Każdy powinien bronić życia
Treść
Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik
Z Mary Wagner, obrończynią życia z Kanady, rozmawia Izabela Kozłowska
W czasie dwutygodniowego pobytu w Polsce daje Pani świadectwo swojego życia i działalności w obronie dzieci poczętych. Za modlitwę przed klinikami aborcyjnymi była Pani więziona. Mimo tych wszystkich doświadczeń wciąż niestrudzenie walczy Pani o najmłodszych. Skąd ta siła?
– Swojej walki nie mogłabym prowadzić i kontynuować bez opierania się na mocy Pana Boga i na Jego łasce. To On nas posyła do różnych zadań. Jesteśmy niejako narzędziami w rękach Pana. Od Niego też płyną umocnienie i nadzieja.
W Polsce trwa batalia przeciwko wprowadzeniu Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Uderza ona w rodziny, ideologicznie dokonuje próby redefiniowania płci. Ten atak na rodzinę jest dziś nieprzypadkowy…
– Nie miejmy wątpliwości, że jest to celowe działanie. Bo to właśnie od rodziny otrzymujemy najwięcej; to, kim jesteśmy, jakimi kierujemy się wartościami, jakie cele sobie stawiamy. To wszystko wynosimy z domu. To rodzice, dziadkowie są dla nas wzorem. Z czasem, owszem, znajdujemy inne autorytety. Jednak dla dziecka to te osoby są najważniejsze.
A Pani rodzina jaki wpływ miała na wybór takiej drogi życiowej?
– Wychowanie, jakie otrzymałam w domu, to przede wszystkim miłość do Najświętszego Sakramentu. Wychowałam się w bardzo głęboko wierzącej katolickiej rodzinie. Postawa moich rodziców pomogła mi w odkryciu powołania do działalności na rzecz najsłabszych, nienarodzonych dzieci. Moja mama była w dwóch ciążach zagrożonych i raz niestety poroniła. Więc postawa rodziców wobec tych maleństw była dla mnie bardzo budująca. Oni w ogóle byli bardzo otwarci na każde życie. Oprócz biologicznych dzieci rodzice zdecydowali się na adopcję pięciorga dzieci, które są włączone do naszej rodziny i stały się zwykłymi jej członkami. Życie naszej rodziny wpłynęło na moją działalność i z niego też czerpię inspirację i wytrwałość.
Ta wytrwałość na pewno przydała się podczas uwięzienia. Podkreśla Pani jednak, że te dwadzieścia trzy miesiące spędzone w więziennej celi były bogate w cenne doświadczenia.
– Cały ten czas powierzyłam Panu Bogu i wiem, że On mnie w więzieniu nie zostawił. Jeśli chodzi o doświadczenie, to byłam zaskoczona dużą liczbą kobiet w więzieniu, które powiedziały mi, że dokonały aborcji. Było to nawet 90 proc. wszystkich spotkanych kobiet, z którymi miałam do czynienia w więzieniu. Więc ta tragedia odcisnęła mocne piętno na tych kobietach. Większość tych, z którymi miałam do czynienia, otwarcie przyznała mi się, że tego żałuje. Bardzo rzadko spotyka się kobiety w więzieniu, i poza więzieniem również, które otwarcie i z przekonaniem mówią, że to była dobra decyzja.
W więzieniu często miała Pani okazję poruszać temat wartości ludzkiego życia. Jak wyglądały te rozmowy?
– To były trudne rozmowy. Wiele z tych kobiet dopuściło się niejednej aborcji. Nie oceniałam ich, nie przekreślałam. Pragnęłam im ukazać wielkie miłosierdzie Boże. Dać nadzieję, że w dalszym ciągu mają szansę na nawrócenie, bo Pan Bóg je kocha i również otacza je swą miłością, czekając cierpliwie, aż odnajdą drogę do Niego.
Czy widziała Pani jakieś pozytywne reakcje tych kobiet?
– Mogę przytoczyć jeden taki przykład. Pewna kobieta pojawiła się nagle w więzieniu, a była w stanie błogosławionym. Niestety, podczas rozmowy z nią okazało się, że jest zdecydowana na aborcję. Później została przeniesiona do innej części więzienia. Po paru miesiącach dowiedziałam się, że zdecydowała się urodzić. Urodziła pięknego, zdrowego synka. Przyszedł on na świat w przeddzień Dnia Matki. Kobieta ta wraz z synkiem odwiedziła mnie 8 września w więzieniu, czyli w dniu urodzin Najświętszej Maryi Panny. Przyszła i podziękowała mi za rozmowy, dzięki którym odkryła w sobie miłość do dziecka. Jestem wdzięczna Panu Bogu, że wlał miłość w serce tej kobiety.
Przypomnijmy, że do więzienia trafiła Pani za modlitwę przed klinikami aborcyjnymi i wręczanie białych róż matkom przychodzącym do tych ośrodków jako symbolu niewinności. Zna Pani przypadki kobiet, które zdecydowały się urodzić swoje dziecko właśnie pod wpływem Pani działalności?
– Było kilka przypadków, kiedy kobiety opuszczały klinikę i najprawdopodobniej nie dopuściły się zabicia swych nienarodzonych dzieci.
Jak reagowali pracownicy klinik?
– Reakcje były różne. Podczas mojej ostatniej rozprawy dowiedziałam się, że kilkoro pracowników kliniki, w której mnie aresztowano, zwolniło się. Nie wiem niestety, czy decyzja ta wywołana była wyrzutami sumienia, czy po prostu zostali zwolnieni.
Wiem, że podczas Pani uwięzienia ludzie z różnych części świata przysyłali listy z wyrazami solidarności. Wśród tych osób byli zarówno duchowni, jak i świeccy.
– Za każdą formę pomocy i wsparcia pragnę bardzo podziękować. To także dodawało otuchy i siły. Za państwa pośrednictwem pragnę podziękować Polakom. Zdecydowana większość listów, które otrzymałam, była nadesłana przez Polonię kanadyjską oraz Polaków mieszkających w kraju. To cudowne, że moja historia dotarła tak daleko od Kanady i państwo zareagowali.
Chciałabym powiedzieć również krótko o pomocy ze strony duchownych. Kapłani odwiedzali mnie w więzieniu z sakramentami. Dzięki nim miałam możliwość spowiedzi, uczestnictwa we Mszy Świętej. Wsparcie otrzymywałam również od sióstr zakonnych, które otaczały mnie swą modlitwą. To wsparcie z ich strony było i wciąż jest dla mnie bardzo cenne. Cieszy mnie bardzo to, że po moim wyjściu z więzienia przychodzi tam diakon z wolontariuszami. To bardzo ważne. Cieszy mnie to, że kobiety, które tam pozostały, otrzymują wsparcie od Kościoła. Kiedy otrzymuje się wsparcie ze strony Kościoła, to dodatkowo dodaje skrzydeł i utwierdza w słuszności działania. Jest wielu wspaniałych kapłanów, sióstr zakonnych, którzy gorliwie angażują się w obronę nienarodzonych i Panu Bogu trzeba za nich dziękować, a jednocześnie prosić o tak święte powołania.
Odwiedza Pani Polskę w roku kanonizacji naszego wielkiego rodaka, niestrudzonego orędownika życia. Od początku swojego pontyfikatu św. Jan Paweł II mówił do nas: „Nie lękajcie się!”. Słowa te dotyczą każdej naszej działalności, ale wybrzmiewają w sposób szczególny do obrońców życia.
– Oczywiście. To wielka łaska i błogosławieństwo dla Polaków, że tak wspaniały i wielki człowiek był jednym z was. Ojciec Święty niestrudzenie wskazywał drogę obrońcom życia i ruchom pro-life, które powinny każdego dnia odwoływać się słów św. Jana Pawła II z początku jego pontyfikatu. Wezwał nas, byśmy nie lękali się w pełni zaufać Chrystusowi. I musimy o tym pamiętać. Powinniśmy również w pełni zdać się na Bożą wolę, bo my nie wiemy, jakimi drogami i poprzez jaką działalność On nas prowadzi do swojego zwycięstwa. Święty Jan Paweł II wzywał nas do budowania cywilizacji życia, przestrzegał przed niszczeniem człowieka, szczególnie tego najsłabszego. Wiemy, że można tego dokonać poprzez wytrwałą, gorliwą modlitwę i całkowite oddanie się pod opiekę Pana Boga, Chrystusa i Matki Bożej.
Odwiedziła Pani także Radio Maryja, Telewizję Trwam oraz Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, w której kształcą się m.in. przyszli dziennikarze i pracownicy mediów. Jaką rolę środki społecznego przekazu powinny pełnić w budowaniu cywilizacji życia?
– Rola środków przekazu, a szczególnie katolickich w szerzeniu cywilizacji życia, jest szczególna. Społeczeństwu potrzeba mediów odważnie głoszących prawdę i niebojących się stanąć po jej stronie, nawet jeśli pozostałoby się w odosobnieniu. Radio Maryja, Telewizja Trwam czy „Nasz Dziennik” muszą niezmiennie stać po stronie prawdy, muszą być wierne wartościom chrześcijańskim i nie ulegać ogólnie przyjętym trendom. To bardzo istotne zadanie, jakie przed państwem stoi. I życzę tej wytrwałości i wierności prawdzie, bo tylko ona nas wyzwoli.
Dziękuję za rozmowę.
Izabela Kozłowska tłum. Michał Krupa
Nasz Dziennik, 11 października 2014
Autor: mj