Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Niektóre media" pytają

Treść

Komitet Śledczy wykorzystał okazję, jaką stało się zakończenie wizyty polskiej grupy badawczej, do przekazania swojego stanowiska w innych niż rejestratory kwestiach interesujących opinię publiczną. Szczególnie ciekawy jest ostatni akapit niepodpisanego przez nikogo komunikatu. Staje się on zrozumiały dopiero po lekturze "Naszego Dziennika" z 18 maja, w którym ujawniliśmy, że wymienione w protokole okazania ciała identyfikowanego jako zwłoki Lecha Kaczyńskiego jego bratu tzw. osoby przybrane do uczestnictwa mogły posługiwać się fałszywymi tożsamościami, bowiem jedna z nich jest absolutnie nieznana pod wskazanym w dokumencie moskiewskim adresem, a obie noszą dość dziwne, sztucznie brzmiące nazwiska.
Rosyjscy śledczy twierdzą, że wszystko dokładnie sprawdzili i protokół nie ma żadnych nieścisłości. Bylibyśmy spokojniejsi, gdyby ujawniono więcej szczegółów, a przynajmniej zapoznano z nimi polskich prokuratorów, którzy skądinąd niezbyt sprawą się interesują. Jednocześnie mamy satysfakcję, że naszą publikacją skłoniliśmy Komitet Śledczy do podjęcia działań, i to stosunkowo szybkich, wszak nasze podejrzenia zostały "obalone" w ciągu miesiąca od ich wyrażenia.
Oczywiście redakcja "Naszego Dziennika" jest gotowa do końca śledztwa smoleńskiego być określana jako "niektóre polskie media", jeżeli tylko doprowadzi to do udzielenia odpowiedzi na inne ważne pytania, jakie stawiamy. Na przykład, jaki był status lotniska i organizacja pracy na nim, jakie są kwalifikacje Plusnina i Ryżenki, jak wyglądała ich praca 7 i 10 kwietnia 2010, jaka była rola płk. Krasnokutskiego przebywającego na stanowisku kontroli lotów Siewiernego, jak wyglądało zabezpieczenie lądowania polskiego samolotu rządowego, począwszy od dostarczenia właściwych informacji nawigacyjnych i meteorologicznych po obecność na lotnisku polskich borowców itd.? Co znaczyły słowa "zrzut zakończony" nadawane przez radio, co kryją protokoły sekcji zwłok ofiar, skoro nadal nie przekazano ich stronie polskiej, mimo że rzekomo "całkowicie obalają" wysuwane zarzuty.
To oczywiście dobrze, że nasi eksperci mogli wreszcie "samodzielnie zbadać" zapisy rejestratorów polskiego samolotu. Dziwi tylko, że trzeba było bardzo wielu prób, wniosków, ponagleń i skarg na najwyższym szczeblu, aby Komitet Śledczy zechciał nam ponad rok po katastrofie łaskawie "dać możliwość" zrobienia tego, co na początku wydawało się pierwszym, najbardziej oczywistym i naturalnym krokiem na drodze ewentualnej współpracy śledczych Polski i Rosji.
Rejestratory, które tak naprawdę dawno powinny zostać nam zwrócone, z pewnością zawierają jeszcze wiele nieujawnionych informacji albo danych, z których znaczenia nie zdajemy sobie na razie sprawy. Pozostaje więc liczyć, że nośniki były rzeczywiście "oryginalne" i że biegli z Krakowa pod okiem prokuratora Mackiewicza mogli dobrze wykorzystać dwa tygodnie pracy w rosyjskiej stolicy.
Pozostaje jeszcze wyrazić żal z tego powodu, że jakiekolwiek strzępy informacji na temat pracy naszych specjalistów poznajemy za pośrednictwem służb prasowych Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej, a polska prokuratura jak zwykle milczy i czeka. Na co? Aż Rosjanie jak zwykle postawią śledczych z Warszawy przed faktami dokonanymi?
Piotr Falkowski
Nasz Dziennik 2011-06-20

Autor: jc