Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ministerstwo dyktuje, co jest prawdą

Treść

Z prof. Piotrem Jaroszyńskim, kierownikiem Katedry Filozofii Kultury Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, rozmawia Maria S. Jasita

Jak Pan ocenia celowość stworzenia odrębnego podręcznika metodycznego dotyczącego antysemityzmu?
- Antysemityzm można rozpatrywać jako zjawisko historyczne, które miało i ma miejsce, choć jest to kwestia bardzo złożona (a na pewno nie można patrzeć na nią jednostronnie, w kolorystyce biało-czarnej), oraz jako zjawisko ideologiczne - a to jest świeższej daty, i tu obowiązują apriorycznie narzucone kryteria. Po to, by ustawić sobie przeciwnika "do bicia", by bał się powiedzieć cokolwiek przeciwko jakiemukolwiek Żydowi, nawet jeśli ma rację, bo natychmiast zostanie sklasyfikowany jako antysemita. Antysemityzm historyczny, jeśli opiera się na uogólnieniu i nieprawdzie, jest jak najbardziej godny potępienia. Natomiast antysemityzm ideologiczny to głęboko przemyślana strategia, która narusza wolność słowa i prawo do prawdy.

A wrzucanie do jednego worka z antysemityzmem kwestii tzw. dyskryminacji np. homoseksualistów?
- To wrzucanie do jednego worka dotyczy antysemityzmu ideologicznego, który szuka niejako wsparcia ze strony różnych mniejszości, by się uwiarygodnić. Ale te mniejszości są traktowane instrumentalnie i doraźnie, bo przecież one nie niosą ze sobą przesłania, które rozpoznajemy w historii jako przesłanie narodu wybranego. Chodzi raczej o to, żeby było więcej krzyku i histerii, ale tak głębiej to nie jest poważne: jedno i drugie (antysemityzm, homofobia) nie jest, mówiąc językiem współczesnym, kompatybilne.

O różnego rodzaju dyskryminacjach mówi się bardzo dużo. Stanowią one rzeczywiście tak wielki problem społeczny, że trzeba te zagadnienia poruszać w szkole?
- Problem dyskryminacji związany jest przede wszystkim ze swoistą "teologią nierówności", jaką (głównie w środowiskach protestanckich) formułowano w okresie kolonializmu, by uzasadnić podłe traktowanie podbijanych ludów. Tubylcom (np. aborygenom) odmawiano podstawowych praw ludzkich, uważając, że są z natury gorszymi ludźmi, jeśli nie zwierzętami. Ta dyskryminacja opierała się na teologicznym i antropologicznym fałszu. Dziś natomiast pojęcie dyskryminacji przerzucono na sferę moralną w taki sposób, żeby nie tylko piętnowanie, ale nazywanie zła po imieniu było największym grzechem, równym dyskryminacji z czasów kolonialnych. Ale to jest właśnie manipulacja bazująca na braku znajomości łaciny, historii, teologii i etyki.

To po co w takim razie rozdmuchuje się problem rzekomych homofobii?
- Celem jest rozbicie podstaw aksjologicznych zachodniej cywilizacji, która - stanowiąc dopełniającą się syntezę Objawienia z kulturą grecko-rzymską - jest dziś reprezentowana przede wszystkim przez Kościół katolicki. Trwa wojna cywilizacji w łonie Zachodu. Reprezentantów cywilizacji zachodniej próbuje się pozbawić oczu, uszu, języka, mózgu, sumienia, byśmy stali się ślepi, głusi i nieczuli, a wtedy - niezależnie od liczebności - powalą nas z łatwością na ziemię. Dlatego, by nie ulec hałasowi medialnych trąb całego świata, musimy z całą mocą trzymać się Dekalogu jako ostatecznej instancji: wtedy ocalejemy.

Podręcznik powstał stosunkowo niedawno - a więc już po okresie wzmożonych prześladowań katolików na świecie. Dlaczego ani słowem się o tym nie wspomina, skoro już porusza się wszelkie rodzaje dyskryminacji?
- Właśnie dlatego, że tu nie chodzi o prawdę i prawa człowieka, ale o nową ideologię, która ustala z góry, kto jest, a kto nie jest człowiekiem. W świetle tej ideologii nienarodzony, a zwłaszcza katolik, nie jest człowiekiem, dlatego nie ma prawa do życia. Za zmyśloną dyskryminacją - bo taka jest dyskryminacja, o której tak głośno się mówi, kryje się prawdziwa dyskryminacja, której ofiarą codziennie padają miliony ludzi.

Ostatnia część, poradnik, instruuje nauczycieli, jak omawiać kolejne tematy, i daje dokładne wskazówki realizowania poszczególnych ćwiczeń.
- Nauczyciel w systemie totalitarnym był urzędnikiem państwowym, którego zadaniem było ścisłe trzymanie się instrukcji pochodzących od wyższych urzędów. Prawdą jest to, co narzuca ministerstwo: jeśli ministerstwo uznało, że za zbrodnię katyńską odpowiadali Niemcy, to podanie przez nauczyciela wersji prawdziwej, że uczynili to sowieccy komuniści, oznaczało nawet utratę pracy. Jeśli dziś ma miejsce coś podobnego, a więc, że ministerstwo dyktuje, co jest prawdą, to znaczy, że totalitaryzm wraca.

Podręcznik został zaakceptowany przez MEN. Pana zdaniem, powinien zostać wdrożony do użytku szkolnego?
- Zadaniem szkoły jest przekazywanie prawdy, a więc prawdziwej wiedzy i metod jej zdobywania. Jeśli ten podręcznik oparty jest na kłamstwach, zarówno w sensie teoretycznym, jak i aksjologicznym, to nie zasługuje na miano podręcznika, więc tym bardziej nie powinien być firmowany przez MEN. Ale dokładniejsze zbadanie wartości merytorycznej zawartych tam treści trzeba pozostawić specjalistom. Oby się nie bali...

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-02-11

Autor: wa