twórcy - Sienkiewicz i Matejko - połączeni w jednym dziele. Czy wcześniej dokonywano już fotograficznej fragmentaryzacji "Bitwy pod Grunwaldem"?
- Nie, nigdy. Nie było też dotychczas albumu "Jan Matejko. Bitwa pod Grunwaldem", który miałby ponad 150 ilustracji. Nasze wydanie jest pierwsze. Było to przedsięwzięcie niemal akrobatyczne. Niektóre zdjęcia musieliśmy wykonywać z drabiny, z ponad 5-metrowej wysokości, gdyż górny fragment obrazu znajduje się 7 metrów nad podłogą. Żeby fotografie nie były zniekształcone, trzeba było użyć aparatu do zdjęć lotniczych, który jest bardzo dokładny i robi zdjęcia z dużej wysokości. Wykonano ich w sumie ponad 800.
W książce znalazło się 150 zdjęć. Jakie było kryterium ich doboru?
- Wybrałem najciekawsze ujęcia. Ciekawostką jest fakt, że na całym obrazie jest 98 portretów, z tego ponad 60 to postacie anonimowe, a ponad 30 przedstawia konkretne osoby, tj. m.in. Ulricha von Jungingena, prymasa Mikołaja Trąbę, króla Władysława Jagiełłę, wielkiego księcia Witolda. Portret łucznika należy do najznakomitszych portretów nie tylko Jana Matejki, ale polskiego malarstwa w ogóle. Zwraca uwagę charakterystyczny ryngraf rycerski z Matką Bożą osłaniający pierś łucznika. Jest przesunięty w lewą stronę, tak jakby osłaniał lewą pierś i serce Polaka. To jest mój ulubiony portret.
Gdy patrzymy na obraz Matejki, poszczególne jego fragmenty trochę giną w całości, a przecież są niezwykle istotne...
- Ciekawe, że swój autograf Matejko umieścił na obrazie obok podkowy, która odpadła prawdopodobnie z kopyta konia wielkiego mistrza - bo szczęście Krzyżaków opuściło. Zrobiliśmy też zbliżenia kwiatów rosnących na polu bitwy, na które na ogół nikt nie zwraca uwagi. Gdy oglądamy tylko kwiaty, widzimy piękny obraz impresjonistyczny. Środkowa scena obrazu jest naprawdę arcydziełem malarstwa. Matejko ukazał w niej śmierć wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego Ulricha von Jungingena, który ginie od ciosu toporem. To jest główna idea i wielka metafora historyczna "Bitwy pod Grunwaldem". Oto dokonuje się sąd Boży, zapada wyrok historii, rozstrzyga się sprawiedliwość dziejowa. Wódz armii niemieckiej ginie z ręki kata wykonującego wyrok, ponieważ ten niski, mocno zbudowany wojownik w czerwonym kapturze skrywającym głowę to kat. W jego muskularnej prawicy widzimy topór. Nie jest to topór bojowy używany przez rycerzy, ale topór katowski z zakrwawionym ostrzem.
Dzieło Matejki przepełnione jest symboliką historyczną. Znalazła się na nim nawet włócznia świętego Maurycego...
- Wróćmy jeszcze na chwilę do kata. Ma on przy pasie sakiewkę, która była przeznaczona na tzw. grosz wybaczenia. Był zwyczaj, że skazaniec przed egzekucją dawał katowi grosik na znak, że nie ma do niego pretensji czy żalu, bo wie, że wykonuje on jedynie swoją powinność. Obok kata z toporem w dłoni widzimy wojownika. Potężnie zbudowany, z nagą piersią, okryty zwierzęcą skórą, opasany noszonym na Podhalu góralskim pasem z charakterystycznymi mosiężnymi sprzączkami wymierza cios prosto w pierś wielkiego mistrza zakonu. Cios zadany jest włócznią nie byle jaką, jest to bowiem właśnie włócznia świętego Maurycego, patrona rycerzy średniowiecznej Europy. To wspaniała metafora historyczna, bo włócznię tę podarował Bolesławowi Chrobremu cesarz niemiecki Otton III w roku 1000, w trakcie słynnego zjazdu gnieźnieńskiego, gdy Niemcy uznały suwerenność ówczesnego państwa polskiego. Obydwaj wojownicy wykonują wyrok na wielkim mistrzu. Symbolizuje go miecz znajdujący się nad jego głową, który w ręku trzyma wybitny polski rycerz Zyndram z Maszkowic, miecznik krakowski. Takich szczegółów na obrazie Matejki jest bardzo wiele... Wspomnę jeszcze tylko o jednym, według mnie najważniejszym. Oto podmuch wiatru wzdął wspaniały biały płaszcz wielkiego mistrza Ulricha von Jungingena, ale nie ma na nim czarnego krzyża, charakterystycznego dla Krzyżaków. To nie przypadek ani żadne przeoczenie Matejki. Ukrył krzyż w fałdach białego płaszcza. Pozbawił wielkiego mistrza symboli religijnych (brak też na piersiach von Jungingena złotego relikwiarza, który nosił w czasie bitwy pod Grunwaldem), uznając, że Krzyżacy swymi zbrodniami przekreślili własną misję. Powiewający biały płaszcz jest symbolem klęski i kapitulacji.
W czasie II wojny światowej chroniono dzieło Matejki z narażeniem życia...
- To prawda. Jego wartość materialną określił kiedyś Joachim Goebbels, osławiony minister propagandy III Rzeszy, prawa ręka Hitlera w czasie II wojny światowej, który wyznaczył 2 miliony marek za wskazanie miejsca przechowywania obrazu. W czasie wojny "Bitwa pod Grunwaldem" trzykrotnie była przenoszona (ostatnia skrytka w Lublinie), a nie było łatwo ukryć tak ogromne dzieło sztuki. Gestapo deptało po piętach osobom, które narażając życie, sprawowały nad nim pieczę. Niemieckie poszukiwania zostały wstrzymane dopiero wówczas, gdy na falach BBC w Wielkiej Brytanii nadano dezinformującą wiadomość o przybyciu obrazu do Londynu. Dzięki temu został uratowany. Nie ma wątpliwości, że Niemcy szukali "Bitwy pod Grunwaldem", żeby ją zniszczyć. Przypomnijmy, iż gubernator Hans Frank kazał wysadzić pomnik grunwaldzki, dzieło Antoniego Wiwulskiego, który stał w Krakowie na ul. Basztowej. Historia sztuki nie zna podobnego przykładu, aby w obronie dzieła sztuki oddawali życie męczennicy-bohaterowie. Przecież nie czynili tego dla metrów pokrytego farbami płótna i nie dla wartości materialnej, jaką ten obraz posiada, ale dla ukochanej Polski.
W jakim stanie technicznym jest dziś obraz?
- W niektórych miejscach włókna całkowicie się rozchodzą, gdzieniegdzie pozostało już tylko próchno. Materiał trzyma się jedynie przy pomocy werniksu i łat, które widać było na ekranie specjalnego komputerowego monitora. Na naszych zdjęciach mogliśmy bowiem zobaczyć nie tylko to, co jest na powierzchni obrazu, ale i pod spodem. W niektórych miejscach malowidło pokrywają cztery warstwy werniksu, przez co obecna kolorystyka "Bitwy pod Grunwaldem" nie odpowiada tej z 1878 roku, kiedy obraz powstał.
To znaczy, że jego kolory wypłowiały?
- Na pewno obraz ma dziś zniekształcone barwy. Podobnie jak np. słynny "Sąd ostateczny" Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej. Kiedy zdjęto zanieczyszczenia, okazało się, że fresk posiada intensywniejsze barwy. Prawdopodobnie obraz Jana Matejki również był pierwotnie dużo bardziej jaskrawy niż obecnie. Nie jestem historykiem sztuki, wiem jednak, że obraz powinien przejść kapitalną renowację, i na to muszą się znaleźć pieniądze. Jeżeli są pieniądze na pseudomuzeum pseudosztuki współczesnej, które zaplanował minister Kazimierz Michał Ujazdowski, a będzie tworzył Bogdan Zdrojewski, to tym bardziej powinny się one znaleźć na renowację "Bitwy pod Grunwaldem". Obraz Jana Matejki bowiem jest nie tylko arcydziełem, lecz także wyrazem tego, co Ojciec Święty Jan Paweł II określił jako pamięć i tożsamość. To jest nasze dziedzictwo, część historii Polski.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-01-06
Autor: jc