Medytować to... być wytrwałym
Treść
Medytacja chrześcijańska nie jest skomplikowaną formą modlitwy. Pomimo tego, może sprawiać nam pewne trudności. Jednym z problemów, z jakim przyjdzie się nam zmierzyć to trwanie w medytacji. Po czasie pewnego zachwytu zawsze przyjdzie okres weryfikacji, swoistego sprawdzenia. Medytacja chrześcijańska bowiem to nie sposób na załatwienie sobie czegoś u Pana Boga czy trening fizyczny. Wypowiadana formuła to nie zaklęcie, które ma zjednać nam Stwórcę. Medytacja chrześcijańska nie polega na wypowiadaniu słów, nawet świętych słów. Słowa bowiem mają tendencję do odrywania się od rzeczywistości, zamieniania w pojęcia czy tworzenia czegoś abstrakcyjnego. Taki sens medytacji jest bardzo od tego daleki, żeby nie powiedzieć, że jest po prostu fałszywy.
W dobie obecnej mamy natomiast aż nadmiar słów. Informacje przychodzą do nas non stop. Trudno jest ogarnąć wszystkie wiadomości. Ogromna jest liczba książek wychodzących każdego roku na świecie. Jesteśmy w stanie przeczytać tylko jakąś znikomą ilość publikacji. Słowa jednak mogą mylić. Mogą nawet nic nie znaczyć. Nawet w medytacji mogą być bezużyteczne. „Nie każdy, który Mi mówi: <Panie, Panie!>, wejdzie do królestwa niebieskiego”/Mt 7,21a/! O co zatem chodzi? Kto może wejść do królestwa niebieskiego? „Ten, kto spełnia wolę mojego Ojca” /Mt 7,21b/! Chodzi zatem o czyny, o nasze działanie, postępowanie. Słowa mogą być deklaracjami bez pokrycia, mogą być po prostu puste. I nic nie pomoże twierdzenie: „Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia, i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia” /Mt 7,22/? Odpowiedź Pana może być w pewnym sensie okrutna, ale prawdziwa: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości” /Mt 7,23/! Przy takim spojrzeniu medytacja staje się czymś innym. Nie jest już tylko powtarzaniem formuły, świętej formuły. To tu de facto objawia się nasza wytrwałość w medytacji, nasza wierność wypowiadanym słowom. Ona bowiem polega na osadzeniu w rzeczywistości i przełożeniu na życie codzienne.
Celem praktyki jest uświadomienie, że medytacja to nasze codzienne doświadczenie, zmaganie się, ale też trwanie…
Medytacja nie odwołuje się do pojęć, czegoś abstrakcyjnego, teoretycznego. To ukierunkowanie swojego życia na Boga. Uznanie, że to On jest Panem. Aby medytacja realnie wpływała na nasze życie, musi być w tym życiu osadzona. Praktyka nie może polegać tylko na brzmieniu suchej formuły, ona powinna towarzyszyć nam w ciągu dnia, przy różnych czynnościach. Nie bez powodu powtarzane nieustannie święte słowa są powiązane z oddechem. Oddech wskazuje na życie. Medytacja zatem nie może wskazywać na coś innego, ona nie może być oderwana od życia. Jeżeli medytacja nie pomaga mi w głębszym przeżywaniu codzienności, w dostrzeganiu obecności łaski Bożej podczas różnych doświadczeń, to jaki jest z niej pożytek?
Aby lepiej zilustrować sens medytacji możemy wziąć formułę i zacząć siebie pytać. Zobaczmy tylko początek: Panie Jezu… Panie… Czy Chrystus jest moim Panem? Czy oddaję Mu swoje życie? Czy On jest moim oparciem? Czy na Nim polegam czy na sobie? Czy z Nim podejmuję decyzje swego życia? To tylko niektóre z pytań. Możemy stawiać ich więcej. Nie o to jednak chodzi.
Pójdźmy dalej. Spójrzmy na postać biblijnego Hioba. On był człowiekiem prawym, unikającym zła, jak mówi Pismo /Hi 1,1/. Można w przenośni powiedzieć, że jego medytacja miała odbicie w rzeczywistości. Zaświadczył o tym sam Stwórca: „Nie ma na całej ziemi drugiego, kto by tak był prawy, sprawiedliwy, bogobojny i unikający grzechu jak on” /Hi 1,8/. Hiob unikał grzechu. Dla niego Bóg rzeczywiście był Panem. I co następnie się dzieje? Hiob traci nie tylko część swojego dobytku, swoje sługi, ale również swoje dzieci – osoby mu najbliższe, które kochał /Hi 1,13-19/. Można więc zapytać, co takiego musiało się stać, że spotkało jego takie nieszczęście? Co sprawiło te wydarzenia? Sytuacja opisana w Ewangelii Jana, o niewidomym od urodzenia, w pewnym sensie może przypominać tę scenę. Możemy zapytać: Kto zgrzeszył, on czy jego rodzice? Odpowiedź brzmiała: „Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego” /J 9,3/. U Hioba było podobnie. On unikał zła – nie była to więc kara za jego złe postępowanie. Pismo nic też nie mówi o tym, że jego synowi i córki zgrzeszyli, przez co musieli umrzeć. Jednak Hiob ich traci, bezpowrotnie. W tym momencie dokonuje się sprawdzian jego „medytacji”, jego trwania w obecności Bożej, jego wzywania świętego Imienia Boga. I Hiob tę próbę przechodzi pomyślnie. Oddaje pokłon Panu i mówi: „Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę. Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione” /Hi 1,21/! „W tym wszystkim Hiob nie zgrzeszył” /Hi 1,22/! Oto postawa godna naśladowania. Trwa on zatem w swojej „medytacji”. Trudno było pogodzić się ze stratą dobytku, a jeszcze trudniej ze stratą swoich synów i córek. Nie znamy rozmiaru bólu, jaki musiał przenikać serce Hioba. On jednak pozostał wierny Panu.
medytacja chrześcijańska krok po kroku – zobacz co warto przeczytać… kliknij tutaj
Przeczytaj pozostałe części rozważań o medytacji chrześcijańskiej:
Brunon Koniecko OSB
Źródło: ps-po.pl, 17 sierpnia 2015
Autor: mj