Łapanka na Polaków
Treść
Reżim Alaksandra Łukaszenki przeprowadził wczoraj obławę na przedstawicieli Związku Polaków na Białorusi (ZPB). Władze aresztowały co najmniej 40 osób, w tym wszystkich najważniejszych członków organizacji: przewodniczącą Andżelikę Borys, prezesa Rady Naczelnej Andrzeja Poczobuta i rzecznika Igora Bancera. Władze w Mińsku urządziły łapankę na Polaków zaledwie trzy dni po wizycie szefa białoruskiej dyplomacji w Warszawie. Opozycja mówi, że to dowód na porażkę polityki zagranicznej rządu Donalda Tuska. Z kolei rząd się broni, że masowe aresztowania Polaków "nie są zbyt czytelnym sygnałem ze strony białoruskich władz".
Członków ZPB zatrzymano i brutalnie wtrącono do milicyjnych samochodów, kiedy udawali się do Wołożyna, gdzie miała rozpocząć się rozprawa sądowa w sprawie Domu Polskiego w Iwieńcu. - Nie mogę rozmawiać, bo milicja zabrania używać telefonu. Zostałam zatrzymana - powiedziała tuż po znalezieniu się w rękach milicji Andżelika Borys. W równie brutalny sposób potraktowani zostali inni przedstawiciele związku. Andrzej Poczobut relacjonował, że na początku zatrzymano jego samochód. W związku z tym próbował dostać się do Wołożyna autostopem. Wówczas jednak ponownie zatrzymała go milicja, informując, że jest podobny do przestępcy - sprawcy napadu rabunkowego. Po przewiezieniu go do budynku sądu okazało się jednak, że ciążą na nim zarzuty uczestnictwa w nielegalnym zgromadzeniu zorganizowanym 10 lutego pod Domem Polskim w Grodnie. Niezwłocznie po zatrzymaniu osądzono rzecznika związku Igora Bancera, którego skazano na pięć dni aresztu. Zaraz potem odbyła się rozprawa Poczobuta, który usłyszał taki sam wyrok. Również wiceprezes związku Mieczysław Jaśkiewicz spędzi w areszcie pięć dni. - Jaśkiewicz został zatrzymany przez drogówkę, gdy próbował wyjechać z Grodna inną drogą. Z Jaśkiewiczem zatrzymano jeszcze czterech działaczy ZPB, ale już ich zwolniono - mówił Bancer. Borys natomiast została ukarana grzywną w wysokości ponad miliona rubli białoruskich (ok. 400 dolarów amerykańskich).
Do zatrzymań doszło w momencie przygotowywania akcji solidarności z kierownictwem Domu Polskiego w Iwieńcu, który władze białoruskie chcą przekazać lojalnemu wobec Mińska kierownictwu Związku Polaków na Białorusi z nieznającym języka polskiego Stanisławem Siemaszką na czele. Ludzie Andżeliki Borys podkreślali, że gdy tylko milicja zwolni ich z aresztu, spróbują ponownie dostać się do Wołożyna, aby towarzyszyć w rozprawie władzom Domu Polskiego. Niestety, większość z nich została zatrzymana w aresztach. W związku z tym zapowiedzieli rozpoczęcie głodówki, by zwrócić uwagę społeczności międzynarodowej na sposób traktowania Polaków przez Republikę Białorusi.
Czy za akcję na Białorusi ponosi częściową odpowiedzialność także polski rząd? - Polska dyplomacja wobec Białorusi poniosła klęskę - nie ma wątpliwości europoseł Paweł Kowal (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy), który jednocześnie zaapelował do premiera Donalda Tuska o wszczęcie niezbędnych działań, aby doprowadzić do uwolnienia zatrzymanych Polaków. Jak zauważył, do obławy na naszych rodaków na Białorusi dochodzi zaledwie w trzy dni po wizycie białoruskiego ministra spraw zagranicznych w Warszawie. - Wzywamy pana premiera, aby stawił się przed Sejmem i powiedział, co zamierza zrobić w przyszłości. Polityka ministra Sikorskiego wobec Białorusi poniosła dziś na tyle poważną porażkę, że jest to odpowiedni czas na wejście premiera - dodał Kowal.
Jak zaznaczył, sprawą tą powinny zająć się także instytucje Unii Europejskiej. - Pytamy polski rząd i MSZ, kiedy i w jaki sposób zamierzają doprowadzić do zabrania głosu przez odpowiednie agendy europejskie - dodał były wiceminister spraw zagranicznych w rządzie PiS. Podkreślił, że w czasie, gdy konsekwentnie realizowano politykę sankcji wobec Białorusi, zabraniających wjazdu na teren UE najważniejszym członkom reżimu, wówczas represje wobec ZPB zdecydowanie zmalały. - Dzisiejsza fala represji jest wynikiem słabości polityki polskiej, a także europejskiej. - podsumował Kowal.
Także prezydent Lech Kaczyński wyraził zaniepokojenie takim rozwojem sytuacji i zapowiedział wystosowanie listu do prezydenta Białorusi, w którym zwróci się o zaangażowanie w unormowanie sytuacji Polaków. Wczoraj spotkał się osobiście z szefem polskiej dyplomacji. - Prezydent ma wiele zastrzeżeń do polityki ministra Sikorskiego. Będzie chciał go przede wszystkim zapytać o efekty rozmów z białoruskim ministrem spraw zagranicznych, a także ogólnie o politykę wschodnią, której efektów nie widać - powiedział prezydencki minister Paweł Wypych.
- Sugerowanie, że wydarzenia na Białorusi są klęską naszej polityki, jest przedwczesne - odpowiadał na zarzuty opozycji wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Kremer. Podkreślił, że Polska chce kontynuować dialog z Mińskiem przy jednoczesnym poszanowaniu zasad, którymi kieruje się Unia Europejska, a jedną z nich jest przestrzeganie praw mniejszości narodowych. - Doszło na Białorusi w ostatnich tygodniach do szeregu aktów, które uważamy za represyjne - przyznał przedstawiciel MSZ. Dodał, że w czasie spotkania z ministrem spraw zagranicznych Białorusi Siergiejem Martynowem minister Sikorski zagroził zamrożeniem kontaktów z Mińskiem, jeśli tego typu represje będą kontynuowane. - Dzisiejszy sygnał ze strony białoruskiej uważamy za dalece nieczytelny - stwierdził Kremer, dodając, że zostaną podjęte wszelkie środki zmierzające do wyjaśnienia sprawy aresztowań. Po spotkaniu z prezydentem Kaczyńskim szef polskiego MSZ oświadczył, że władze przygotowują "negatywny scenariusz", z którego mogą skorzystać, jeśli łamanie praw Polaków nie ustanie. Rzecznik rządu Paweł Graś powiedział wczoraj, że rząd czeka na reakcję władz białoruskich w sprawie listu przekazanego przez Sikorskiego Siergiejowi Martynowowi. - Dajemy Białorusi czas na odpowiedź na te propozycje, które w piątek zostały złożone Ministerstwu Spraw Zagranicznych. Jest tam określony katalog możliwych do podjęcia przez Polskę i przez UE działań. Jeśli ta odpowiedź nie będzie pozytywna, to możliwe są wszystkie scenariusze - podkreślił rzecznik polskiego rządu.
Jak zaznaczył Kremer, na razie jedyną sankcją, jaką Polska zamierza wyciągnąć wobec władz reżimu Łukaszenki, jest wystosowanie zakazu wydawania polskich wiz dla członków uznawanego przez Mińsk ZPB Stanisława Siemaszki. - Sytuacja jest poważna, a reakcja na te wydarzenia już poważną nie jest - komentuje europoseł Marek Migalski, członek delegacji PE ds. stosunków z Białorusią.
Wczoraj po południu premier Donald Tusk przeprowadził rozmowę telefoniczną z Andżeliką Borys. Poinformował ją o działaniach podejmowanych przez polski rząd, w tym na forum unijnym. Zapewnił także, że jest w stałym kontakcie z przewodniczącym PE Jerzym Buzkiem. Marek Migalski zdążył już wysłać do niego list z prośbą o interwencję w sprawie Polaków na Białorusi. "Parlament Europejski nie może przemilczeć sprawy zatrzymań oraz odbierania placówek należących do mniejszości polskiej na Białorusi" - czytamy w liście. Migalski wystosował także prośbę do przewodniczącego delegacji PE do Mińska Jacka Protasiewicza o zwołanie jej nadzwyczajnego posiedzenia poświęconego sytuacji ZPB. Podobne w treści pisma polscy parlamentarzyści przesyłali do biura wysokiej przedstawiciel UE do spraw polityki zagranicznej Catherine Ashton. Przewodniczący PE pozostał jednak niewzruszony na apele posłów. Podkreślił wprawdzie, że konieczne jest podjęcie takich działań, które pokazałyby determinację Unii, jednakże sam stwierdził, iż w tej dziedzinie wskazana jest ostrożność. Zdaniem Buzka, wszystko w tej materii jest możliwe, nawet to, że reżim może w każdej chwili zaprzestać prześladowania opozycji. Wówczas - jak podkreślił były polski premier - możliwe będzie zniesienie wszelkich sankcji wobec Białorusi.
O pomoc dla ZPB zaapelował oddział związku w Brześciu. "Nie pozwólmy na dalsze łamanie praw człowieka w odniesieniu do naszej, tak boleśnie doświadczonej już przez historię, społeczności. Protestujmy głośno przeciw łamaniu na Białorusi obowiązujących norm międzynarodowych. Nie zgódźmy się na opłacanie poczucia spokoju ludzkim nieszczęściem, przymykaniem oczu na niszczenie podmiotowości społecznej i na ubezwłasnowolnienie organizacji o pięknej przeszłości i wielkim dorobku" - napisali w apelu członkowie brzeskiego ZPB.
Łukasz Sianożęcki
Współpraca Wojciech Kobryń
Nasz Dziennik 2010-02-16
Autor: jc