In vitro bez rekomendacji
Treść
Nowe rekomendacje dotyczące diagnostyki i leczenia niepłodności przygotowuje Polskie Towarzystwo Ginekologiczne. Grono ekspertów pod kierunkiem prof. dr. hab. Ryszarda Poręby zaprezentuje je najwcześniej za dwa miesiące. Jak dowiedział się "Nasz Dziennik", najważniejsza zmiana to zdecydowane rozgraniczenie między leczeniem niepłodności a techniką sztucznego rozrodu, z zapłodnieniem pozaustrojowym na czele. Najważniejsza jest dobra diagnostyka, na której opiera się coraz bardziej popularna w Polsce młoda gałąź medycyny zwana naprotechnologią.
Najważniejsze zalecenie dla lekarzy: przede wszystkim diagnostyka i dokładne badanie przyczyn niepłodności oraz ich usuwanie. Potrzeba stworzenia nowych rekomendacji pojawiła się m.in. ze względu na to, że w wielu ośrodkach zamiast dogłębnej diagnostyki przyczyn niepłodności i prób rozwiązania istniejących problemów, pacjentów od razu odsyłano do procedur in vitro. Autorzy rekomendacji są zdania, że tego typu sytuację trzeba absolutnie wyrugować. W najnowszych rekomendacjach leczenia niepłodności jest ono wyraźnie rozgraniczone od in vitro. Nowe zasady tworzone są właśnie po to, żeby lekarze zaczynali od naprotechnologii. Sama jej nazwa w rekomendacjach wprawdzie nie pada, ale jak twierdzą lekarze, nie ma takiej potrzeby. Oznacza ona bowiem dokładną diagnostykę i rzeczywiste leczenie schorzeń powodujących niepłodność, którą rzetelni lekarze ginekolodzy zajmujący się problemami niepłodności stosują od wielu lat.
Wszystko, czym zajmuje się naprotechnologia, ujęte jest w podręcznikach dla studentów oraz specjalistów ginekologii i gdyby ktokolwiek nie miał tej elementarnej wiedzy, a zaczął od in vitro, nie zdałby centralnych egzaminów - twierdzą lekarze.
Teza ta powinna wyraźnie wybrzmieć w oficjalnych rekomendacjach PTG.
Czy PTG dostrzega konieczność całkowitego wyeliminowania procedury sztucznego rozrodu? - Zmierzamy do tego, żeby in vitro ograniczyć. Podkreślam raz jeszcze, że nasze rekomendacje polegają na tym, iż stosujemy NaProTechnology w każdym przypadku, a w rzadkich sytuacjach, jednej na tysiąc, np. kiedy pacjentka nie ma jajowodów, pozostaje in vitro - tłumaczy prof. Ryszard Poręba, prezes PTG. Podaje przykład pacjentek, które straciły jajowody na skutek wcześniejszej ciąży pozamacicznej. - Medycyna nie jest w stanie im nic zaoferować, a na propozycje adopcji reagują stwierdzeniem, że to nie wchodzi w rachubę, "bo nie wiadomo, jakie to są geny" - mówi.
Ksiądz dr Piotr Kieniewicz MIC, adiunkt przy Katedrze Teologii Życia Wydziału Teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, podkreśla, że bardzo istotne jest, aby wyraźnie w takich rekomendacjach rozgraniczyć leczenie niepłodności od procedur in vitro. - In vitro jest swoistą "protetyką" płodności, bo co prawda daje potomstwo, ale nie płodność. W związku z tym trudno tu mówić o leczeniu niepłodności. Podobnie jak proteza daje możliwość poruszania się o własnych siłach, natomiast nie jest przywróceniem pełnej sprawności organizmu, tzn. przywróceniem własnych kończyn - zauważa. Równocześnie zaznacza, że powinno się tam znaleźć także zalecenie, żeby najpierw skierować pacjentkę albo małżeństwo do poradni stosującej np. naprotechnologię, w której wykwalifikowany zespół diagnostyczno-terapeutyczny jest przygotowany do realnego leczenia niepłodności.
Ksiądz dr Piotr Kieniewicz zaznacza, że określenie, jakoby in vitro miało być "jedynie ostatecznością", jest wysoce nieprecyzyjne, ponieważ taka deklaracja towarzyszy procedurom zapłodnienia pozaustrojowego od samego początku. - Kryterium: "naprawdę nie mogą mieć dzieci", jest bardzo płynne. Dlatego obawiam się, że tego typu zastrzeżenie na poziomie prawa medycznego w rekomendacji ginekologów polskich dla ministerstwa będzie miało bardzo znikomą skuteczność, jeśli chodzi o prawo uchwalane przez polityków. Zwłaszcza że mit równości i prawa do absolutnie wszystkiego zajmuje jedno z centralnych miejsc w mentalności współczesnego człowieka - uważa ks. dr Kieniewicz. Podkreśla, że nie tylko na gruncie moralnym, z racji antropologicznych, nie można rekomendować in vitro. Postulowanym kierunkiem zmian powinien być całkowity zakaz stosowania tych procedur także dlatego, że są ku temu podstawy medyczne. - Moim zdaniem, można by tego zakazać jako procedury potencjalnie niebezpiecznej dla matki i dziecka - argumentuje ks. dr Kieniewicz.
Trzeba kategorycznie stwierdzić, że jest to procedura niegodziwa moralnie i nie ma żadnych racji do jej usprawiedliwienia. - Chociaż rozumiem sytuację, w której zespół wypracowuje pewien kompromis, to jednak lekarze-katolicy w tych działaniach uczestniczący powinni uczynić wszystko, co jest w ich mocy, by usunąć z rekomendacji te moralnie nieakceptowalne procedury - przypomina ks. dr Kieniewicz. Zaznacza, że bardzo często osoby, które osobiście wyznają jednoznaczne poglądy moralne, nie wierzą w możliwość ich wyegzekwowania i ustępują w punkcie wyjścia. Przyjmują "kompromis", zamiast starać się do końca, żeby wywalczyć to, co jest rzeczywiście dobre. - Absolutnie nie kwestionuję dobrej woli członków tego zespołu, bo przyjęty przez nich kierunek uważam za jak najbardziej słuszny, natomiast zachęcałbym ich do jak największej determinacji i wiary w to, że można wypracować rozwiązanie, które jest moralnie godziwe. Dlatego to, że in vitro nie jest rekomendowane, chociaż nie jest zakazane, widziałbym jako "minimum". Natomiast oczywiście optymalnie by było, gdyby z punktu widzenia medycznego in vitro było kategorycznie odradzane - apeluje ks. dr Kieniewicz do lekarzy pracujących nad rekomendacjami.
Ostatnie rekomendacje PTG dotyczące leczenia niepłodności oraz stosowania w nim technik wspomaganego rozrodu pochodzą z 1996 roku. Jest w nich zaznaczone, że podstawowym elementem leczenia niepłodności małżeńskiej "jest dążenie do określenia przyczyny niepłodności przy pomocy dostępnych metod diagnostycznych". Podkreślono, iż niedopuszczalne jest stosowanie "leczenia farmakologicznego i inwazyjnych technik terapeutycznych bez przeprowadzenia odpowiednich badań mających na celu określenie przyczyn niepłodności". Zalicza się do nich m.in. ocenę nasienia, jajeczkowania i wydolności drugiej fazy cyklu miesiączkowego oraz reakcji plemników i śluzu szyjkowego. Równocześnie jednak w przypadkach, w których "standardowe leczenie (farmakologiczna indukcja jajeczkowania, stymulacja lub suplementacja fazy wydzielniczej cyklu, leczenie balneoklimatyczne, fizykoterapeutyczne, operacyjne leczenie niepłodności kobiecej lub męskiej, farmakologiczne leczenie zaburzonej spermatogenezy)" nie przyniesie pożądanego skutku, jakim jest poczęcie dziecka, "jest zasadne" za zgodą obojga partnerów zastosowanie technik wspomaganego rozrodu. Procedury in vitro zostały nazwane "sposobem leczenia", którym jednak nie są, ponieważ przyczyn niepłodności nie likwidują. Doktor Maciej Barczentewicz z Lublina, ginekolog zajmujący się leczeniem niepłodności metodami naprotechnologii, zwraca uwagę szczególnie na jeden niepokojący zapis w starych rekomendacjach, który wymaga zmiany: małżeństwu powyżej 35. roku życia należy jak najszybciej zapewnić jak najbardziej skuteczną metodę postępowania i jako jedyna taka metoda wskazane jest zapłodnienie pozaustrojowe. - Nie powinno być tak, że w jakimkolwiek przypadku pomija się kwestie diagnostyki i leczenia, od razu przechodząc do in vitro - przypomina Barczentewicz.
Również zdaniem Bolesława Piechy (PiS), współautora projektu ustawy bioetycznej zakazującej stosowania w Polsce procedur in vitro, lekarza ginekologa, to bardzo dobrze, że PTG zdecydowało się na stworzenie nowych rekomendacji dotyczących leczenia niepłodności. Chociażby z tego względu, że od stworzenia poprzednich upłynęło już 14 lat i medycyna poszła znacznie naprzód. - Należałoby udoskonalić zapisy dotyczące diagnostyki, uzbroić algorytm postępowania w przypadku stwierdzenia niepłodności małżeńskiej o osiągnięcia zdobyczy technologicznych. I oczywiście sprawa in vitro powinna zostać określona przez grono lekarzy nie jako leczenie, tylko jako procedura omijająca pewną barierę, która jednak niczego nie leczy - zaznacza Piecha. I podkreśla, że klarowne zapisy wyraźnie rozgraniczające leczenie niepłodności od procedur zapłodnienia pozaustrojowego są niezbędne, żeby przeciętny Polak zrozumiał, że nie chodzi w nich o żaden sposób leczenia i powrót płodności, a jedynie o nieetyczne obejście bardzo poważnego problemu. Takie postawienie sprawy w oficjalnych zaleceniach polskich ginekologów, grona ekspertów, jest bardzo ważne, bo wówczas trzeba by do niego dostosować polskie prawo.
- Lekarze absolutnie nie powinni pozwolić na rekomendowanie procedur niegodziwych moralnie, do jakich należy właśnie in vitro - mówi Piecha. - Oprócz czytelnego stwierdzenia, że nie jest to sposób leczenia, trzeba umieścić ostrzeżenie, bardzo mocno wskazując na medyczne komplikacje dotyczące matki i dziecka, które mogą się na skutek tych działań pojawić, jak np. większa zapadalność na pewne choroby nowotworowe, wady wrodzone, wady rozwojowe czy niska waga urodzeniowa - przypomina Bolesław Piecha. Poseł podkreśla, że dużo będzie zależało od modelu ustawy bioetycznej, przyjętej przez polski parlament. - Jeżeli w polskim prawodawstwie nie będzie przyzwolenia na stosowanie metody in vitro, to wtedy te rekomendacje będą musiały brać pod uwagę polskie realia i polską rzeczywistość. Głęboko wierzę, że tak będzie - konkluduje parlamentarzysta.
Maria S. Jasita
Nasz Dziennik 2010-02-01
Autor: jc