Panie prezydencie, proszę nie podpisywać
Treść
Gabriela Masłowska 12 marca tego roku minęła setna rocznica śmierci wybitnego działacza ruchu narodowego Jana Ludwika Popławskiego. W jednej ze swych publikacji pisał on, że "dla narodu, mającego żywe poczucie jedności i odrębności swych interesów, jedyną postacią bytu politycznego, mogącą go bezwzględnie uchronić od wynarodowienia i zapewnić mu samoistny rozwój polityczny, jest niezależność państwowa. Przynależność do obcego państwa, nawet na zasadzie autonomii oparta, nie tylko krępuje swobodę działalności politycznej, ale bezpośrednio lub pośrednio powstrzymuje również swobodny rozwój życia narodowego w różnych dziedzinach". Uważam, że słowa te aktualne są także i dziś. Istotą realizowanego dzisiaj modelu integracji europejskiej jest przenoszenie kolejnych kompetencji państw narodowych na szczebel ponadnarodowy. Odbywa się to często bez aprobaty poszczególnych społeczeństw. Duża część tak zwanych europejskich elit opowiada się przeciwko przeprowadzaniu referendów w sprawach, które dotyczą przekazywania poszczególnych atrybutów suwerenności w obce ręce. Słuszny jest pogląd, w myśl którego po przekroczeniu pewnego etapu integracji poszczególne państwa narodowe mogą stać się faktycznie tylko regionami, landami czy też - mówiąc inaczej - województwami. Z tego punktu widzenia perspektywa wejścia w życie traktatu z Lizbony budzi sprzeciw. Traktat ten bowiem przewidywał wprowadzenie instytucji ministra spraw zagranicznych Unii Europejskiej oraz faktycznego jej prezydenta. Wprawdzie te nowo powoływane stanowiska miały mieć nieco inne nazwy, ale istniała obawa, że ich istotą będzie przekazanie dalszych uprawnień państw narodowych w kierunku organów ponadnarodowych w sprawach polityki zagranicznej. Bardzo groźnie brzmiał również jeden z zapisów traktatu z Lizbony, który mówi, "że zgodnie z zasadą pomocniczości, w dziedzinach, które nie należą do jej wyłącznej kompetencji, Unia podejmuje działania tylko wówczas i tylko w takim zakresie, w jakim cele zamierzonego działania nie mogą zostać osiągnięte w sposób wystarczający przez Państwa Członkowskie, zarówno na poziomie centralnym, jak i regionalnym oraz lokalnym, i jeśli ze względu na rozmiary lub skutki proponowanego działania możliwe jest lepsze ich osiągnięcie na poziomie Unii". Skoro to Unia miałaby decydować o tym, czy jest w stanie dane cele zrealizować lepiej niż państwo narodowe, to znając zachłanność jej urzędników, można być prawie pewnym, że na przykład Komisja Europejska chciałaby decydować o niemal wszystkim. Proszę też pamiętać, że wprawdzie nasza Konstytucja dopuszcza przekazanie niektórych kompetencji państwa polskiego organowi międzynarodowemu lub organizacji międzynarodowej, ale jest chyba duża różnica między przekazaniem niektórych kompetencji a otwarciem drogi do przekazania niemal wszystkich kompetencji. Traktat równa się region Traktat z Lizbony miał też wprowadzić zapis, że państwa członkowskie powstrzymują się od podejmowania wszelkich środków, które mogłyby zagrażać urzeczywistnianiu celów Unii. W związku z powyższym powstawało niebezpieczeństwo, że Trybunał Sprawiedliwości będzie miał tak szerokie pole do swego orzecznictwa, że nasz stopień suwerenności będzie tak nikły, iż po wejściu w życie tego traktatu bylibyśmy faktycznie tylko regionem Europejskiego Państwa Federalnego. Inny z zapisów traktatu mówił, że zasada pomocniczości ma być realizowana nie tylko na szczeblu państwa, ale też na szczeblu regionalnym i lokalnym. Powstawała wątpliwość, czy zapis ten nie podważa zapisanego w naszej Konstytucji jednolitego, czyli unitarnego charakteru państwa polskiego. Kilkanaście dni temu: posłanka Anna Sobecka, poseł Bogusław Kowalski i ja zwróciliśmy się do prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z apelem o niepodpisywanie tego traktatu. Z dużą satysfakcją przyjmujemy fakt, że prezydent Lech Kaczyński wyraził pogląd, iż podpisanie traktatu po referendum w Irlandii jest bezprzedmiotowe. Przychylnie na tę wypowiedź zareagował prezydent Czech Vaclav Klaus, który wielokrotnie dawał dowód swego sprzeciwu wobec powiększania kompetencji instytucji unijnych. Wydaje się, że istnieje szansa na pogłębienie współpracy między Polską a Czechami w sprawach dotyczących utrzymania jak największego stopnia suwerenności państw narodowych, gdyż nasze interesy są bardzo zbliżone. Przyjaźń trwała krótko Oburzenie wypowiedzią głowy naszego państwa wyraził natomiast prezydent Francji, który jeszcze w maju tego roku nazywał nas, Polaków, przyjaciółmi i mówił o potrzebie polsko-francuskiego partnerstwa. Ten przykład pokazuje, że w stosunkach międzynarodowych należy kierować się dużą ostrożnością, licząc głównie na siebie, a wybierając taktyczne sojusze, trzeba kierować się oceną stopnia wspólnoty faktycznych celów! W tym kontekście warto wskazać na zbliżone stanowisko prezydenta Kaczyńskiego i prezydenta Klausa w sprawie waluty narodowej. Oto w październiku 2006 roku na łamach hiszpańskiego pisma "El Mundo" polski prezydent stwierdził, że sprawa przyjęcia euro powinna być przedmiotem referendum, gdyż likwidacja złotego może spowodować ograniczenie suwerenności. Z kolei prezydent Klaus wtedy, gdy był powtórnie wybierany na swą funkcję w lutym tego roku, powiedział: "Będę wspierał istnienie naszej własnej waluty tak długo, dopóki będzie to korzystne dla obywateli Republiki Czeskiej". Autorka jest posłem na Sejm RP z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, doktorem nauk ekonomicznych. "Nasz Dziennik" 2008-07-10
Autor: wa