Kryteria wyłącznie budżetowe
Treść
W gorącej atmosferze przebiegała sejmowa debata nad ustawą o emeryturach pomostowych. Posłowie Platformy i PiS nie szczędzili sobie krytycznych uwag, nie brakowało też głosów, że propozycje obu partii są bardzo podobne, a tak naprawdę chodzi o wywołanie nowego sporu na linii rząd - prezydent. Projekt po zgłoszeniu poprawek dotyczących objęcia emeryturami pomostowymi górników skierowano do dalszych prac w komisjach. Związkowcy obserwujący obrady decyzję posłów przyjęli okrzykami "Hańba dla Sejmu", "Złodzieje" oraz "Pamiętajcie, przyjedziemy". Zdaniem wiceminister pracy i polityki społecznej Agnieszki Chłoń-Domińczak, proponowane zmiany w ustawie o emeryturach pomostowych są "rozwiązaniami wytrzymującymi próbę czasu". W jej opinii, nie chodzi tylko o pieniądze, ale o podejście do ludzi i zmian strukturalnych czekających Polskę w najbliższych 30-50 latach, kiedy ludzi w wieku produkcyjnym będzie znacznie mniej niż obecnie. - W 1960 r. składka na ubezpieczenie społeczne wynosiła 15,5 procent. Tylko wtedy pracowało 14 mln osób, a emerytury i renty pobierało 2 mln osób - powiedziała Chłoń-Domińczak. Potem składka rosła, aż w 1999 roku ustalono ją na poziomie 45 procent. - Teraz, podobnie jak w latach 60., składki płaci 14 mln osób, ale emerytów i rencistów jest 7,3 miliona. Minęło prawie 50 lat, ale co będzie za następne 50 lat, kiedy nie będzie 14 mln pracujących, tylko tyle będzie emerytów i rencistów? Ile wtedy składka powinna wynosić? - pytała wiceminister. Według danych ministerstwa, bez reformy sytemu emerytalnego składka musiałaby wzrosnąć trzykrotnie i wynosiłaby 120 proc. pensji. Zwiększanie liczby emerytów - uzasadniała - przez uzyskiwanie wcześniejszych świadczeń oznaczałoby, niestety, konieczność podnoszenia wysokości składki, co w rezultacie przyczyniłoby się do wzrostu bezrobocia, a nie jego obniżenia. Rządowy projekt ustawy o emeryturach pomostowych uprawnia osoby, które przed 1999 r. pracowały w szczególnych warunkach lub w szczególnym charakterze co najmniej 15 lat (niekiedy 10 lat). Emerytury pomostowe mają stopniowo wygasać. Finansowałby je budżet i przedsiębiorcy. Stachanowcy z PO Krytycznie o zapisach ustawy wypowiedzieli się posłowie PiS i Lewicy. Krytykowano zarówno sposób procedowania ustawy, jak i niedopuszczenie partnerów społecznych do niektórych etapów prac nad projektem. - Trzymiesięczny okres negocjacji z Komisją Trójstronną przy tak ważnej materii to nieporozumienie - stwierdził poseł Stanisław Szwed (PiS). Natomiast co do zapisów, PiS chce, aby "pomostówki" objęły m.in. wszystkich nauczycieli, kierowców ciężarówek, kolejarzy, anestezjologów. - Przyjęcie zasady wygaszania "pomostówek" podyktowane jest wyłącznie kryteriami budżetowymi, a nie medycznymi - ocenił Szwed. W zgłoszonych poprawkach PiS zaproponowało, aby ci, którzy dziś mają prawo do wcześniejszych emerytur, zachowali je w przyszłości. Zdaniem Ryszarda Zbrzyznego (Lewica), w trakcie prac sejmowych w projekcie prawie nic nie zmieniono. - W stachanowskim tempie próbuje się wydziedziczyć ponad 700 tys. pracowników pracujących w najtrudniejszych warunkach - oceniał Zbrzyzny. Z kolei Marek Borowski (SdPl - Nowa Lewica) uważa, że projekt może okazać się niekonstytucyjny, gdyż może "naruszać prawa nabyte". Wiele miejsca w dyskusji zajęła sprawa wyłączenia nauczycieli. Marek Zieliński (PO) zauważył, że eksperci medycyny pracy - na których opinii bazowano przy opracowaniu ustawy - stwierdzili brak merytorycznych podstaw do generalnego kwalifikowania zawodu nauczyciela jako uprawnionego do wcześniejszej emerytury. Zdaniem Lucjana Karasiewicza (koło poselskie Polska XXI), rozbieżności między tym, co proponował poprzedni rząd PiS, a obecny rząd Platformy nie są tak odległe. - Nie chodzi o to, jak mają wyglądać emerytury, ale o nowy spór na linii rząd - prezydent - ocenił Karasiewicz. Zaapelował o dalsze prace nad projektem. - Byśmy nie pracowali w kontekście weta prezydenckiego, a przede wszystkim, by od 1 stycznia 2009 r. osoby, które pracują w szczególnych warunkach i którym te emerytury pomostowe się należą, mogły je otrzymać - powiedział Karasiewicz. Sejmowa debata zakończyła się okrzykami związkowców. Wychodząc z galerii sejmowej, krzyczeli: "Hańba, będziecie jeszcze pamiętać związkowców", "Złodzieje" i "Pamiętajcie, przyjedziemy". Grzegorz Lipka "Nasz Dziennik" 2008-10-29
Autor: wa