Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nieprzekazanie skrzynek budzi wątpliwości

Treść

Wstrzymywanie przez Rosjan przekazania stronie polskiej czarnych skrzynek z prezydenckiego Tu-154M jest niezrozumiałe. Taki akt ze strony naszych sąsiadów w żaden sposób nie umniejszyłby wartości prac rosyjskich ekspertów, a z pewnością pozwoliłoby na przyspieszenie ustaleń przyczyn tragedii.
Dla szybkiego wyjaśnienia przyczyn katastrofy konieczne jest pozyskanie przez stronę polską oryginalnych i kompletnych zapisów czarnych skrzynek prezydenckiego samolotu, który rozbił się w Smoleńsku 10 kwietnia br. - Dla mnie niezrozumiałe jest wstrzymywanie tego przekazania, które przecież w żaden sposób i w niczym nie umniejsza wartości ustaleń dokonanych przez rosyjskich ekspertów, a pozwoliłoby na przyspieszenie wspólnym wysiłkiem ustalenia rzeczywistych przyczyn polskiej tragedii - ocenił dr inż. Ryszard Drozdowicz.
Tymczasem brak danych powoduje mnożenie kolejnych przypuszczeń i hipotez. Pojawiają się pytania o to, czy pilot mógł nie dysponować informacjami co do rzeczywistych parametrów schodzenia do lądowania, jednak praktyka lotnicza raczej wyklucza taką możliwość. Jak podkreślił Drozdowicz, parametry zniżania, czyli wytracania wysokości na podejściu, piloci ustalają odpowiednio wcześniej na wysokości rzędu 300 metrów. - Tymi parametrami są przede wszystkim: wysokość na początku ścieżki podejścia, prędkość i kąt schodzenia, kurs zgodny z kierunkiem pasa startowego z uwzględnieniem kierunku i prędkości wiatru, parametry pracy silników - tłumaczył. W tej fazie lotu następuje też wypuszczenie klap i podwozia. - Wszystkie parametry są cały czas kontrolowane przez dwóch pilotów i mechanika - nawigatora i muszą być całkowicie zgodne z warunkami podanymi przez kontrolera lotów. Jakiekolwiek rozbieżności między przyrządami pokładowymi i kontrolą lotów wykluczają decyzję o lądowaniu - dodał Drozdowicz. Ponadto wysokościomierze będące w wyposażeniu tupolewa (według danych wojskowych, były tam cztery niezależne urządzenia), każdy działający na innej zasadzie, muszą w każdej chwili lotu pokazywać dokładnie tę samą wysokość. - Nie sposób przyjąć, że wszystkie główne przyrządy uległy naraz awarii, i to na ścieżce podejścia - ocenił specjalista.
Z punktu widzenia praktyki lotniczej wątpliwa jest też teza sugerująca, że również rosyjski Ił-76 został sprowadzony zbyt blisko ziemi i podobnie jak Tu-154M zahaczył o drzewa. Taka sugestia pojawiła się podczas analizy zniszczeń poczynionych przed lotniskiem - rzekomo zbyt dużych w stosunku do rozpiętości skrzydeł "tutki". - Gdyby Ił-76 miał tak poważne kłopoty z lądowaniem, to kontroler lotów musiałby natychmiast zakazać lądowania polskiemu Tu-154M, choćby ze względu na możliwe uszkodzenia iła, kwalifikujące to zdarzenie do katastrofy - ocenił Drozdowicz. Jak zaznaczył, w takim przypadku lotnisko jest zamykane do czasu wyjaśnienia przyczyn tego zdarzenia.
MA
Nasz Dziennik 2010-05-10

Autor: jc