Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Palikot w ofensywie

Treść

Janusz Palikot po wygraniu wyborów regionalnych w Lublinie prowadzi już intensywną kampanię wśród delegatów na kongres krajowy. Liczy bowiem na sukces w wyborach do władz krajowych partii - przynajmniej na miejsce w zarządzie krajowym, choć ambicją Palikota jest tak naprawdę stanowisko jednego z wiceprzewodniczących partii. Jeśli poseł zyska poparcie premiera Donalda Tuska dla swoich planów, może być pewien wygranej.
Janusz Palikot najpierw tryumfował na regionalnym zjeździe PO w Lublinie 22 maja. Jeszcze kilka dni przed zjazdem wydawało się, że poseł może utracić władzę w swoim macierzystym regionie, bo opozycja była wyjątkowo mocna. Przeciwko niemu działała początkowo żałoba narodowa po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego i 95 innych osób w katastrofie pod Katyniem. Polityk Platformy był przecież znany z brutalnych i chamskich ataków na tragicznie zmarłego prezydenta. Dlatego zamilkł po katastrofie, wyjechał także z kraju, aby tam przeczekać kilka tygodni po katastrofie prezydenckiego tupolewa, bo obecność posła w Sejmie czy mediach byłaby dla Polaków nie do przyjęcia. Gdy wrócił, zmienił swój publiczny wizerunek, a ponadto sprzyjała mu atmosfera wcześniejszej kampanii prezydenckiej. W efekcie część delegatów, która była gotowa jeszcze na początku maja głosować przeciwko Palikotowi, zmieniła zdanie i poparła dotychczasowego przewodniczącego. - Przewodniczący miał też poparcie Bronisława Komorowskiego. Marszałek przy okazji różnych spotkań tego poparcia nie ukrywał, natomiast obóz wspierany wcześniej przez Grzegorza Schetynę stracił impet. Ponadto Palikota nie chciał karać Donald Tusk, któremu jest on najpewniej wciąż potrzebny - mówi nam jeden z lubelskich radnych. Nie chce podawać nazwiska, aby "nie podpaść" Palikotowi w sytuacji, gdy za kilka miesięcy będą układane listy kandydatów w wyborach samorządowych. Dlatego poseł czuje się teraz wyjątkowo mocny i myśli o wzmocnieniu swojej pozycji w strukturach krajowych.
Janusz Palikot nieraz zgłaszał swoje aspiracje nawet do stanowiska szefa partii, ale dopóki Platformą rządzi twardą ręką Donald Tusk, musi się zadowolić najwyżej funkcją jednego z jego zastępców. - Wiem, że Janusz lobbuje za swoją kandydaturą. Bada na razie grunt, ale ma podobno już spore poparcie wśród delegatów na kongres krajowy - mówi nam jeden z posłów PO. - Im bliżej będzie kongresu, tym zapewne te zabiegi będą jeszcze intensywniejsze - dodaje.
Z nieoficjalnych informacji "Naszego Dziennika" wynika, że Palikot chciałby we władzach partii zastąpić obecnego wiceprzewodniczącego Waldy'ego Dzikowskiego. Do maja Dzikowski był szefem regionu wielkopolskiego partii, jednak utracił to stanowisko na rzecz posła Rafała Grupińskiego, byłego ministra w kancelarii premiera. - Ale zapewne Grupiński chciałby też zająć miejsce Dzikowskiego jako jego "naturalny sukcesor" we władzach krajowych - mówi senator PO z Wielkopolski.
Inny z polityków Platformy przekonuje jednak, że Palikot może być pewny stanowiska wiceprzewodniczącego tylko w przypadku zwycięstwa w wyborach prezydenckich Bronisława Komorowskiego, który też jest jednym z wiceprzewodniczących partii. Wtedy po prostu musiałby zgodnie z Konstytucją opuścić szeregi partyjne. - I na pewno wskazałby na swoje miejsce Janusza Palikota, bo to przecież chyba najbardziej znany duet politycznych przyjaciół w naszej partii - mówi osoba z mazowieckiej PO. - Marszałek reprezentuje co prawda największy region - Mazowsze, ale wiceprzewodniczącą jest także prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz - dodaje nasz rozmówca. Mniej prawdopodobne jest natomiast, aby Palikot wygryzł innego z wiceprzewodniczących. Tomasz Tomczykiewicz kieruje silnym regionem śląskim, a Jacek Saryusz-Wolski to z kolei wpływowy eurodeputowany PO i ta frakcja "z urzędu" ma swojego wiceprzewodniczącego. Choć akurat w tym przypadku możliwa jest zamiana Saryusza-Wolskiego na Jerzego Buzka, przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Ale na pewno nie na Janusza Palikota. Jednak jeśli Komorowski przegra wybory, na pewno przygaśnie wtedy także gwiazda Palikota, bo na niego również spadnie część odpowiedzialności za wyborczą porażkę marszałka Sejmu.
Najwięcej będzie jednak zależało od stanowiska Donalda Tuska. Jeśli premier uzna, iż awans Palikota jest mu na rękę, to może go poprzeć. Publiczną tajemnicą jest bowiem to, że jeśli premier kogoś zarekomenduje do władz partii, to może on być pewien pozytywnego wyniku głosowania delegatów na zjazd krajowy. Dlatego jeśli na jednego z wiceprzewodniczących zostanie zgłoszona przez delegatów kandydatura posła z Lublina i poprze ją, przynajmniej w nieoficjalnych rozmowach, przewodniczący Tusk, głosowanie będzie jedynie formalnością. Tak już bowiem było w przeszłości, że skład władz układali liderzy w kuluarach zjazdu. Może być zresztą i tak, że kongres zwiększy liczbę wiceprzewodniczących, żeby zadowolić ambicje wszystkich najważniejszych partyjnych graczy.
Za Palikotem mają przemawiać względy strategiczne. - Tusk, awansując Palikota, może użyć go jako kontrolera Grzegorza Schetyny. Szef dolnośląskiej PO ma przecież obiecane przez Tuska dalsze piastowanie funkcji sekretarza generalnego naszej partii - podkreśla poseł Platformy z Mazowsza. Premier jest przecież zajęty administrowaniem państwem, wie, że z miesiąca na miesiąc warunki rządzenia będą coraz trudniejsze i musi mieć spokój w partii. A trwałość zaplecza politycznego szefa rządu gwarantuje rywalizacja między politykami Platformy.
I Palikot byłby idealnym hamulcowym dla Schetyny. Zdaniem naszego rozmówcy, w najgorszym razie dla Janusza Palikota powinno znaleźć się miejsce w zarządzie krajowym, gdzie lider lubelskiej Platformy jest nieobecny. A zarząd to w tej chwili 14 osób.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2010-06-02

Autor: jc