Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Niech nikt mnie nie podejrzewa o lewicowość

Treść

Z ministrem Piotrem Kownackim, szefem Kancelarii Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, rozmawia Wojciech Wybranowski Zapowiada Pan "ocieplenie wizerunku" prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jednym z pomysłów jest bal w rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę. Prezydencki bal to dość niespotykane wydarzenie w obecnej polityce... - Chcielibyśmy, żeby było to radosne święto. To przecież urodziny, urodziny naszego państwa. Tak jak w życiu ludzi urodziny są świętem radosnym, takim, na którym się bawimy. Lech Kaczyński chce więc wprowadzić także element radości z odzyskania niepodległości. Drugim celem prezydenta jest rozszerzenie obchodów na całą Polskę, odejście od znanej od lat, scentralizowanej imprezy, ograniczającej się wyłącznie do Warszawy. Dlatego pan prezydent planuje odwiedzić różne miejsca w Polsce, niekoniecznie największe, niekoniecznie stolice województw, ale również miejscowości średnie i małe. Prezydent chce spotkać się z mieszkańcami, lokalnymi środowiskami i będzie to okazja, aby poruszyć ważne tematy, czy to dotyczące gospodarki, spraw społecznych, edukacyjnych i zdrowotnych, jak również przyszłości młodych ludzi. Czyli nie tylko historia, nie tylko sięganie do tego, co wydarzyło się dziewięćdziesiąt lat temu, ale również spojrzenie na to, jak ta niepodległość dzisiaj jest budowana, jak ją teraz należy rozumieć, co to jest niepodległe państwo, jakie ma zadania, na co mogą obywatele liczyć i czego państwo ma prawo od swoich obywateli oczekiwać. Chcemy połączyć element historyczny z wyzwaniami współczesności. Podróż w Polskę, te gospodarskie wizyty chyba bardziej wiążą się z kampanią prezydencką Lecha Kaczyńskiego niż samym świętem odzyskania niepodległości przez Polskę? - Nie, określenie gospodarskie wizyty, którego pan użył, w tym przypadku nie jest trafne. Trudno mówić o kampanii wyborczej na dwa lata przed wyborami. Prowadzi się ją przecież w ciągu kilku miesięcy, góra roku przed terminem wyborów. Oczywiście, przy braku dobrej woli w przypadku każdej aktywności prezydenta można mówić, że prowadzi on kampanię wyborczą. Nie ma to jednak wiele wspólnego z rzeczywistością. Jak ktoś się uprze, to każde działanie prezydenta może określić mianem kampanii wyborczej, a z kolei brak jakiegoś działania może skwitować zarzutem, że prezydent nic nie robi. Wróćmy jeszcze do sprawy balu. Sama jego idea jest dość mocno konserwatywna. - Czy to oznacza, że w przyszłości święta narodowe z udziałem lub pod patronatem pana prezydenta odejdą wreszcie od schematu rocznicowych świąt peerelowskich? Sztywny apel, przemówienia, orkiestra, koniec? - Panie redaktorze, nie chciałbym składać konkretnych deklaracji, jak w przyszłości będą wyglądały różne obchody. Generalnie jest tak, że prezydent nie przepada za takim sztywnym, jednolitym wzorem uroczystości państwowych. Proszę zwrócić uwagę na coś, co zostało bardzo dobrze przyjęte i z czego, jak sądzę, ludzie się ucieszyli - przywrócenie defilady wojskowej w Święto Wojska Polskiego, która w tym roku odbyła się już po raz drugi. Oczywiście nie jest to coś absolutnie nowego, defilady przecież bywały w przeszłości, podobnie jak bale, ale warto wracać do korzeni i korzystać ze sprawdzonych wzorców. Publiczne wystąpienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego za sprawą mediów kojarzą się z dość przypadkowymi wpadkami, gafami typu "małpa w czerwonym" czy "irasiad". Czy w tej materii będą jakieś zmiany, jakieś szkolenia z zakresu public relations, krótki kurs dla pana prezydenta? - Przepraszam, że się śmieję, ale to pomysł, który może przyjść do głowy tylko osobie zupełnie nieznającej Lecha Kaczyńskiego. Myślę, że jedną z jego cech jest to, że ma niezwykle silną osobowość, jest człowiekiem, który mało wagi przywiązuje do kwestii powierzchownych, wyglądu zewnętrznego, image. To są dla niego drobiazgi. Jego uwagę zaprzątają ważniejsze sprawy. Potknięcia pewnie każdemu mogą się zdarzyć i ubolewam, że były one tak wyolbrzymiane. Na przykład niektórzy twierdzili, że stało się "coś strasznego", bo za wysoko podniósł dłoń pani, którą chciał ucałować. Media, zamiast potraktować to jako normalną sprawę, która każdemu może się zdarzyć i zwrócić raczej uwagę na konserwatywny rys prezydenta, który z niezwykłą atencją zawsze wita i żegna się z paniami, robią aferę, że za wysoko podniósł rękę. Ale jeśli ktoś chce polować na takie sytuacje, niech poluje - to jest jego problem. Nie planujemy żadnego kursu z zakresu kreowania wizerunku dla prezydenta, nie jest to potrzebne. Pan prezydent jest po prostu sobą, tak wygrał wybory i nierozsądne byłoby sztuczne kreowanie go na kogoś innego. Ale zwracał Pan też w jednym z wywiadów uwagę na szczegóły, które są pewną formą oddziaływania public relations. Powiedział Pan: "skoro prezydent jest zagorzałym kibicem piłki nożnej, to warto to podkreślać, ale niekoniecznie pokazywać go z szalikiem piłkarskim"... - Tak uważam. Pan prezydent, owszem, bardzo interesuje się piłką nożną, natomiast nie jest szalikowcem. Wydaje mi się, że jeżeli będziemy ubierać kogoś w strój, który do niego nie pasuje, to nie da to dobrego efektu. Pokazujmy prezydenta takim, jakim jest naprawdę, to jest najlepsza recepta. Znaczna część środowisk prawicowych, konserwatywnych, katolickich, które popierały Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich, jest rozczarowana, uważa, że pan prezydent odwrócił się od swojego elektoratu, że ewoluował w kierunku centrolewicy, ludzie ze środowisk centrolewicowych mają ponoć też znaczący wpływ na jego decyzje... - Uważam, że tak nie jest. Nie wiem, jak sam jestem w tym kontekście postrzegany, bo w końcu to ja jestem tym człowiekiem, który pojawił się ostatnio w otoczeniu pana prezydenta. Mam nadzieję, że nikt mnie o lewicowość nie podejrzewa, ponieważ byłoby to niezgodne z prawdą i moimi przekonaniami. Wiara jest dla mnie rzeczą bardzo ważną, ludzie, którzy mnie znają, wiedzą o tym. Nigdy nie byłem w żadnej partii, pracowałem w Najwyższej Izbie Kontroli i przyzwyczaiłem się do statusu bezpartyjnego, i tak pewnie będzie nadal. Nie wydaje mi się natomiast, żeby w otoczeniu prezydenta pojawili się jacyś liczni lewicowcy. Na pewno też pan prezydent nie zmienił swojego stosunku do wiary, jest człowiekiem wierzącym, czego nigdy nie ukrywał. Mam takie doświadczenie z prezydentem Lechem Kaczyńskim jeszcze z czasu, gdy pracowaliśmy razem w NIK. Był pewien wyjazd do Włoch, czyli kraju na wskroś katolickiego. W nieoficjalnej części spotkania gospodarze zaprowadzili nas, przede wszystkim oczywiście ówczesnego prezesa NIK - Lecha Kaczyńskiego, do kościoła. Pokazują, jaka to zabytkowa budowla i ze zdziwieniem patrzą, że on klęka, żegna się, modli. Dla niego to była przede wszystkim świątynia, dopiero w drugiej kolejności obiekt zabytkowy. I taki jest Lech Kaczyński. Prawdziwy Lech Kaczyński. Dlatego proszę, nie szukajmy dziury w całym. Powiedział Pan, że Lech Kaczyński jest człowiekiem głęboko wierzącym. W takiej sytuacji muszę zadać pytanie, czy nie będzie to podłożem konfliktu między panem a panem prezydentem. W jednym z materiałów prasowych określono Pana mianem zdecydowanego ateisty... - Niczego takiego nie napisano, bo w takiej sytuacji zażądałbym sprostowania. Określenie mnie ateistą uważałbym za obraźliwe, dlatego bardzo proszę sprawdzić, co rzeczywiście zostało napisane. Owszem, w którymś z artykułów na mój temat pojawiła się wypowiedź dotycząca mojej rodziny, z której wynikało, że moja żona jest ewangeliczką, co jest prawdą, córki są bardzo zaangażowane w sprawy religii, obie należą do wspólnoty neokatechumenalnej, natomiast, że ja jestem niewierzący czy indyferentny - jakoś tak zostało to powiedziane. To ostatnie, na mój temat, nie jest oczywiście prawdą. Nie tak dawno prezydent USA bardzo pozytywnie wypowiadał się o Lechu Kaczyńskim, podkreślając zaangażowanie prezydenta Rzeczypospolitej w rozwiązanie konfliktu Rosja - Gruzja. Ta pozytywna ocena Lecha Kaczyńskiego praktycznie tylko przemknęła przez media i szybko zniknęła, bez większego echa. Czy pozytywne opinie przywódców innych krajów, a takie się pojawiają, nie są w zbyt małym stopniu wykorzystywane przez prezydenckich specjalistów od "pijaru"? - To nie powinna być kwestia prezydenckiego "pijaru", jak się pan wyraził, ale raczej obiektywnych i wyczerpujących relacji dziennikarskich. Dzisiaj w kontekście agresji Rosji na Gruzję widać bardzo dobitnie, jak dalekowzroczną politykę prowadził od pierwszego dnia prezydentury Lech Kaczyński. Przyznają to przedstawiciele różnych środowisk. I to zostało docenione, również przez prezydenta USA - jego słowa były szczególnie ważne, choćby ze względu na pozycję, jaką mają Stany Zjednoczone. Żałuję, że ten materiał, o którym pan wspomniał, tak szybko zniknął z mediów. Mówi Pan o pozytywnych opiniach, jakie zbiera pan prezydent, z drugiej strony minister Radosław Sikorski w wywiadzie dla red. Moniki Olejnik po szczycie w Brukseli powiedział, że nie słyszał, by ktoś gratulował Lechowi Kaczyńskiemu. - Mogę tylko się uśmiechnąć. Nie wiem, czy rzeczywiście nie słyszał, czy wolał tak powiedzieć, to już jego problem. Ja słyszałem, a przecież byłem w składzie polskiej delegacji do Brukseli i widziałem wiele osób podchodzących do pana prezydenta, ściskających mu dłoń i gratulujących postawy. Prezydent będzie w najbliższym czasie angażował się aktywniej w sprawy Gruzji? - Prezydent jest cały czas mocno zaangażowany i nie odpuszcza ani na moment, więc odpowiedź brzmi - zdecydowanie tak. Nie znaczy to jednak, że muszą być to zawsze działania bardzo spektakularne. Ale jeżeli będzie taka potrzeba, to będziemy podejmowali również i takie. Zaczęliśmy od rozmowy o balu, to na koniec też pytanie związane z tą uroczystością. Ilu prezydentów, szefów państw zaproszonych na obchody rocznicy niepodległości Polski przyjęło już zaproszenie? - Mamy już kilkanaście potwierdzeń. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-09-13

Autor: wa