Nastały czasy oszczędzania
Treść
W piątek na ligowe boiska powrócą piłkarze ekstraklasy. Wiosną rozegrają 13 kolejek. Mistrza Polski poznamy najpóźniej 6 maja. Do końca lutego będzie otwarte zimowe okienko transferowe, ale trudno się spodziewać, by ktoś zdecydował się na spektakularne wzmocnienie i wydanie sporej ilości gotówki. Właściciele klubów stali się bowiem bardzo oszczędni, także tych, które wiosną czekać będzie batalia aż na trzech frontach.
Mowa oczywiście o Wiśle i Legii. Krakowianie i warszawianie będą bowiem toczyć boje w ekstraklasie, Pucharze Polski i Lidze Europejskiej. Wydawało się, że taki stan skłoni prezesów do sięgnięcia głębiej do portfeli, bo szczególnie wiślacy przekonali się jesienią, jak bardzo kontuzje mogą pokrzyżować plany i utrudnić życie. Pod Wawelem uznano, że aktualny stan posiadania wystarczy jednak do realizacji postawionych przed zespołem celów. Trenerem pozostał Kazimierz Moskal, który przejął tymczasowo zespół po Robercie Maaskancie. Ma ciekawe pomysły (Maor Melikson do ataku), ale też musi chuchać i dmuchać na swych graczy i wierzyć, że urazy będą ich tym razem omijać. W innym wypadku Wisła może w ogóle nie zakwalifikować się do europejskich pucharów, co byłoby dla niej klęską. O ile pod Wawelem transferowa bierność wynikała z braku pieniędzy, o tyle przy Łazienkowskiej na niedobór funduszy nikt nie mógł narzekać. Z tytułu transferów Ariela Borysiuka i Macieja Rybusa na konto trafiło około 4,75 miliona euro, które mogłyby wystarczyć na zakup kilku ponadprzeciętnych, jak na nasze warunki, piłkarzy. Tymczasem na razie do drużyny nie trafił nikt nowy, poza nastoletnim Ghańczykiem, który może być melodią przyszłości, ale nie teraźniejszości. Wynika zatem z tego, że zespół wiosną będzie dużo słabszy niż jesienią. Stracił bowiem dwóch liderów, graczy wiodących, do tego młodych i związanych z klubem emocjonalnie. Krótko mówiąc, bezcennych. I Wisła, i Legia sporo zaryzykowały, nie powiększając swego stanu posiadania. A wiosną będą walczyły na trzech frontach.
Po 17. kolejkach ligową tabelę otwiera Śląsk Wrocław. I choć zimą nie był spektakularnie aktywny na transferowym rynku, pozyskał dwóch graczy, którzy mogą wnieść do drużyny jakość. To Dalibor Stevanović i Patrik Mraz. Nikt z zespołu nie odszedł, a ten w przekroju całego 2011 roku był zdecydowanie najlepszy w Polsce. Zgranie, wzajemne zaufanie tylko procentują, a do tego dochodzi wciąż wielki głód sukcesów. Śląsk będzie faworytem walki o mistrzostwo, nie tylko dlatego, że już teraz ma widoczną przewagę nad rywalami.
O tytule wciąż myślą jeszcze na Konwiktorskiej. Polonia ma sześć punktów straty do wrocławian, zatem marząc o realizacji swego celu, musi nie tylko liczyć na potknięcia lidera, ale sama regularnie wygrywać. Zimą przymierzano do zespołu m.in. Pawła Brożka i Sebastiana Boenischa, ale nic z tych planów nie wyszło. Udało się skusić jedynie dwie gwiazdy ligi izraelskiej, Avirama Baruchyana i Władimira Dwaliszwilego. Pierwszy z nich był onegdaj kreowany na wielkiego piłkarza, dzielił i rządził w środku pola, drugi imponował skutecznością i zdobywał mnóstwo bramek, jest jednak małe "ale". Baruchyan obniżył loty, a Dwaliszwili przyjechał do Polski z kontuzją i nie zagrał nawet jednego pełnego sparingu.
Jesienią największym zaskoczeniem ekstraklasy, in plus, był Ruch. Chorzowianie, bez głośnych nazwisk, ze skromnym budżetem, napsuli krwi możnym, plasując się w ścisłej czołówce. Procentowała praca, jaką wykonał trener Waldemar Fornalik. Teraz do zespołu dołączył jeszcze Andrzej Niedzielan. Czy wiosna może być w wykonaniu "Niebieskich" równie udana? Rozum podpowiada, że nie, ale to ekipa nieobliczalna.
O mistrzostwie raczej zapomniano już w Poznaniu, ale nikt nie wyobraża sobie, aby Lecha zabrakło w czołowej trójce. Mimo ofert w stolicy Wielkopolski pozostał Łotysz Artjom Rudniew, z 18 golami zdecydowanie prowadzący w klasyfikacji najlepszych strzelców. Pozostał też Bośniak Semir S˙tilić, ale tylko na pół roku. Latem, po zakończeniu kontraktu, odejdzie, i to za darmo. Bez żalu do Lechii Gdańsk oddano Jakuba Wilka, a nikogo nowego nie pozyskano. Na ławce trenerskiej pozostał José Bakero, choć kibice gremialnie wysyłali go do Hiszpanii. Tyle że nie oni podejmują w klubie najważniejsze decyzje. Działacze podjęli jednak ryzykowną grę, bo Lech swych fanów rozpieścił i przyzwyczaił do efektownej i skutecznej gry. Jesienią, gdy poczynał sobie topornie, 43-tysięczny stadion świecił pustkami.
Zapełnienie trybun też jest wyzwaniem, z jakim nasi ligowcy sobie nie radzą. Ta sztuka udaje się tylko we Wrocławiu, gdzie hitowe mecze oglądał komplet widzów, ponad 40 tysięcy. Pod koniec rundy imponującą frekwencją mogła pochwalić się Legia. Ale znowu dużo mniej kibiców, niż zakładano, przychodziło na stadiony Wisły i Lecha. To skutkowało brakami w klubowych kasach, w których dochody ze sprzedaży biletów zajmują istotne miejsce.
Śląsk, Legia, Polonia, Lech i Wisła powalczą wiosną o tytuł, swoje trzy grosze może dołożyć Ruch. Na dole tabeli ciężka walka o utrzymanie czekać będzie Zagłębie Lubin, Cracovię i ŁKS. W tym gronie należy typować spadkowiczów, choć pewne swego nie mogą być i Górnik, i Lechia, i Bełchatów.
Jesienią na ligowe boiska wybiegło 374 piłkarzy. Najwięcej z Jagiellonii Białystok, aż 27, 26 z Widzewa Łódź, a po 25 z Korony Kielce, Legii i Śląska. Tylko z 20 (najmniej) skorzystał Bakero w Lechu. Ośmiu graczy wystąpiło we wszystkich 17 meczach od pierwszej do ostatniej minuty. To bramkarze Maciej Mielcarz (Widzew) i Łukasz Sapela (Bełchatów) oraz obrońcy: Maciej Szmatiuk (Bełchatów), Michał Żewłakow (Legia), Jarosław Bieniuk (Widzew), Piotr Celeban (Śląsk), Tomasz Jodłowiec (Polonia) i Thiago Cionek (Jagiellonia). Żewłakow, co warto podkreślić, ma 35 lat i według prezesów kilku klubów zainteresowanych jego pozyskaniem był zbyt stary i nieperspektywiczny. Odpowiedział im najlepiej na boisku, a dzięki jego umiejętnościom i doświadczeniu defensywa Legii, fatalna w zeszłym sezonie, stała się wiodącą w lidze.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik Środa, 15 lutego 2012, Nr 38 (4273)
Autor: au