Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Marszałek wykłada na in vitro

Treść

Zarządzający środkami Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Podlaskiego na lata 2007-2013 Urząd Marszałkowski w Białymstoku wyłożył pieniądze na rzecz zakładu parającego się metodą in vitro. Wartość projektu opiewa na 2 mln złotych.

Fundusze unijne, czyli de facto pieniądze pochodzące z naszych podatków, teoretycznie miały służyć rozwojowi województwa podlaskiego. To duża szansa, bo mowa o regionie, w którym bankrutujące miasta decydują się na drastyczne cięcia np. poprzez wyłączanie latarni w nocy. Jak się okazuje, po te środki - przy akceptacji urzędu marszałkowskiego - sięgają firmy czerpiące zyski z wykonywania zapłodnienia in vitro. Przykład? Pozyskanie pieniędzy w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Podlaskiego na lata 2007-2013 przez Centrum Leczenia Niepłodności Małżeńskiej "Kriobank" w Białymstoku.

Placówka realizuje projekt "Wdrożenie innowacyjnych technik leczenia niepłodności". Jak informuje Barbara Likowska-Matys, inspektor z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego, całkowita wartość projektu wynosi blisko 2 mln zł, a dokładnie - 1 mln 981 tys. zł, przy czym dofinansowanie opiewa na 990 tys. 836 złotych. Umowa z "Kriobankiem" została podpisana 26 stycznia bieżącego roku.

Na co konkretnie te środki są przeznaczone? - z odpowiedzią na to proste pytanie był już nie lada problem. Trzeba wystąpić do urzędu marszałkowskiego w drodze wniosku o udzielenie informacji publicznej. Czekamy na odpowiedź, urząd ma na jej udzielenie 14 dni.

Rąbka tajemnicy uchyla sam "Kriobank". Na stronie internetowej firmy znajdujemy lakoniczny opis, że celem projektu jest wzrost konkurencyjności poprzez wdrożenie innowacyjnych usług i technik w stosowanych procedurach dotyczących niepłodności (a przeprowadza się tu m.in. zapłodnienie in vitro z mrożeniem embrionów). Rezultatem projektu ma być "poszerzenie oferty usługowej oraz poprawa jakości dotychczas świadczonych usług".

Publiczne pieniądze mają też zostać przeznaczone na zakup "najnowszej generacji sprzętu specjalistycznego" oraz zastosowanie w leczeniu nowego leku opatentowanego przez "Kriobank". Z zapytania ofertowego wynika, że chodzi m.in. o zakup systemu monitoringu rozwojów zarodkowych czy mikromanipulatora.

Białostoczanie w ciekłym azocie

Zgłosiliśmy się do tej placówki, która oferuje m.in. proceder kriokonserwacji embrionów, aby zasięgnąć więcej informacji na ten temat. Ale spotkaliśmy się ze stanowczą odmową. Jak usłyszeliśmy, odpowiedź na nasze pytania jest niemożliwa ze względu na nieobecność właściciela prof. Waldemara Kuczyńskiego. Ostatnio na łamach "Gazety Wyborczej" Kuczyński propagował mrożenie dzieci w embrionalnym stadium rozwoju (wywiad "In vitro z mrożeniem lepsze" z 17 lipca bieżącego roku).

"Mrożenie zarodków stało się standardową procedurą medyczną zapewniającą większe bezpieczeństwo i pacjentce, i zarodkom. Rekomenduje się wręcz zamrażanie wszystkich uzyskanych zarodków" - stwierdza.

Chcąc nie chcąc, profesor wylicza przy tym niektóre zagrożenia, jakie niesie ze sobą procedura in vitro: przerost śluzówki macicy po stymulacji hormonalnej, zwiększenie ryzyka powikłań w czasie ciąży, takich jak torbiele na jajnikach, płyn w jamie brzusznej, uszkodzenie wątroby, cierpienie kobiet z powodu samej stymulacji hormonalnej. Do tego cierpienia psychiczne związane z kolejnymi niepowodzeniami. Stąd wezwanie do zamrażania embrionów, co według Kuczyńskiego im nie szkodzi, jednak według wielu naukowców - szkodzi do tego stopnia, że wiele dzieci zanurzenia w ciekłym azocie nie przeżywa. Konkluzja Kuczyńskiego - tylko "dobre" zarodki przeżywają, a te, "które przestały się dzielić [nie przeżyły procedury - red.], są martwe". Czyli niepotrzebne.

- Można to rozumowanie porównać do logiki handlarzy niewolników. "Dobrzy" Murzyni przeżywali transport niewolniczymi statkami przez Atlantyk, "złych" wyrzucało się do oceanu - komentuje Mariusz Dzierżawski, prezes Fundacji PRO - Prawo do Życia.

Dzierżawski rozważa złożenie zawiadomienia do prokuratury w sprawie finansowania z pieniędzy publicznych praktyk stosowanych w centrach in vitro. Dotacja unijna dla "Kriobanku" budzi wątpliwości także z innych powodów, prawnych i pozaprawnych. Narodowy Fundusz Zdrowia za in vitro nie płaci, a mrożenie ludzkich embrionów traktowanych w in vitro jak surowiec laboratoryjny może zostać wkrótce zakazane.

W Sejmie znajduje się kilka projektów ustaw dotyczących in vitro. Dwa z nich to projekty autorstwa polityków Platformy Obywatelskiej: Jarosława Gowina i Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Różnica między nimi polega przede wszystkim na podejściu do kwestii tzw. nadliczbowych zarodków.

Gowin proponuje, żeby można było wytwarzać ich maksymalnie dwa, ale pod warunkiem, że oba będą implantowane. Kidawa-Błońska nie wprowadza takiego limitu i umożliwia zamrażanie zarodków, a ponadto dopuszcza in vitro także dla osób niebędących małżeństwami (byle nie były to układy homoseksualne). Gowin ogranicza stosowanie in vitro do małżeństw.

Na procedowanie czekają również dwa projekty Prawa i Sprawiedliwości posłów Bolesława Piechy oraz Jana Dziedziczaka, które zakazują stosowania metody in vitro oraz wykluczają praktykę kriokonserwacji (mrożenia) dzieci. Ponadto są też dwa projekty dopuszczające in vitro bez żadnych limitów (SLD i RP).

Obowiązująca ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży nic nie mówi na temat odmiennego statusu prawnego dzieci poczętych w warunkach laboratoryjnych i w sposób naturalny. Tymczasem w ramach procedury in vitro mamy do czynienia m.in. z zamrażaniem istot ludzkich, przy czym niektóre spośród nich arbitralną decyzją lekarza zostają uznane za "nieprzydatne w dalszej procedurze".

Furtka dla urzędników


Jak tłumaczy ks. dr hab. Piotr Kieniewicz z Katedry Teologii Życia Instytutu Teologii Moralnej KUL, polskie ustawodawstwo nie zakazuje wprost stosowania metod zapłodnienia pozaustrojowego. Jest to furtka, którą mogą wykorzystać i wykorzystują urzędnicy.

- Niemniej jednak, w moim przekonaniu, wykorzystanie pieniędzy publicznych na finansowanie tego typu działań rodzi wątpliwość co do ich legalności, ponieważ in vitro nie jest finansowane ze środków pochodzących z NFZ. Poza tym nawet jeśli nie jest to niezgodne z prawem, to nie do końca jest to etyczne, ponieważ samo in vitro nie jest etyczne - podkreśla bioetyk.

W jego ocenie, trudno działanie centrów in vitro nazwać działalnością leczniczą sensu stricto. - Z punktu widzenia literatury medycznej in vitro jest traktowane jako działalność lecznicza, chociaż jest to konstatacja nieprawidłowa i nieodpowiadająca faktom. In vitro nie jest procedurą terapeutyczną, ale zastępczą, jakby protetyczną, w dodatku niezbyt skuteczną. Nawet po tzw. udanym in vitro para wciąż pozostaje bezpłodna, ale nie może być inaczej, bo bez solidnej diagnozy nie ma skutecznej terapii; a bez terapii nie ma zdrowia prokreacyjnego - dodaje ks. dr hab. Piotr Kieniewicz.

Do kwestii prawnego nieuregulowania biznesu in vitro odnosi się także prof. Kuczyński w rozmowie z "GW". Stwierdza bez ogródek, że taka sytuacja "z punktu widzenia klinik in vitro jest lepsza".

"W Polsce klinik jest ok. 55, ale raportuje o swojej działalności zaledwie ok. 20" - mówi. W UE obowiązują w tym względzie dwie dyrektywy: Dyrektywa 2004/23/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 31 marca 2004 r. w sprawie ustalenia norm jakości i bezpiecznego oddawania, pobierania, testowania, przetwarzania, konserwowania, przechowywania i dystrybucji tkanek i komórek ludzkich oraz dyrektywa 2006/17/WE wprowadzająca ww. dyrektywę z marca 2004 roku. Ale Polska ich nie wdrożyła.

- Te dyrektywy nie wpływają na to, jak państwo ma traktować samą dostępność procedury in vitro. Dlatego tak bardzo ważne jest, by polskie prawo wreszcie tę kwestię uregulowało. Brak konkretnych zapisów prawa w tej kwestii otwiera nieograniczone możliwości przepływu pieniędzy unijnych dla centrów in vitro, które mogą się ubiegać o fundusze unijne, tak jak każdy szpital, zakład pracy, fundacja czy samorząd. Wynika to z tego, że tego typu działalność w Polsce nie jest zakazana - podkreśla poseł do PE Konrad Szymański (PiS/EKR).

W przekonaniu dr. hab. Andrzeja Lewandowicza, sprawa rozdysponowywania środków unijnych przez urzędy marszałkowskie na wsparcie ośrodków in vitro powinna stać się przedmiotem poważnego dochodzenia, w tym analizy, kto akceptował treść tego typu wniosków.

- Od strony prawnej - dlatego że procedura in vitro nie jest prawnie w Polsce uregulowana i jest nielegalna w świetle polskiego prawa. Od strony ściśle merytorycznej - przyznanie środków publicznych na działalność, która wiąże się z poważnymi konsekwencjami medycznymi dla zarodka ludzkiego, jest przejawem skrajnej nieodpowiedzialności i ignorancji - tłumaczy Lewandowicz.

Posłowie pytają o "Kriobank"

- Niepokojące jest to, że ktoś korzysta z pieniędzy publicznych w sytuacji, gdy w Polsce ta sprawa nie jest uregulowana. Wygląda na to, że ów cały szum medialny wokół in vitro służy konkretnemu biznesowi, któremu najmniej zapewne zależy na uregulowaniu całej sprawy in vitro. Biznes działa swoją drogą - zaznacza Bolesław Piecha (PiS), szef sejmowej Komisji Zdrowia. W jego ocenie, sprawa powinna być kontrolowana przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. Resort odsyła jednak do urzędu marszałkowskiego.

- Fundusze UE dzielimy na krajowe i regionalne. Dla regionalnych ministerstwo pełni tylko rolę koordynacyjną, a zarządza tym wszystkim urząd marszałkowski. Do niego proszę się zwracać - usłyszeliśmy w biurze prasowym MRR.

- To argumentacja nie do przyjęcia. Przecież to ministerstwo koordynuje podział środków, które są w dyspozycji samorządów wojewódzkich - mówi Jarosław Zieliński, poseł PiS wybrany do Sejmu z okręgu podlaskiego. Zieliński zapowiada złożenie interpelacji poselskiej do ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza - w kwestii nielegalności zamrażania zarodków ludzkich, a także do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego - w kwestii podziału funduszy unijnych.

Anna Ambroziak

Nasz Dziennik Środa, 25 lipca 2012

Autor: au