Przejdź do treści
Przejdź do stopki

MEN sprowadza na manowce

Treść

Z Małgorzatą Sagan, nauczycielem języka polskiego i doradcą metodycznym w Gimnazjum nr 16 im. Fryderyka Chopina w Lublinie, rozmawia Maria S. Jasita
Jak nauczyciele reagują na "Kompasik"?
- Tak jak w przypadku każdej inicjatywy ze strony ministerstwa w tej chwili, tak i na ten temat opinie wśród nauczycieli są podzielone. Jedni, owszem, zachwycają się tą propozycją i uważają, że jest to materiał, który pomaga realizować zagadnienia związane z prawami ucznia i prawami człowieka. W niektórych szkołach odbywają się zajęcia w oparciu o takie hasła tematyczne: prawa człowieka, prawa ucznia - znam, rozumiem, stosuję. Ale jest też grupa nauczycieli, która nie podziela koncepcji zawartej w tym materiale dydaktycznym. Ta różnica jest zasadniczo związana z podejściem do wychowania, do pedagogiki, do dydaktyki: czy jest ono bardziej liberalne, czy jednak w duchu personalizmu. Dlatego wszelkie propozycje tego ministerstwa będą się spotykały albo z aprobatą, albo z dezaprobatą - w zależności od tego, jaką postawę reprezentują nauczyciele, jaką mają koncepcję wychowania i nauczania. Chyba nikt nie prowadzi badań, ilu jest za, ilu przeciw. To, co mówię o podzielonych głosach, jest opinią czysto szacunkową na podstawie mojego lubelskiego środowiska. Prawdopodobnie tak jest też w innych częściach kraju. Natomiast na pewno są takie rejony w Polsce, które są bardziej pozytywnie nastawione do propozycji ministerstwa - głównie województwa zachodnie i północne. Należy się pogodzić z tym, że dopóki nie zmieni się nastawienie nauczycieli, to tak będzie ze wszystkim: pewne rzeczy proponowane przez resort będą aprobowane przez środowisko nauczycielskie.
Jaka jest Pani opinia na temat tego poradnika?
- Dla mnie ten materiał jest nie do przyjęcia, ponieważ próbuje wypromować ideę praw człowieka i praw dziecka na gruncie wolności wyizolowanej z natury ludzkiej. Wiemy, że prowadzi to do skrajnego indywidualizmu, wręcz do zniewolenia. Jednakże to, co się teraz dzieje, jest jakby powtórką z tego, co działo się 10 lat temu w tym zakresie. Doskonale pamiętam, że wtedy też pojawiały się krytyczne głosy na temat tego promowania praw ucznia i muszę szczerze powiedzieć, że przez ostatnie 3-4 lata miałam wrażenie, jakby ta problematyka przycichła, jakby się wyeksploatowała. Wydawało się, że nauczyciele zrozumieli, iż nie tędy droga i jednak trzeba pokazywać uczniom, co to znaczy, że człowiek jest człowiekiem; że uczeń i nauczyciel mają prawa, tak samo są osobami, ale nie takimi samymi osobami, bo są w różnym momencie realizowania potencjału swojej natury itd. Można było sądzić, że wszystko zaczyna iść w tym właściwym kierunku. Tymczasem w ciągu ostatniego roku szkolnego znów, jako doradca, coraz częściej widzę materiały na temat tzw. praw człowieka. Szczerze mówiąc, byłam tym zdziwiona i dlatego obejrzałam sobie ten materiał. Raz jeszcze podkreślam, że dla mnie jest on nie do przyjęcia z tego właśnie względu, że wyizolowuje wolność jako aspekt życia osobowego, ignorując pozostałe.
Ośrodek Rozwoju Edukacji twierdzi, że cieszy się ona olbrzymim zainteresowaniem.
- Nauczyciele są zmęczeni wszystkimi zmianami, które ministerstwo propaguje. Więc jeśli resort znowu coś każe robić, to oni to robią, żeby mieć święty spokój. Tym bardziej że będą prowadzone ewaluacje i monitorowanie tego, co się w szkołach dzieje. W tym zakresie są już szkolenia i są przygotowywani wizytatorzy, pracownicy kuratoriów. Ewaluacji i monitorowaniu będzie podlegać absolutnie wszystko, co się dzieje w szkole. Jeżeli zatem ministerstwo znów promuje edukację w kierunku praw człowieka, to znaczy, że to w szkole ma zaistnieć i będzie podlegało obserwacji ze strony ewaluatora, który do szkoły przyjdzie. Dlatego nawet ci nauczyciele, którym się to nie bardzo podoba, będą to realizować: przeprowadzą godzinę wychowawczą w oparciu o ten matariał, "żeby to było zrobione". Natomiast pocieszające jest to, że jednak nie brakuje w środowisku nauczycielskim - mówię to na podstawie wyłącznie swojej obserwacji - poczucia zdrowego rozsądku i właściwej oceny rzeczywistości. Wielu nauczycieli coraz mocniej utwierdza się w przekonaniu, że ma po prostu porządnie uczyć, ale jednocześnie respektować obowiązujące prawo oświatowe i dla świętego spokoju zrobić to, co każą. Stąd moja opinia jest taka, że te rzeczy często po prostu robi się na pokaz, dlatego że tak trzeba. A jeżeli "przy okazji" dostaną się jakieś elementy niedobre dla formacji intelektualnej i duchowej uczniów, to nauczyciel jest w stanie to później wyprostować. Mam wrażenie, że w ciągu najbliższych miesięcy i lat, tak długo, jak długo najnowsza reforma programowa będzie obowiązywała, być może będziemy mieli do czynienia z czymś w rodzaju "tajnego nauczania": nauczanie i wychowanie będzie szło dwukierunkowo - na pokaz, oficjalnie, i tak, jak być powinno.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-02-05

Autor: jc