Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nikt nie zapytał o certyfikaty

Treść

Nie ma pewności, czy symulator Tu-154, na którym Międzypaństwowy Komitet Lotniczy przeprowadzał eksperyment po katastrofie 10 kwietnia 2010 roku, posiadał stosowne certyfikaty i czy w wystarczającym stopniu odzwierciedlał stan techniczny polskiej maszyny. O ile nowoczesne systemy wprowadzone do "101" nie miały wpływu na sposób działania przycisku "uchod", to z pewnością o torze lotu decydowały silniki - w wersji symulatorowej inne niż w polskim Tu-154M. Gdyby eksperyment w Moskwie nie pozostawiał żadnych wątpliwości, polska komisja nie musiałaby eksperymentować na "102" - argumentują piloci.
Przeprowadzony w Moskwie eksperyment na symulatorze Tu-154 miał dać odpowiedź, czy możliwe jest odejście na drugi krąg na zakresie automatycznym przy niedziałającym radiotechnicznym systemie lądowania ILS. Dokonano też oceny charakterystyk odejść z włączonym ILS oraz parametrów lotu samolotu w kanale podłużnym przy odejściu na drugi krąg z różnych wysokości (100, 60, 40 i 20 m). Uznano, że użycie przycisku "uchod" bez ILS nie jest możliwe oraz że samolot zniżający się z prędkością pionową 7-8 m/s jest w stanie bezpiecznie odejść z wysokości 40 metrów. Próba odejścia z 20 m zakończyła się zderzeniem z ziemią.
Międzypaństwowy Komitet Lotniczy w swoim raporcie oprócz wniosków z eksperymentu nie przedstawił żadnej charakterystyki urządzenia, na którym przeprowadzono badania. Z deklaracji Centrum Symulatorów "Aerofłotu" złożonych dziennikarzom "Naszego Dziennika" ponad rok od badań wynika, że jest to pełny symulator lotu (FFS) kategorii C. - To wiemy jednak tylko na podstawie informacji przekazanych dziennikarzom. Jaką mamy pewność, że symulator w czasie badań spełniał wymogi tej kategorii, a jeśli tak, to czy posiadał aktualne certyfikaty potwierdzające jego sprawność? Czy ktoś to sprawdził przed eksperymentem? Tego nie wiemy, bo raport MAK ani słowem nie wspomina nawet o specyfikacji tego urządzenia - powiedział w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" były pilot wojskowy, latający m.in. na Tu-154M w lewym fotelu dowódcy załogi. Jak zauważa nasz rozmówca, niezrozumiałe jest to, że w przypadku tak ważnej dla państwa polskiego katastrofy zabrakło weryfikacji podstawowych szczegółów, np.: czy wykonane badanie było miarodajną próbą.
Wyposażenie kabiny treningowej w Moskwie bazuje na cywilnej wersji Tu-154B, która nie posiada elementów zachodniego wyposażenia, jakie zaimplementowano w rządowej maszynie. Jednak w ocenie lotników, systemy takie jak FMS czy TAWS nie miały wpływu na działanie przycisku "uchod". Jednak fakt, że przycisk ten - wbrew logice - nie zadziałał podczas rosyjskich eksperymentów, może świadczyć o tym, że być może nie wszystkie podstawowe systemy symulatora były sprawne. - Wiele razy bywało tak, że na moskiewskim symulatorze coś nie działało, no bo zdarzyła się jakaś drobna usterka. To są już leciwe urządzenia, w które się już nie inwestuje, bo tego rodzaju samolotów jest coraz mniej. Poza tym, jeśli sprzęt nie jest wykorzystywany na co dzień, nie podlega szczegółowej kontroli, to obsługa techniczna może nawet nie mieć świadomości wystąpienia pewnych usterek, a symulacja da wynik inny niż w rzeczywistości - zauważył pilot.
W jego ocenie, już sam fakt, że polska komisja zdecydowała się na przeprowadzenie własnych doświadczeń na bliźniaczym Tu-154M, może świadczyć o tym, że rosyjskie wyniki badań okazały się mało wiarygodne. - Gdyby rosyjskie badanie w pełni odwzorowywało nasz samolot, to nie byłoby potrzeby wykonywania eksperymentów. Musiały być jakieś wątpliwości, skoro mimo wykonania badań na symulatorze pokuszono się o dodatkowe loty próbne - zauważył pilot.
Jak dodał, z pewnością znaczenie dla wyników prowadzonych w Moskwie doświadczeń miał typ silników obsługiwanych przez symulator. - Tam do dyspozycji są silniki starszego typu, w które były wyposażone cywilne wersje Tu-154. Instalowane w polskich samolotach jednostki były nowocześniejsze, mniej hałaśliwe. Tu pojawia się kolejna wątpliwość, bo nie wiemy, czy ktokolwiek porównał ich charakterystyki, a to ma znaczenie przy próbach wyznaczenia wysokości, z której możliwe jest bezpieczne odejście - zauważył pilot. Jak dodał, współczesne symulatory dają możliwość konfigurowania ich pod konkretny typ samolotu oraz umożliwiają wybór wszystkich jednostek napędowych instalowanych w danym typie samolotu. - Już sam ten fakt pozwala sądzić, że to, jaki silnik jest na symulatorze, a jaki w rzeczywistości, ma duże znaczenie - dodał.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2011-06-06

Autor: jc