Kubica widzem. Na razie
Treść
Nie na torze, jak planował, ale w pokoju szpitala w Pietra Ligure Robert Kubica obejrzy w niedzielę inaugurację kolejnego sezonu mistrzostw świata Formuły 1. Czy w nim wystąpi - nie wiadomo, a podawanie potencjalnych terminów jest nie tylko pozbawione sensu, ale i nieprzyzwoite. Na razie w bolidach Lotus-Renault zasiądą Rosjanin Witalij Pietrow i Nick Heidfeld, który zastąpił kontuzjowanego krakowianina. Niemiec po cichu marzy o wygraniu pierwszego w karierze wyścigu, a pomóc w tym ma nowa broń teamu o nazwie R31.
Jeszcze 5 lutego, dzień przed feralnym wypadkiem na trasie rajdu w Ligurii, Kubica kolejnego sezonu zmagań w najbardziej elitarnej serii wyścigowej oczekiwał z ogromnymi nadziejami. Nie bezpodstawnie, bo po raz pierwszy otrzymywał do dyspozycji bolid zbudowany specjalnie dla niego, wyposażony w technologiczne nowinki, konkurencyjny względem rywali. W BMW-Sauber, w którym rozpoczynał przygodę z Formułą 1, było inaczej, musiał rezygnować z indywidualnych ambicji na rzecz interesów teamu i... Heidfelda, który, nieoficjalnie, ale jednak, był uważany przez szefostwo za kierowcę numer jeden. Także pierwszy rok w Renault nie był najłatwiejszy, a to z tej racji, iż zespół podnosił się po singapurskim skandalu i długo nie była pewna jego przyszłość. Teraz wreszcie wszystko zdawało się wychodzić na prostą. Ekipa, po własnościowych przemianach, otrzymała zastrzyk potrzebnej gotówki, inżynierowie otrzymali mnóstwo swobody w pracy i mogli popuścić wodze fantazji. Efektem był znakomicie przyjęty R31 wyposażony w innowacyjny przedni wydech. Kubica już na samym początku pokazał, że może być w nim niesamowicie szybki, uzyskując najlepsze czasy testów w Walencji. Kilka dni później sportowym światem wstrząsnęła wiadomość o wypadku Polaka. Okazało się, że zagrożona była nie tylko jego kariera, ale i życie. Na szczęście trafił w ręce dobrych lekarzy, którzy najpierw oddalili największe niebezpieczeństwo, a teraz walczą o to, by odzyskał pełną sprawność. Walka to trudna, w której krakowianin wykazuje się niesamowitą determinacją, ale wymagająca czasu. Dziś medycy nie są jeszcze w stanie powiedzieć, czy i kiedy Robert odzyska władzę w dłoni, niezbędną do zapanowania nad skomplikowaną kierownicą bolidu. Podają tylko, że za kilkanaście dni najprawdopodobniej zacznie chodzić. Niedzielny wyścig w Australii obejrzy w telewizji w szpitalnym pokoju.
Nie da się ukryć, że dramat Kubicy mocno pokrzyżował plany Lotus-Renault. Nie chodzi tylko o umiejętności Polaka, nadzieje związane z jego występami, ale zmysł wyścigowy, doskonałe czucie tego sportu, współpracę i relacje z inżynierami. Nasz reprezentant uczestniczył w budowie bolidu, udzielał bezcennych rad, a przy okazji przez miesiące auto było tworzone specjalnie dla niego. Uwzględniane były jego preferencje. Teraz nagle Roberta zabrakło, ekipa musiała błyskawicznie zareagować, znaleźć następcę, i to takiego, który zagwarantuje przyzwoity poziom i rozwój. Pietrow, z racji niedużego doświadczenia i raczej dość przeciętnych możliwości, na lidera się nie nadawał. Postawiono na Heidfelda i już po kilku tygodniach współpracy Eric Boullier, szef zespołu, przyznał, że był to dobry strzał. Niemiec, choć startował w 173 wyścigach F1, jeszcze żadnego nie wygrał, ale teraz wierzy, że karta się odwróci. - Byłoby wspaniale, jeśli tylko samochód będzie wystarczająco konkurencyjny, wierzę, że mi się uda. Za nami udane testy, ale tak naprawdę dopiero kwalifikacje i pierwszy wyścig pokażą, w jakim znajdujemy się miejscu. Liczę jednak, że od początku będziemy w stanie walczyć o podium - powiedział. Inżynierów i bolid chwalił również Pietrow. - Sezon wnosi sporo zmian, jak tylne skrzydło czy KERS, musimy się do tego przyzwyczaić, ale wszystko wygląda optymistycznie. Bolid wygląda na mocny, aczkolwiek na konkretne oceny i cele poczekajmy do weekendu - zaznaczył.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2011-03-25
Autor: jc