Pamięć historyczna przegrywa z pieniędzmi
Treść
Opór mieszkańców, niechęć radnych, koszty - to najczęstsze przyczyny negatywnych reakcji na prowadzoną przez IPN akcję zmiany nazw placów i ulic noszących imiona komunistycznych patronów. Radnych nie przekonują również argumenty prawników, że nie muszą się kierować opiniami mieszkańców w tej sprawie. - Chciałem to zrobić, zmienić nazwę ulic - powiedział nam Grzegorz Myk, przewodniczący miasta Koronowo (woj. kujawsko-pomorskie), gdzie nadal istnieją ulice Nowotki, Janka Krasickiego czy Sawickiej. - Ale z mieszkańcami nie można było rozmawiać, mówili o kosztach, nie zgodzili się - tłumaczy przewodniczący. Niezrażony tym Grzegorz Myk przygotował jednak stosowną uchwałę, która podczas głosowania w radzie została poparta tylko przez niego. Także inni szefowie rad tych gmin, które negatywnie odpowiedziały na apel prezesa IPN Janusza Kurtyki o eliminację komunistycznych patronów ulic, wskazywali na problem pokrycia kosztów zmiany w nazewnictwie. - Duży odsetek mieszkańców był przeciw, mówili o kosztach, chcą ich pokrycia przez samorząd - mówi Piotr Lewandowicz, przewodniczący rady gminy Choceń (Kujawsko-Pomorskie), gdzie "straszy" nadal ulica Świerczewskiego. - Nie spodziewałem się takich wyników - dodaje. Kosztami, jakie ponieśliby mieszkańcy, zasłaniają się radni miasta Chmielnik (Świętokrzyskie). "W dyskusji radni nie podjęli inicjatywy zmiany nazwy ulic, głównie motywując kosztami, jakie ponieśliby mieszkańcy, których dotyczyłyby ww. zmiany" - odpowiadał prezesowi IPN Januszowi Kurtyce Jerzy Kulpiński, przewodniczący Rady Miejskiej. Mieszkańcy w wielu gminach chcą, by władze tych jednostek poniosły koszty zmiany ulic, jednak gminy wcale się do tego nie palą. Tak jest np. w Bychawie (Lubelskie), chociaż jak zapewniał nas zastępca burmistrza Jan Mazurkiewicz, po przerwie wakacyjnej radni wrócą do sprawy. Podobnie w Pińczowie (Świętokrzyskie), gdzie jak powiedział nam Marek Omasta, przewodniczący Rady Miasta, radni podczas posiedzenia komisji negatywnie zaopiniowali zmianę nazwy Armii Ludowej. Argumentowali, że "szkoda pieniędzy", mimo iż na tej ulicy zameldowany jest zaledwie... jeden mieszkaniec. Pojawiały się też opinie, aby "dać sobie z tym spokój". Ponadto w odpowiedzi do IPN zaznaczono, że "Ziemia Pińczowska była kolebką patriotycznych zrywów narodowowyzwoleńczych, przesiąkniętych krwią jej mieszkańców, niezależnie z jakiej opcji pochodzili". Do radnych kompletnie nie trafia opinia historyków IPN zamieszczona na stronach internetowych Instytutu, że "w odróżnieniu od organizacji polskiego podziemia niepodległościowego (zarówno lewicowych, jak i prawicowych, związanych z ruchem socjalistycznym, ludowym i narodowym) GL PPR była formacją reprezentującą sowiecką rację stanu" oraz "ze względu na pełne podporządkowanie GL-AL władzom sowieckim były one faktycznie częścią sił zbrojnych ZSRR, działających na zapleczu frontu niemieckiego, podobnie jak inne sowieckie grupy dywersyjne". O jakim patriotyzmie można wobec tego tu mówić? To nie jedyny przejaw lekceważenia apelu prezesa IPN. W Koronowie uchwały o zmianie nazw ulic nie poparli nawet radni PiS, których jest czterech, mimo że ugrupowanie to w Sejmie chce przeforsować ustawę dekomunizacyjną przewidującą eliminację komunistycznych patronów ulic. Kulpiński szczerze przyznaje, iż "obecnie w Radzie Miejskiej w Chmielniku nie ma woli dokonywania poważnych zmian". Istnym kuriozum jest reakcja radnych z Radymna na Podkarpaciu, którzy nie tylko obrazili się na Janusza Kurtykę, ale wręcz poczuli się przez niego zmuszani do zmiany ulicy Sawickiej. "Informacja, jakoby na terenie Radymna znajdowała się ulica 'będąca w swej istocie formą gloryfikacji stalinizmu i działalności wymierzonej przeciw niepodległości Polski', jest jawnym nadużyciem, natomiast przypisywanie mieszkańcom czy władzom Miasta 'pochwały zbrodniczych ideologii i zdrady Ojczyzny' mieści się już w kategoriach braku kultury politycznej, co nie przystoi człowiekowi piastującemu tak wysoką funkcję państwową" - pisał w odpowiedzi na apel IPN Witold Pawlik, przewodniczący Rady Miejskiej w Radymnie, wybrany z jednego z lokalnych komitetów, a wcześniej reprezentujący formację o prawicowych zapatrywaniach. Trzeba jednak nadmienić, że apel IPN nie zawiera jakichkolwiek nacisków. Przewodniczący Pawlik argumentował, iż "taka nazwa ulicy używana jest do celów ewidencyjnych, wyborczych i takie też jest jej oznakowanie. Nazwisko 'Sawicka' jest w Polsce dosyć powszechne i niekoniecznie kojarzone jest z Hanną Szapiro". Nic dodać, nic ująć. Do radnych nie trafiają też argumenty prawników, że nie muszą oni brać pod uwagę negatywnych wyników społecznych konsultacji, aby dokonać zmiany nazwy ulicy. W odpowiedzi usłyszeliśmy o tym, iż władze chcą być wierne ideom samorządowym: "nie chcemy działać wbrew ludziom", ale pojawiały się też obawy typowo wyborcze: "to byłoby źle odebrane". Oporu mieszkańców nie udaje się także przełamać mimo prowadzonych akcji informacyjnych na łamach lokalnej prasy, jak np. w Choceniu. W ten sposób, jak informował nas wcześniej IPN, na około 100 apeli skierowanych do gmin, pozytywnie odpowiedziało zaledwie kilka. Zenon Baranowski "Nasz Dziennik" 2008-08-26
Autor: wa