Jeśli dyscyplina, to tylko przeciw
Treść
W klubie Prawa i Sprawiedliwości nie ma wprawdzie formalnie frakcji wewnętrznych, ale gdyby Platforma Obywatelska przyjęła poprawki do ustawy ratyfikującej traktat lizboński, wtedy i tak nie wszyscy posłowie poparliby ten projekt. Natomiast jeżeli PO nie przyjmie proponowanych poprawek, wówczas traktat zostanie z całą pewnością odrzucony. Takie wnioski można wysnuć z rozmów z posłami PiS. - Nie nazywałbym tego frakcjami, natomiast gdyby PO zdecydowała się na przyjęcie poprawek, które zaproponował PiS lub prezydent - bo one są w znacznej mierze zbliżone i w obu projektach chodzi o to samo, a mianowicie o ugruntowanie pewnej pozycji Polski i jej ochronę - to wówczas jestem przekonany, że znalazłaby się większość, która przyjęłaby te poprawki - mówi Zbigniew Girzyński. Jest on prawie pewien, że w takiej sytuacji do ratyfikacji by doszło, chociaż sam głosowałby przeciwko. Bardziej klarowne stanowisko PiS ujawnia się natomiast w przypadku oporu PO co do proponowanych poprawek do ustawy ratyfikującej traktat lizboński. - Jeżeli PO nie przyjmie poprawek PiS, cały klub będzie głosował przeciwko ratyfikacji, będzie dyscyplina w głosowaniu - zapewnia Girzyński. Według niego, nawet gdyby - czego oczywiście wykluczyć nie można - udało się w Sejmie doprowadzić do przyjęcia ustawy, zostanie ona zablokowana w Senacie. - Ratyfikacja musi być również poparta większością dwóch trzecich głosów w Senacie. A tam klubowi PO brakuje 6 głosów i jestem na 200 procent pewny, że ta ratyfikacja nie nastąpi - twierdzi Girzyński. Zdecydowane stanowisko klubu PiS w przypadku nieprzyjęcia przez PO proponowanych poprawek potwierdza Krystyna Grabicka. - Klub jest jednolity, obowiązuje dyscyplina. Chociaż na początku były wątpliwości tej strony, która jest bliżej centrum, chodzi np. o prof. Zbigniewa Religę oraz Grażynę Gęsicką - oznajmia. Jak przypuszcza Gabriela Masłowska, posłanka PiS, bardzo nieliczna grupa posłów tego ugrupowania jest "jakby mniej krytyczna wobec traktatu". - Większość opowiada się jednak za jego odrzuceniem w tej chwili, rozpoczęciem debaty i ewentualnie w przyszłości za powrotem na drogę parlamentarną. Jeśli się nie mylę, mamy determinację zarówno władz klubu, jak i większości posłów, żeby ten traktat odrzucić, jeśli nie przejdzie ustawa, którą przedłożył PiS. Dla mnie osobiście budującą była ostatnia wypowiedź premiera Kaczyńskiego. Powiedział on, że dla niego, jako przewodniczącego klubu, ważniejszym celem jest przyszłość i bezpieczeństwo Polski, aniżeli nawet los czy sukces, na ten moment, partii - uważa Masłowska. Z kolei prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział podczas wczorajszego spotkania ze studentami Uniwersytetu Warszawskiego, że w UE musimy zdecydowanie bronić swoich interesów, a z projektu prezydenckiego i poprawek PiS do projektu rządowego "wynika bardzo daleko idące zabezpieczenie" tych interesów. Zaprzeczył medialnym doniesieniom, że część posłów PiS chce się z nim spotkać i namawiać do głosowania za rządowym projektem. Kaczyński stwierdził, że jest to przykład rozgrywek politycznych. - Będziemy mieli tyle głosów, żeby to zablokować, wtedy będzie referendum - zapewnił. Zapowiedzi PO o możliwych wyborach określił jako straszak i element gry politycznej. Dodał, że ludzie nie zrozumieliby, o co chodzi Platformie, która zadecydowałaby o rozwiązaniu Sejmu. - Sądzę, że Donald Tusk nie zaryzykuje tego, co ma, dla niepewnej przyszłości - ocenił szef PiS. Studenci pytali byłego premiera także o to, czy - jak twierdzą niektóre media - na decyzje PiS nie miał wpływu "szantaż o. Tadeusza Rydzyka". Kaczyński odpowiedział, że Prawo i Sprawiedliwość nie jest uzależnione od o. Tadeusza Rydzyka, który bynajmniej nie szantażował go w sprawie traktatu lizbońskiego. Dodał, że PiS nie da się namówić do uczestnictwa w jakichkolwiek działaniach zmierzających do "delegalizacji" Radia Maryja czy też stosowania wobec niego publicznego ostracyzmu. Jacek Dytkowski, ZB "Nasz Dziennik" 2008-03-20
Autor: wa