Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pięknie wytańczona "Carmen"

Treść

Najwyższa perfekcja w każdym detalu i scenach zbiorowych, niezwykła uroda ogromnie interesujących układów choreograficznych, czytelność relacji między postaciami, doskonałe wykonanie i, oczywiście, wspaniała, przepiękna muzyka oraz pomysłowość inscenizacyjna złożyły się na gościnny spektakl "Carmen" w wykonaniu Compania Antonio Gades z Hiszpanii. Publiczność nie chciała wypuścić artystów ze sceny. I trudno się dziwić, bo oglądanie tego spektaklu było wielką przyjemnością. Chciało się, żeby trwał i trwał. I choć artyści nie szczędzili bisów, to i tak wciąż było mało. To przykład prawdziwej sztuki, która nie wymaga żadnego specjalnego lobbingu medialnego mającego na celu przekonać widza, że to, co ogląda, jest znakomite. Bo jest znakomite. Piszę o tym w kontekście nachalnej, wręcz agresywnie oddziałującej na odbiorcę reklamy niektórych ostatnich premier teatralnych, które de facto w ogóle nie powinny się znaleźć na scenie. Tymczasem nie tylko się znalazły, ale i niemałe pieniądze wyłożono na "zmuszanie" widza (właśnie poprzez reklamę) do oglądania czegoś tak miernego i oddalonego od sztuki teatru, że aż trudno uwierzyć. Myślę tu co najmniej o dwóch kuriozalnych premierach warszawskich: w Teatrze Rozmaitości i w Teatrze na Woli. Nie ukrywam, że kiedy oglądałam "Carmen", szczerze zazdrościłam, że nie jest to spektakl nasz, zrealizowany przez polskich twórców i w wykonaniu polskich artystów. No cóż, trudno. Dobrze, że chociaż gościnnie zaistniał. Dzięki temu publiczność może mieć realny punkt odniesienia do tego, jak może wyglądać sztuka, która o czymś mówi, która wysoko ustawia poziom artystyczny, a zarazem jest czytelna dla wszystkich. I aby przemówić do wszystkich wcale nie musi być populistyczna. Ci z Państwa, którzy oglądali niegdyś hiszpański film Carlosa Saury z 1983 roku, zapewne dostrzegli wiele podobieństw z obecnym przedstawieniem. Carlos Saura, reżyser, i Antonio Gades, choreograf, zrealizowali film, który stał się ich ogromnym sukcesem. To zachęciło ich do zrealizowania wersji teatralnej. Pokazali tu uwspółcześnioną wersję "Carmen", gdzie główna bohaterka, piękna młoda Cyganka, pracownica w fabryce cygar, zostaje tancerką flamenco. W filmie relacje między tancerzami tworzą osobną intrygę, na którą dopiero nałożyła się opowieść zainspirowana opowiadaniem Prospera Mérimée. W scenicznej wersji dokonano montażu śpiewów i tańców flamenco, a muzykę Georges'a Bizeta wykorzystano tu na zasadzie pewnego kontrapunktu do flamenco. Zarówno w filmie, jak i w wersji teatralnej głównym trzonem akcji jest (odbywająca się w sali prób zespołu) próba baletowa przygotowywanego spektaklu. Nie ma tu żadnych dekoracji. Tylko tancerze, śpiewacy, muzyka i oświetlenie odgrywające tutaj ważną rolę. W warstwie fabularnej przedstawienie oparte jest - tak jak i opera Bizeta - na opowiadaniu Prospera Mérimée. Muzycznie zaś wykorzystano tylko częściowo nagrania z opery Bizeta (uwerturę, słynne arie, habanerę) i wspaniale połączono to z pieśniami i tańcem flamenco wykonywanym na scenie z towarzyszeniem kastanietów i gitary. Głównym elementem muzycznym jest tu jednak flamenco. W odróżnieniu od filmu sceniczna wersja "Carmen" stanowi dość silnie wyeksponowane flamenco wpisane w kulturę narodową Hiszpanii. Jest takie powiedzenie, że Hiszpanie rodzą się już z umiejętnością flamenco. Muzyka, charakterystycznie wykonywane pieśni i taniec tworzą tu wyjątkową dramaturgię, której stałym elementem jest silnie pulsujący rytm, wzrastający i na moment opadający, by za chwilę znów wzrosnąć, niczym sinusoida. Wspaniale harmonizuje to z temperamentem tańca, pobudzanego także rytmicznym klaskaniem w dłonie. Uwaga tancerza koncentruje się tutaj nie tylko na ruchu nóg i wystukiwaniu rytmu obcasami, ale też na ruchu ramion i rąk. Patrząc na spektakl, można powiedzieć, że właściwie całe ciało wykonawców tańczy flamenco. Tancerze, śpiewacy, gitarzyści tworzą tu znakomitą wspólnotę artystyczną, której poszczególne części wzajemnie przenikają się i stanowią zwartą, zdyscyplinowaną całość. Jednak mimo owego zdyscyplinowania Gades nie zabronił wykonawcom dopuszczenia pewnej spontaniczności wynikającej z ich osobistego temperamentu osobowego oraz temperamentu tancerza, co wyraziście prezentują wszyscy tancerze, zwłaszcza soliści: Stella Arauzo (Carmen), Adrian Galia jako Don José (najlepsza rola), Antonio Hidalgo (toreador) i Joaquin Mulero w roli męża Carmen. Twórca układu choreograficznego, Antonio Gades, był wyjątkowym specjalistą od flamenco. Zafascynowany tańcem, najpierw uczył się flamenco, a dopiero potem studiował taniec klasyczny, co bardzo mu się przydało w pracy artystycznej, bo jak mało kto potrafił łączyć różne techniki w jednym spektaklu. Tak właśnie jak tutaj, gdzie połączył flamenco z baletem klasycznym. Można powiedzieć, że dość późno, bo w 1980 roku (miał wówczas 44 lata) Antonio Gades założył swój własny zespół, z którym wiele podróżował po świecie. Artysta pragnął rozsławić w świecie taniec hiszpański. W tym celu pod koniec życia założył fundację, której celem jest ochrona jego artystycznego dorobku tak, by w ten sposób propagować właśnie taniec hiszpański w takim kształcie, jaki nadał mu Antonio Gades. I właśnie Fundacja Antonia Gadesa stworzyła nowy zespół tańca, który ma w repertuarze pięć największych przedstawień choreografa, czyli "Suitę flamenco" z 1968 roku, "Krwawe gody" (1974), "Carmen" (1983), "Ogień" (1989) i "Owcze źródło" z 1994 roku. Wszystkie te przedstawienia są dokładnym odtworzeniem jego choreografii, mimo że wykonawcami są już nowi tancerze. Jednak poetyka tych spektakli, ich klimat, myśl inscenizacyjna - dzięki fundacji - pozostały takie, jakimi zrealizował je kiedyś Antonio Gades. Temida Stankiewicz-Podhorecka "Carmen" wg Prospera Mérimée, scenariusz, choreografia i światła: Antonio Gades i Carlos Saura; scenografia: Antonio Saura; muzyka: Antonio Gades, Antonio Solera, Ricardo Freire, Georges Bizet i in.; wykonanie: Compania Antonio Gades z Hiszpanii gościnnie w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. "Nasz Dziennik" 2007-12-12

Autor: wa