In vitro bez testów
Treść
Procedury stosowane przy zapłodnieniu pozaustrojowym metodą in vitro często nie przechodzą rutynowych prób klinicznych - alarmują bioetycy.
BioEdge, poważny portal medyczny, informuje, że osobom, które chcą się poddać procedurze sztucznego zapłodnienia, nierzadko oferuje się techniki, które nie dość, że są wyjątkowo ryzykowne, to dodatkowo nigdy nie przeprowadzono na nich żadnych testów potwierdzających zdatność do stosowania na ludziach. Klienci centrów in vitro nie są o tym fakcie powiadamiani.
Portal powołuje się na artykuł dwóch naukowców z University College w Londynie - Rachel Brown i Joyce´a Harpera.
"Od roku 1978, kiedy urodziło się pierwsze dziecko poczęte in vitro, minęło już ponad 30 lat. Na przestrzeni tych lat rozwinięto niezliczoną liczbę technik i technologii tego zapłodnienia. Jednak techniki te bardzo rzadko były gruntownie testowane i zatwierdzone, zanim zostały zaoferowane oczekującym parom" - napisali brytyjscy specjaliści.
Jak argumentują, w innych sferach nie byłoby w praktyce medycznej możliwe wprowadzenie w tak szybkim tempie podobnych technik do stosowania klinicznego.
"Ten stan rzeczy wzbudza poważne obawy, że niektóre z technik proponowanych pacjentom przynoszą jedynie minimalne korzyści, a co gorsza, w przypadku wielu z nich nie potwierdzono, że są bezpieczne" - dodają eksperci.
Po pierwsze, kasa
Brown i Harper wyrażają także niepokój z powodu coraz częstszego stosowania tych niebezpiecznych technik. Wśród nich wymieniają przede wszystkim rozpoczęcie badań nad stosowaniem tzw. sztucznych gamet. Zwracają uwagę, że naukowcy prowadzący takie eksperymenty porzucili tradycyjne rozumowanie, że bezpieczeństwo pacjenta stoi na pierwszym miejscu. Stąd współczesna medycyna posuwa się do stosowania wyjątkowo ryzykownych metod, które nie mają żadnych certyfikatów bezpieczeństwa.
Brytyjscy naukowcy zastanawiają się nad przyczynami takiego pośpiechu we wprowadzaniu nowych technik in vitro. Mówią wprost, że chodzi o pieniądze. Podają natomiast szereg przykładów. Jeden z nich to genetyczne skanowanie embrionów jeszcze przed ich implantacją. Metoda ta nie jest sprawdzona i obarczona dużym ryzykiem błędu, a niestety bardzo często stosowana, aby "odrzucić niechciane embriony" w pierwszej fazie po zapłodnieniu.
W ich ocenie stoją za tym przyczyny czysto komercyjne, co po raz kolejny obrazuje, że bezpieczeństwo pacjentów zostało postawione niżej niż chęć zysku. Jak udowadniają specjaliści, im szybciej nowatorska metoda wejdzie na rynek, tym szybciej znajdą się chętni do skorzystania z niej, w szczególności ci, którzy mają za sobą już szereg prób in vitro i zawiedli się na poprzednich. Po raz kolejny okazuje się, że biznesem in vitro rządzą prawa rynku - co potwierdzają również lekarze, którzy wycofali się z udziału w tym procederze.
"Takie samo rozumowanie można by wprowadzić w innych obszarach medycyny, jednakże wydaje się, że to właśnie technologia sztucznego zapłodnienia ma obecnie największe wsparcie komercyjne. Jest szczególnie ważne, abyśmy zapamiętali, że wszystkie nowe technologie medyczne powinny przejść odpowiednio rygorystyczne testy zarówno pod względem użyteczności, jak i bezpieczeństwa, zanim zostaną wprowadzone do użycia" - radzą autorzy artykułu.
Brytyjscy badacze podkreślają także, że nowe techniki mogą de facto skrzywdzić osoby, które pod wpływem propagandy chwytają się ich jako ostatniej deski ratunku.
Nasz Dziennik Wtorek, 7 sierpnia 2012
Autor: au