Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Klimat Mazur urzeka

Treść

Rozmowa z Michałem Bębenkiem, zwycięzcą ubiegłorocznego Rajdu Polski
Powoli słychać ryk silników, Rajd Polski - nasza najważniejsza i największa impreza samochodowa, już za progiem. W tym roku szczególna, bo będąca eliminacją mistrzostw świata. Co pomogło uzyskać - po latach przerwy - taki status?
- Z jednej strony Międzynarodowa Federacja Samochodowa otwiera się na Wschód, niewykluczone, że niedługo do kalendarza zostanie włączony Rajd Rosji. To na pewno pomogło, ale też nie miałoby wielkiego znaczenia
i wpływu, gdyby nie determinacja organizatorów i sponsorów, którym szalenie zależało, by nasz najważniejszy rajd znów wrócił do elity. Od kilku lat Rajd Polski się rozwija, trasa, logistyka były systematycznie monitorowane przez przedstawicieli FIA i jak widać, otrzymały pozytywne oceny.
Co wyjątkowego i specyficznego jest w tej imprezie?
- Klimat Mazur, przepiękne, malownicze odcinki specjalne, cudowne tereny, gościnni ludzie, tysiące kibiców wokół trasy oraz bardzo wymagające, szybkie i trudne odcinki specjalne.
"Piękne okoliczności przyrody", którymi nie bez racji chwalą się organizatorzy, dla Was, kierowców, mają jakieś znaczenie?
- Skoro na zwiedzanie i ich podziwianie za bardzo nie ma czasu (śmiech)? Pewnie, że mają. Ja w tych okolicach czuję się najlepiej, ich atmosfera, klimat urzekają i udzielają się, pędzimy przez przeurocze zakątki, miejscowości. To mój ulubiony rajd i myślę, że pod tym zdaniem podpisze się ogromna większość załóg - krajowych, a niedługo i zagranicznych.
Jak poskromić trasę, mazurskie szutry, by walczyć na nich o najwyższe cele?
- Rajd Polski to jedna z najszybszych szutrowych imprez w kalendarzu. Można go porównać do słynnego Rajdu Finlandii, gdzie też pędzimy okrutnie, na trasie jest mnóstwo większych i mniejszych "hopek". U nas drogi są jednak nieco węższe, stąd skala trudności i wyzwań wydaje się jeszcze większa. A jak jechać, by wygrywać? Najszybciej, jak się da (śmiech). To jedyny sposób. Trasa Rajdu Polskiego jest być może mniej techniczna, ale wymaga gigantycznej odwagi od załogi. Poruszanie się z wielkimi prędkościami po wąskich, szutrowych drogach w lesie, między drzewami, wiąże się z prawdziwym hartem ducha. Kto go nie ma, nie ma szans.
Pogoda odgrywa jakąś rolę?
- Niewielką. Może gdyby lało przez tydzień, doszło do tragicznego załamania, trasy by się zmiękczyły i co za tym idzie, byłyby bardziej nieprzewidywalne. Nie spodziewam się tego. Szutry, w przeciwieństwie do asfaltów, nie są podatne na deszcz. Jak pokropi, to nic się nie dzieje.
Pana najlepsze wspomnienia związane z tym rajdem to...?
- ...oczywiście ubiegły rok i zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. Mam świadomość, że teraz powtórka będzie nie tyle ciężka, ile nierealna - z prostej przyczyny, pojedziemy autem klasy N. Rywale będą dysponować samochodami z najwyższej półki, przede wszystkim fabrycznymi klasy WRC, z którymi nie mamy absolutnie żadnych szans. Stąd nie nastawiamy się na sensację, chcemy jednak powalczyć, i to skutecznie, o wysokie miejsce w klasie i w miarę jak najwyższe w "generalce". Gdyby udało się nam przyjechać na metę blisko czołowej dziesiątki, byłby to nasz wielki sukces.
Gwiazdy, które w przyszłym tygodniu zjadą na Mazury, elektryzują kibiców, ale wszyscy jeszcze bardziej czekają na sukces, dobry wynik polskiej załogi. Czy to w ogóle realne, biorąc pod uwagę fakt, jakim sprzętem dysponować będą rywale?
- Pomijam już względy manualne, talent poszczególnych zawodników, ich umiejętności czy doświadczenie. Niestety, żaden polski kierowca - z jednym tylko wyjątkiem - nie zasiądzie za kółkiem auta najwyższej klasy, pozwalającego myśleć o nawiązaniu walki o wysokie cele. Przyczyna jest prosta - pieniądze. Wynajęcie takiego samochodu na jeden tylko rajd pociąga za sobą zawrotne sumy, przekraczające mój budżet na cały sezon rajdowych mistrzostw Polski. W obecnej sytuacji ekonomicznej o sponsora chętnego wyłożyć takie pieniądze szalenie trudno. W aucie klasy WRC pojedzie tylko Krzysztof Hołowczyc, który ma to szczęście, że jego sponsor jest zarazem sponsorem całego rajdu. I jeśli już ktoś z naszych może zagrozić najlepszym, to najprędzej właśnie on. Zresztą nie tylko z powodu samochodu. Krzysiek zna mazurskie trasy doskonale, czuje się na nich jak u siebie w domu.
Ta znajomość ma duże znaczenie? Może być handicapem pozwalającym zniwelować nieco niedostatki sprzętu?
- Trochę na pewno tak. Jeździmy po mazurskich odcinkach od lat. Choć organizatorzy co roku zmieniają nieco ich konfigurację i przebieg, to żadnych supernowości nie wymyślą. Teraz trasa różni się od ubiegłorocznej mniej więcej w 30 procentach. Być może na początku będziemy mieli przez to lekką przewagę, ale też nasi rywale są zawodowcami, mistrzami w swoim fachu. Z każdym kolejnym przejazdem będą szybsi, specyfikę, tajemnice trasy wykryją błyskawicznie. A jeśli już mówimy o wyzwaniach, to dla nas na pewno takowym będzie długość zawodów. 350 wyczerpujących odcinków specjalnych, trzy dni ścigania to 2,5 normalnego rajdu w Polsce. Kondycja załogi i sprzętu odegra wielką rolę.
Wszystko rozpocznie widowiskowy superoes w Mikołajkach - frajda dla kibiców.
- No tak, kibice będą mieli nie lada ucztę. Stojąc w jednym miejscu, kilkakrotnie zobaczą samochód, wzrokiem ogarną cały tor. Na odcinku specjalnym to niemożliwe, widzą jeden, góra dwa zakręty i tyle. Superoes jest świetnym pomysłem, medialnym, łatwym do zrelacjonowania.
Czego zatem spodziewa się Pan po 66. Rajdzie Polski?
- Chciałbym, by wszystko dopisało i pod względem sportowym, i organizacyjnym. Ten rajd to promocja nie tylko sportu samochodowego, ale i Polski. Kibice zobaczą największe gwiazdy, a i dla nas, kierowców, możliwość rywalizacji z Sebastienem Loebem czy Mikko Hirvonenem jest przygodą i okazją do sprawdzenia się. Będzie ciekawie, to pewne.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-06-18

Autor: wa