Mój ojciec zginął w Katyniu
Treść
Ze Zbigniewem Rzepką, prezesem Rodziny Katyńskiej z Leszna, rozmawia Maria Cholewińska W jaki sposób jest Pan powiązany z Katyniem? - Mój ojciec został zamordowany w Katyniu. Wiedzieliśmy już o tym w 1943 roku. W Poznańskiem Niemcy wydawali polskojęzyczną gadzinówkę, w której figurował ojciec, jako znaleziony w tych masowych grobach. Ojciec z zawodu był nauczycielem, jako rezerwista podoficer został zmobilizowany do 55. Pułku Piechoty Leszczyńskiej. Uważa Pan, że akcja "Katyń - ocalić od zapomnienia" jest potrzebna? Czy wiąże Pan z nią jakieś nadzieje? - Przede wszystkim chylę czoła przed tymi, którzy tę akcję rozpropagowali. Czy jest potrzebna? Powiedziałbym - za późno. Już powinna być wcześniej taka akcja, ale nikt nie wpadł wcześniej na ten pomysł. Według Pana, ta akcja może mieć jakieś skutki polityczne? Co powinny na dzień dzisiejszy zrobić polskie władze w sprawie Katynia? - Właściwie śledztwo nie powinno być umorzone. Bo państwo polskie powinno domagać się od Moskwy w pewnym sensie przeprosin i uznania, że to było ludobójstwo. Polska tam, w Sowietach, straciła nie tylko wojskowych, o których teraz mówimy, ale straciła też dużo ludności cywilnej, rodzin tych wojskowych, wywiezionych na Syberię i na stepy Kazachstanu. Nikt tego nie mówi, że to nie było dwadzieścia tysięcy oficerów, tylko to były dwa miliony ludności - i to już jest ludobójstwo! Ma Pan nadzieję na to, że Rosja kiedyś oficjalnie przyzna się, że była to zbrodnia ludobójstwa, i przeprosi rodziny swoich ofiar? - Oni ciągle będą uważać inaczej, dlatego że uznanie tego za ludobójstwo wiąże się również z jakimiś tam obciążeniami politycznymi. A tak oni są ciągle w jakimś stopniu "bezpieczni", że to nie było ludobójstwo. Sądzi Pan, iż śledztwo zostanie wznowione, że rosyjskie archiwa zostaną w końcu otwarte? - Nie jestem zorientowany, czy u nas śledztwo jest zamknięte. Jak niedawno słyszałem, zbrodnie wojenne, albo inaczej ludobójstwo, w Polsce nie jest zamknięte. Jeżeli zamknęli śledztwo, to w Sowietach. W Polsce w każdym razie nie jest zamknięta sprawa ludobójstwa. Z tym że nadal w tej chwili Moskwa obstaje przy tym, iż to nie było ludobójstwo, żeby sprawę zamknąć. Liczy Pan na to, że Rosjanie przyznają się do winy? - Obawiam się, że nie. A dlaczego? Bo hitleryzm trwał pięć, powiedzmy dziesięć lat, bo nim on zamienił się w faszyzm, to już Hitler tam dochodził do władzy, chyba od 1922 roku. Natomiast Moskwa w tym ludobójstwie ma "tradycje", prawie dziewięćdziesiąt lat. I oni są przyzwyczajeni do tego, żeby dyktować warunki - bo oni uważają, że są pępkiem świata. Stan wiedzy na temat Katynia wśród młodego pokolenia jest wystarczający? - Tej wiedzy jest za mało, za mało i jeszcze raz za mało! Przykład: kiedy byliśmy na pogrzebie księdza kapelana Peszkowskiego, idziemy ze sztandarem poznańskim i zaczepia nas kobieta, pyta, co to j za uroczystość. W Warszawie! Następnie za ileś tam zaułków mężczyzna to samo - z jakiej okazji idziecie ze sztandarem. No więc jeżeli tam, w Warszawie, padają takie pytania, to niestety co ma być gdzieś dalej... Co więc, Pana zdaniem, powinny zrobić polskie władze w tym zakresie - czy robią wystarczająco dużo, żeby propagować prawdę o Katyniu? - Mnie się wydaje, że jest to namiastka - dlatego że gdyby nie takie sytuacje, które nie mają nic wspólnego z rządem, powiedzmy np. nasze wystąpienia w Lesznie, oddolne, to z władz centralnych jest znacznie za mało informacji. Może prezydent Kaczyński - ale on jest od dwóch lat, to jest dopiero jakiś początek. Jeszcze tylko dodam to, co 11 kwietnia poruszyłem w Lesznie: mówi się o zbrodniach hitlerowskich, mówi się o zbrodniach stalinowskich, natomiast nie mówi się o zbrodniach UB i SB naszych polskich, dyktowanych przez Moskwę. Bo oni to robili pod dyktando Moskwy, i to jest bolesne, że Polak Polaka mordował już po 1945 r., i o tym się w zasadzie milczy. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-04-14
Autor: wa