Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kandydat Sikorski atakuje po zmroku

Treść

Studenci Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku mieli wysłuchać poważnego wykładu ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego na temat: "Urząd prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej". Tak przynajmniej informowano na plakatach. Minister rzeczywiście do Białegostoku przyjechał, ale jego wystąpienie na państwowej uczelni przerodziło się w przedwyborczy mityng. W tym kampanijnym zapamiętaniu Sikorski zbagatelizował nowy rosyjski film przedstawiający Niemców jako autorów mordu katyńskiego, określając go mianem "głupstwa".
Studenci, którzy na uniwersytecką aulę przyszli tylko dlatego, że zainteresował ich temat wykładu, po tym, co usłyszeli w środę wieczorem z ust szefa polskiej dyplomacji, mogli poczuć się srodze zawiedzeni. Tematowi prezydentury i jej osobistej wizji Sikorski poświęcił mniej niż połowę spotkania. Większość czasu przeznaczył zaś na "lans". Jego kwieciste wypowiedzi miały przekonać zebranych, że właśnie on byłby dla Polski najlepszym prezydentem. Jakich argumentów używał? Prostackich. - Jeżeli wybierzemy kogoś, na kogo za granicą zwrócą uwagę, na przykład kogoś, kto ma amerykańską żonę, to będą musieli przyjrzeć się nam nowymi oczyma. Że Polska to nie jest już kraj egzotycznych bliźniaków, tylko normalny europejski kraj - chwalił siebie, poniżając przy tym innych.
Rozemocjonowany Radosław Sikorski z zapałem kreślił własną wizję prezydentury w Polsce. Jak dowodził, system prezydencki jest obecnie w naszym kraju niemożliwy do zrealizowania, dlatego najwięcej narzędzi pozwalających swobodnie rządzić powinni otrzymać premier i rząd, natomiast rola prezydenta musi zostać tak osłabiona, aby nie mógł im w rządzeniu - jak to minister raczył ująć - "przeszkadzać". Co Sikorski proponuje? Osłabienie prezydenckiego weta.
Taki obraz sprawowania władzy nad Wisłą wzbudził wątpliwości słuchaczy. Jeden z nich zapytał ministra, czy nie obawia się, że osłabienie prawa weta może spowodować, że rząd przestanie być w zdrowy, demokratyczny sposób kontrolowany. - Prezydenckie weto nie jest potrzebne. Nie trzeba kontrolować rządu, który doszedł do władzy wskutek wyborów. Wyborcy wybrali ten rząd, więc trzeba dać mu rządzić - odparował Radosław Sikorski. Nie uściślał przy tym, czy chciałby również zniesienia kontroli Sejmu nad Radą Ministrów.
Podczas briefingu prasowego po "wykładzie" jeden z dziennikarzy zapytał ministra o reakcję wobec ukazania się na stronie internetowej Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej nowego filmu dokumentalnego dotyczącego zbrodni w Katyniu. Jego autorzy przekonują m.in., że polscy oficerowie wzięci do niewoli w 1939 r. przez Armię Czerwoną zostali rozstrzelani w 1941 r. przez hitlerowców. - Ja rozumiem powody, dla których Komunistycznej Partii Rosji, która rządziła wtedy, gdy tej straszliwej zbrodni dokonywano, ta prawda jest niewygodna. Ale polski rząd nie musi reagować na każde głupstwo, które się pojawia za granicą - zbagatelizował sprawę szef polskiego MSZ.
Niepokoi, że wykład, który de facto był polityczną akcją przedwyborczą jednego z kandydatów Platformy Obywatelskiej na kandydata na prezydenta, został zorganizowany na terenie państwowej uczelni. Co ciekawe, imprezie towarzyszyły liczne tablice z logo PO. Na wypełnionej po brzegi auli Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku byli obecni niemal wszyscy podlascy parlamentarzyści partii Donalda Tuska oraz liczni członkowie tego ugrupowania łącznie z młodzieżówką. To oni grali pierwsze skrzypce podczas spotkania. Rzucały się w oczy sytuacje, w których prowadzący próbowali odebrać głos studentowi zadającemu ministrowi kłopotliwe pytania. A ten młody człowiek pytał Radosława Sikorskiego m.in. o to, czy zamiast jeździć po kraju, reklamując własną kandydaturę i partię, nie powinien raczej pilnować w tym czasie licznych obowiązków ministra spraw zagranicznych. - Pracę w ministerstwie kończę o 16.30 - skwitował w urzędniczy sposób Sikorski. Faktycznie, "wykład" w Białymstoku minister miał o godz. 19.00 i o tej porze wyglądał już nie najlepiej.
Pytania zadawane ministrowi przez Młodych Demokratów miały charakterystyczną formę - nie brakowało w nich inwektyw godzących w urzędującego prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego oraz całą partię PiS. Zabrakło natomiast miejsca na... same pytania. Nietuzinkowe - jak na urzędującego szefa polskiej dyplomacji (bo przecież ministrem jest się przez całą dobę) - wypowiedzi dotyczące Jarosława Kaczyńskiego padały również z ust Sikorskiego, gdy wyśmiewał szefa największej partii opozycyjnej za brak prawa jazdy. Sugerował też, iż prezes PiS ma problemy z używaniem takich "nowinek", jak np. internet.
W Białymstoku minister Sikorski wytknął Lechowi Kaczyńskiemu także to, że odpowiada za rozrost liczby pracowników Belwederu do około 600 osób. W uzasadnieniu swojej tezy minister przytoczył przykład przedwojennego prezydenta Ignacego Mościckiego, w którego gabinecie pracować miało 60 osób. Jeden ze słuchaczy "wykładu" natychmiast zareagował na to porównanie, mówiąc, że przecież w czasach, w których rządził Mościcki, państwo funkcjonowało inaczej - nie było jeszcze np. informatyzacji, Unii Europejskiej i wielu innych obszarów, którymi prezydent musi się dziś zajmować. Czy kandydat na kandydata do fotela prezydenckiego nie powinien tego rozumieć?
Sikorski sugerował studentom, że dzisiejszej młodzieży bliższe jest raczej doświadczenie człowieka takiego jak on, który był na emigracji i tam musiał zarabiać, pracując fizycznie, aby móc się kształcić, niż doświadczenie m.in. Lecha Kaczyńskiego, który działał w opozycji komunistycznej. - Potrzeba nam kogoś, kto będzie upewniał, że droga do sukcesu w Polsce nie polega na dokooptowaniu do drużyny weteranów czy jakiejś zastanej ekipy, która się wyłoniła w długim procesie, tylko że sukces osiąga się talentem, determinacją i ciężką pracą - tłumaczył zawile Sikorski. - Czy chcemy mieć prezydenturę jako nagrodę za zasługi, czy prezydenturę dynamiczną, która światu i Europie pokaże nową twarz Polski? - pytał.
Szyderstwa i złośliwości wymierzone w przeciwników politycznych oraz brak merytorycznej dyskusji sprawiły, że atmosfera spotkania była bardzo przykra, stąd niektóre osoby nie dotrwały do jego finału.
Adam Białous, Białystok
Nasz Dziennik 2010-03-12

Autor: jc