Obawy Kaczyńskiego
Treść
Na Jarosława Kaczyńskiego posypały się gromy ze strony dziennikarzy i polityków, bo odważył się powiedzieć, że jego brat, prezydent Lech Kaczyński, mógł dwa lata temu paść ofiarą zamachu, a nie wypadku lotniczego. Reakcją były kpiny, szyderstwa czy w najlepszym wypadku głosy lekceważenia. Zanim jednak ktoś zacznie krytykować Jarosława Kaczyńskiego za stawianie tak "daleko idących, niepopartych dowodami tez" (padają też oskarżenia wręcz o paranoję, jakiej miał ulec szef PiS, lub o chęć wywołania dyplomatycznej wojny polsko-rosyjskiej), warto się poważnie zastanowić, jak wygląda badanie katastrofy smoleńskiej.
Przypomnijmy sobie tylko, jak Rosja i jej Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) mataczyły w dochodzeniu i pracach komisji (casus głosu gen. Andrzeja Błasika) i fałszowały ważne dokumenty, w tym protokoły z sekcji zwłok. Po co? Przypomnijmy sobie, jak niemal od razu, już kilka minut po tragedii, winą obarczono pilotów, a współodpowiedzialność za katastrofę zrzucono na prezydenta i generała Andrzeja Błasika. I jak też od razu tę samą narrację przyjęło wielu polityków i tzw. ekspertów w Polsce, prześcigających się w szkalowaniu Lecha Kaczyńskiego.
Jak traktować fakt, że do tej pory nie został dokładnie przebadany wrak Tu-154M, który zresztą od razu po katastrofie Rosjanie celowo niszczyli? Po co? Przecież nawet laik wie, że w takich przypadkach na całym świecie pieczołowicie zbiera się wszelkie szczątki, sporządziwszy uprzednio dokładną i staranną dokumentację miejsca zdarzenia. Bada się każdą, nawet najdrobniejszą śrubkę. Tak robi się wszędzie, tylko nie w Rosji i nie w przypadku polskiego tupolewa niszczejącego na smoleńskim lotnisku.
Zresztą, wątpliwości ma nie tylko były premier. Wielu ekspertów lotniczych, tych niemalowanych, wojskowych znawców problematyki organizacji i bezpieczeństwa lotów wskazywało i wskazuje na zaniedbania ze strony służb rządowych, które nie pozostały bez wpływu na wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku. Tak samo jak działania Rosjan na wieży lotniska w Smoleńsku i ich tajemniczych przełożonych z Moskwy. Póki śledztwo trwa, nic nie jest przesądzone.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik Wtorek, 10 kwietnia 2012, Nr 84 (4319)
Autor: au