Kto obroni honor Generała Błasika
Treść
Z gen. dyw. rez. Krzysztofem Załęskim, byłym szefem Sztabu, zastępcą Dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika, który zginął w katastrofie pod Smoleńskiem, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler
Długo znał Pan gen. Andrzeja Błasika?
- Naprawdę bardzo długo. Gdy zaczynał swoją karierę wojskową, był moim podchorążym, a ja jego dowódcą. Później nasze drogi na pewien czas się rozeszły, on robił swoją karierę, ja robiłem swoją. On był latającym pilotem, ja nawigatorem nielatającym, pracującym przez wiele lat w sztabach. W momencie kiedy obejmował stanowisko Dowódcy Sił Powietrznych, zadzwonił do mnie i zapytał: "Nie chciałby pan generał (byłem generałem brygady) pracować dla mnie?". Odparłem mu: "Oczywiście, z przyjemnością wrócę z powrotem do Sił Powietrznych i będę z panem generałem pracował". Był już generałem, więc nie wypadało mi mówić do niego na ty. Bardzo szybko przeszedłem ze Sztabu Generalnego pod jego dowództwo, szybko się zgraliśmy.
Wiele osób wspomina go jako wyjątkowego dowódcę.
- Zawsze był - jak mówimy po wojskowemu - bardzo poukładany. To był naprawdę kompetentny, nietuzinkowy człowiek, który potrafił wyznaczyć kierunek pracy i pociągnąć za sobą ludzi. Był w dowództwie przez wszystkich szanowany, zarówno przez pracowników wojska, jak i samą kadrę. Potrafił bronić ludzi. Warto tutaj przypomnieć lot z prezydentem Lechem Kaczyńskim do Gruzji, który dokładnie pamiętam. Prezydent w pierwszej chwili, prawdopodobnie w wyniku sugestii złych doradców, był obrażony na załogę [chodzi o lot do Gruzji z 12 sierpnia 2008 r. - przyp. red.]. 15 sierpnia wziął jednak na bok gen. Błasika i spytał: "Panie generale, proszę mi powiedzieć, czy pilot miał rację?". Generał Błasik odparł: "Tak, panie prezydencie, dowódca załogi zrobił wszystko, co było możliwe, dla bezpieczeństwa pana prezydenta". Usłyszał słowa prezydenta: "Panie generale, dla mnie jest to wystarczająca rekomendacja i ja nic więcej do załogi, do pilota nie mam". Znam tę relację od samego gen. Błasika. Potrafił więc powiedzieć prezydentowi prawdę i ten go wysłuchał i zrozumiał.
Cieszył się dużym prestiżem?
- Oczywiście. Dzięki niemu wdrażanie w Polsce programu samolotów F-16 nabrało tempa. Za gen. Błasika powstało ponad 20 instrukcji po katastrofie CASY, praktycznie został wymieniony więc cały system szkolenia. Dzisiaj różne rzeczy mówi się na temat gen. Błasika, proszę mi jednak powiedzieć, co zostało zrobione po jego śmierci?
Może Pan sobie wyobrazić tak doświadczonego pilota, jakim był gen. Błasik, siedzącego za sterami Tu-154M 10 kwietnia?
- Nie, i nie uwierzę w to, dopóki nie zostaną przedstawione twarde dowody. Według mnie - mówię z przekonaniem nie stu-, lecz pięciusetprocentowym - jest to niemożliwe, by gen. Błasik siedział za wolantem w czasie tego tragicznego lotu. Był zbyt doświadczonym pilotem, żeby usiąść za sterami Tu-154M, na którym nie latał. Po co więc miałby tam siadać, w czym miałby pomóc tej załodze, skoro nie znał tego samolotu?
Nigdy wcześniej nie latał takim typem samolotu?
- Nie. Dzisiaj spekuluje się, powołując się na słowa jakiegoś porucznika, że gen. Błasik siadał na miejscu II pilota. Dopuszczam ewentualnie do siebie taką możliwość, ale na samolocie Jak-40, bo gen. Błasik był doskonale wyszkolonym pilotem i miał pełne uprawnienia do latania tą maszyną. Był w składzie załogi tego samolotu, który wiózł do Gdańska m.in. premiera Donalda Tuska. Według opowieści gen. Błasika premier miał mu powiedzieć wtedy: "Coś się chyba w tych Siłach Powietrznych zmieniło, kiedy Dowódca Sił Powietrznych lata jako czynny pilot". Dopuszczam więc możliwość, by przed startem samolotu Jak-40 gen. Błasik mógł zastąpić II pilota, by lecąc do Malborka czy gdzie indziej, zrobić dodatkowy nalot, który miał zatwierdzony zgodnie z grafikiem przez szefa Sztabu Generalnego. Nie robił więc wtedy żadnego wykroczenia. Takiej sytuacji nie dopuszczam jednak w przypadku Tu-154M, bo gen. Błasik nie miał uprawnień do jego pilotowania.
Według Pana, generał mógł być w kokpicie Tu-154M 10 kwietnia?
- Nie mam takiej pewności, że tam w ogóle był. Ale jeśli to prawda, to fakt jego obecności tam wcale by mnie nie zdziwił. Kto jak nie on miał bowiem większe doświadczenie na pokładzie tego samolotu i większy ogląd operacyjny? Dopuszczam taką rzecz, że poproszono go o konsultacje, przedyskutowanie jakichś spraw, ale nie to, że pilotował ten samolot. To nonsens.
Istnieją jakieś wyjątkowe okoliczności, które zezwalałyby mu, mimo braku uprawnień do pilotowania tego samolotu, na przejęcie sterów?
- Nie. Nie ma takiej możliwości, wszystko przebiega zgodnie z określonymi procedurami. Nie istnieją takie sytuacje, że w powietrzu nagle przychodzi do kabiny zwierzchnik pilotów i prosi o ustąpienie miejsca, mówiąc, że on teraz będzie dowodził.
A czy są procedury, które zabraniałyby w ogóle gen. Błasikowi przebywania w kokpicie podczas lotu?
- Nie znam przepisu, który by zabraniał Dowódcy Sił Powietrznych wejścia do kabiny. Jeszcze do niedawna, kilkanaście lat temu, kiedy terroryzm powietrzny nie był problemem, po nabraniu wysokości w samolotach rejsowych stewardesa oznajmiała pasażerom, że jeśli ktoś chce, może pojedynczo zajrzeć do kokpitu, by popatrzeć, jak pracują piloci. Sam wielokrotnie spotykałem się z taką sytuacją. Kwestia zamykania drzwi do kabiny pojawiała się wówczas, gdy zaczęliśmy mieć do czynienia z terroryzmem, po to, by zabezpieczyć załogę.
Generał Błasik mógłby narzucać pilotom swoją wolę?
- Znowu muszę pana na 500 procent przekonać, że kto jak kto, ale gen. Błasik na pewno nie mógł powiedzieć załodze, że ma czy nie ma lądować. Tym bardziej że wielokrotnie rozmawialiśmy na te tematy, a on zawsze podkreślał, że dowódca załogi jest podczas lotu tym, który o wszystkim wyłącznie decyduje. Dla niego taki dowódca był w tym momencie kimś "świętym". Jeszcze raz podkreślę, gen. Błasik był zbyt doświadczonym pilotem, który znał sytuację i potrafił przewidzieć konsekwencję takiego działania, by mógł do niej dopuścić.
Zdarzyło się kiedykolwiek, by gen. Błasik wywierał jakieś "naciski" na pilotów siedzących za sterami?
- Nigdy! To są bezpodstawne spekulacje, które pojawiają się w mediach. Myślę, że pod tym względem był zbyt pryncypialnym dowódcą, nie wierzę, by coś takiego mogło mieć miejsce.
Dlaczego Ministerstwo Obrony Narodowej i dowódca Sił Powietrznych gen. Lech Majewski nie bronią gen. Błasika przed bezpodstawnymi oskarżeniami?
- Nie chcę komentować ich postępowania. Natomiast chciałbym, żeby do wszystkich dotarło, że to nie był szeregowy pilot, tylko czterogwiazdkowy generał, Dowódca Sił Powietrznych Rzeczypospolitej Polskiej. To była osoba, która tworzy historię, która jest historią i która przejdzie do historii. I czego jak czego, ale wsparcia w tak trudnej sytuacji, kiedy pośmiertnie jest atakowany, powinien się spodziewać ze strony swoich kolegów. Dla mnie gen. Błasik był fantastycznym i wielkim człowiekiem.
Ma Pan własną hipotezę na temat tej katastrofy?
- Dopóki komisja badania wypadków lotniczych nie zakończy badań nad tą katastrofą, nie chciałbym się wypowiadać. Wolałbym, żeby nie zaliczył mnie pan do grona tych ekspertów, którzy wysuwają w telewizji coraz śmielsze i nieprawdopodobne hipotezy. Poczekam na werdykt komisji.
Dziękuję za rozmowę.
- Generał Błasik był nietuzinkowym człowiekiem, który potrafił wyznaczyć kierunek pracy i pociągnąć za sobą ludzi. Był w dowództwie przez wszystkich szanowany.
- Potrafił bronić ludzi. Warto przypomnieć lot z prezydentem Lechem Kaczyńskim do Gruzji, który dokładnie pamiętam. Prezydent w pierwszej chwili, prawdopodobnie w wyniku sugestii złych doradców, był obrażony na załogę. 15 sierpnia wziął jednak na bok generała Błasika i spytał: "Panie generale, proszę mi powiedzieć, czy pilot miał rację?". Generał Błasik odparł: "Tak, panie prezydencie, dowódca załogi zrobił wszystko, co było możliwe, dla bezpieczeństwa pana prezydenta". Usłyszał słowa: "Panie generale, dla mnie jest to wystarczająca rekomendacja i ja nic więcej do załogi, do pilota nie mam". Znam tę relację od samego generała Błasika.
- To dzięki generałowi Błasikowi wdrażanie w Polsce programu myśliwców F-16 nabrało tempa.
- Za generała Błasika powstało ponad 20 instrukcji po katastrofie CASY, praktycznie zmieniono cały system szkolenia.
- Nie istnieją takie sytuacje, że w powietrzu nagle przychodzi do kabiny zwierzchnik pilotów i prosi o ustąpienie miejsca, mówiąc, że on teraz będzie dowodził. To nonsens.
- Nie znam przepisu, który by zabraniał dowódcy Sił Powietrznych wejścia do kabiny.
- Kto jak kto, ale generał Błasik na pewno nie mógł powiedzieć załodze, że ma czy nie ma lądować. On zawsze podkreślał, że dowódca załogi jest podczas lotu tym, który o wszystkim wyłącznie decyduje. Dla niego taki dowódca był w tym momencie kimś "świętym".
- To niemożliwe, by generał Błasik siedział za wolantem w czasie tego tragicznego lotu. Był zbyt doświadczonym pilotem, żeby usiąść za sterami Tu-154M, na którym nigdy nie latał.
- Generał Błasik leciał w składzie załogi Jaka-40, który wiózł do Gdańska m.in. premiera Donalda Tuska. Premier powiedział mu wtedy: "Coś się chyba w tych Siłach Powietrznych zmieniło, kiedy dowódca lata jako czynny pilot".
- Dopuszczam, że generał Błasik mógł zostać poproszony o konsultacje. Na pokładzie Tu-154M nie było osoby z większym doświadczeniem w powietrzu i oglądem operacyjnym.
Autor: jc