Nie ma mocnych na Agnieszkę
Treść
Agnieszka Radwańska pokonała wczoraj Niemkę Andreę Petković 7:5, 0:6, 6:4 w finale turnieju WTA na twardych kortach w Pekinie (pula nagród 4,5 mln USD). To największy sukces w karierze polskiej tenisistki, która w stolicy Chin wygrała drugą wielką imprezę z rzędu - po triumfie w Tokio - i przybliżyła się do mistrzostw WTA.
W sobotnich półfinałach Radwańska pokonała Włoszkę Flavię Pennettę 6:2, 6:4, zaś Petković wygrała z sensacyjną rumuńską kwalifikantką Monicą Niculescu 6:2, 6:0. - Kiedy grasz z tak mocną zawodniczką jak Flavia, musisz dać z siebie sto procent i zaciekle walczyć o każdy punkt - powiedziała Radwańska, która w stolicy Chin kontynuowała kapitalną passę. Tydzień wcześniej, w Tokio, wygrała duży turniej WTA, odnosząc życiowy sukces. Teraz mogła nie tylko się poprawić, ale i przybliżyć do kończącego sezon turnieju Masters, czyli corocznych mistrzostw świata tenisistek. O miejsce w nim Polka walczy z m.in. Petković. Przed wczorajszym finałem bliżej celu była Niemka, dziewiąta w rankingu WTA Championships. Krakowianka traciła doń jednak tylko dziewięć punktów i w przypadku kolejnego zwycięstwa przeskoczyłaby rywalkę. Historia dotychczasowych pojedynków między obiema paniami przemawiała za Radwańską, która w czterech pojedynkach z Petković za każdym razem okazywała się lepsza. - Ale zawsze były to ciężkie i wyrównane spotkania - przypominała. Szanse wydawały się zatem pół na pół, bo obie tenisistki znajdowały się w świetnej formie. Mecz rozpoczął się doskonale dla Polki, która w wielkim stylu wygrała dwa pierwsze gemy. Zwłaszcza drugi, z dwoma asami serwisowymi, potwierdził niesamowite możliwości krakowskiej tenisistki. Do stanu 4:1 pojedynek układał się po myśli Agnieszki, ale Petković się nie poddała. Szybko doprowadziła do remisu, choć nie obyło się bez łez (przy stanie 4:3, płacząc, poprosiła o konsultację z lekarzem wydawało się, że doznała kontuzji, lecz wróciła do gry). W emocjonującej końcówce seta, przebiegającej pod znakiem wzajemnych przełamań, lepsza okazała się Radwańska, obejmując prowadzenie w meczu. O kolejnej partii Polka będzie chciała jak najszybciej zapomnieć. Pogubiła się, nie potrafiła odnaleźć rytmu i widząc, co się dzieje, praktycznie ją poddała. Niemka z kolei z każdą wygraną piłką łapała wiatr w żagle, co oznaczało, że sytuacja zrobiła się nieciekawa. Ale Radwańska ma charakter. Przetrwała gorsze chwile i od początku seta numer trzy podjęła na nowo walkę. I dokonała niemożliwego - odwróciła losy meczu, wygrała, odnosząc największy sukces w karierze. To jej siódmy wygrany turniej, drugi z rzędu, trzeci w 2011 roku.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik Poniedziałek, 10 października 2011, Nr 236 (4167)
Autor: jc