Katyń według Wajdy
Treść
Po 67 latach od zbrodni katyńskiej, która pozbawiła nasz Naród elit, historia sowieckiego mordu na polskich oficerach została przeniesiona na ekran. Fabularny film "Katyń. Post mortem" w reżyserii Andrzeja Wajdy został wczoraj zaprezentowany na pokazie dla dziennikarzy i rodzin katyńskich. Dlaczego dopiero teraz? Wiadomo, że w PRL żaden uczciwy film o tematyce katyńskiej nie mógł powstać, ale fakt, iż w ostatnich kilkunastu latach nie opowiedziano językiem kina o najważniejszych dla Polaków wydarzeniach, jest wielkim skandalem. Pod wpływem hasła "wybierajmy przyszłość" uznano naszą historię za mało interesującą, niewartą uwagi, gorszą od dziejów innych narodów. Kłam temu zadają pojawiające się w ostatnim czasie filmy rozliczeniowe, które przywracają świadomość historyczną i pamięć bohaterów, zwłaszcza II wojny światowej. Czy do tych filmów zaliczymy "Katyń" Andrzeja Wajdy? Na pewno opowiedzenie historii ogromnego dramatu Narodu, który w ludobójczy sposób zostaje pozbawiony elity intelektualnej, duchowej, całej warstwy przywódczej, nie jest łatwym zadaniem. Taki film musi być wielką panoramą życia Narodu poddanego dwóm totalitaryzmom, ukazywać portret całego pokolenia, świat, którego już nie ma - świat polskiej inteligencji, która buduje niepodległą Polskę. Dopiero na tym tle staje się zrozumiała potworność zbrodni katyńskiej. Wajda nie zdecydował się pójść tym tropem. Pierwszoplanowymi bohaterami jego filmu nie są, wbrew oczekiwaniom, oficerowie zagarnięci do sowieckiej niewoli, lecz kobiety - ich matki, żony, siostry. Godny uwagi jest pomysł pokazania historii Katynia poprzez losy poszczególnych rodzin - to przecież dom polski przede wszystkim padł ofiarą najeźdźców. Osamotnione przez wojnę kobiety - Anna (Maja Ostaszewska), żona rotmistrza, jego matka (Maja Komorowska), żona generała (Danuta Stenka), Agnieszka (Magdalena Cielecka), siostra porucznika pilota, czekając wiernie na swoich bliskich, przechowują też skarb pamięci o zamordowanych oficerach. To dzięki rodzinom prawda o zbrodni mogła przetrwać - w oficjalnym życiu obowiązywało kłamstwo sowieckie, wspierane przez rodzimych renegatów. Wiadomo, że film ma działać na wyobraźnię, zmuszać do refleksji, a cóż dopiero obraz o Katyniu, który jest wciąż niezagojoną raną, zbrodnią nierozliczoną i nieukaraną. I tu odczuwam spory niedosyt. Choć w filmie Wajdy są sceny bardzo poruszające, przede wszystkim wstrząsający finał znad dołów katyńskich, to jednak zbyt słabo wybrzmiał wielki dramat naszego Narodu. Szkoda też, że "schowano w cień" bohaterów - oficerów w obozach sowieckich, w ten sposób film o Katyniu staje się filmem wokół Katynia. Nie rozumiem, czemu tak skąpo potraktowano czas niewoli w Kozielsku, np. zupełnie pominięto bardzo ważny wątek życia obozowego w postaci niekończących się rewizji i przesłuchań. Enkawudziści i politrucy usiłowali w ten sposób złamać oficerów, wciągnąć ich do współpracy z komunizmem, w tryby ludobójczej polityki Związku Sowieckiego. Polscy oficerowie poza jednostkowymi przypadkami zachowali godną postawę, odmawiając współdziałania - gdyby ten wątek znalazł się w filmie, o ileż pełniejsza byłaby jego wymowa. Małgorzata Rutkowska "Nasz Dziennik" 2007-09-13
Autor: wa